A z trochę innej strony: tak sobie przeglądając romanse polskie, mam wrażenie, że dominuje jeden typ bohatera (o bohaterkach kiedy indziej) i to bez większego nawet wewnętrznego zróżnicowania, taki "męski do bólu"(plus dosyć konkretna definicja męskości).
A zarazem nie widzę go za bardzo w produkcjach filmowych/serialowych. I zastanawiam się, dlaczego..
I mi się skojarzyło z takim opisem z recenzji najnowszej części Kogla-Mogla oraz jaki model męski w polskiej popkulturze dominuje (dzięki Łepkowskiej między innymi):
Łepkowska od wielu lat uprawia prymitywną wersję feminizmu, która po to, żeby pozornie dowartościować kobiety, degraduje mężczyzn. Jeśli ktoś przyczynił się do popularyzacji i ugruntowania modelu: silna, apodyktyczna matka kontra ojciec pierdoła, który nie jest w stanie ugotować sobie herbaty, to właśnie ona. Nasze mamy od lat oglądają produkcje, które wyszły spod pióra Łepkowskiej, scenarzystki, która bez żenady mówi, że każdy facet lubi mieć uprane, ugotowane. Ewentualnie może być młodym, przystojnym łobuzem, który zdradza, kombinuje, ale seksowanie się uśmiecha. Bardzo dużo u Łepkowskiej pogardy do mężczyzn, ale nie mniej do kobiet. One są jeszcze bardziej żałosne – nadskakują nieudacznikom, nieustannie im wybaczają. No bo kobieta to taki jakby lepszy człowiek, więc musi się pochylić nad tym urwisem, łobuzem, wytrzeć mu buźkę. A że on pije, zdradza, wpada w długi (bo kobiety przecież nie piją, nie zdradzają, nie wpadają w długi)? No, ale to taki mój słodki chłopiec!
Wydaje mi się, czy też takie rzeczy można faktycznie zaobserwować?