"Tubulencja" to historia Gillian i Jake'a, stewardessy i pilota, związku zakazanego przez standardy ich linii lotniczej.
Gillian to prawie trzydziestolatka, która wyrwała się z niewielkiego miasteczka do Nowego Jorku, gdzie chciała zrobić karierę pisarki i dziennikarki. Nie wszystko poszło jednak, tak jak sobie wymarzyła i zmuszona jest podjąć pracę w liniach lotniczych, najpierw jako osoba obsługująca bramki, a potem stewardessa. Gillian jest czarną owcą w swojej rodzinie, ponieważ jako jedyna nie zdecydowała się na karierę naukową lub prawniczą i często słyszy te zarzuty od swoich bliskich. Jej rodzinka naprawdę zasługuje na bilet na księżyc (w jedną stronę). Sposób w jaki się do niej odnoszą jest po prostu nie do przyjęcia. Ale z drugiej strony nie dziwi jej niechęć do całkowitego zerwania stosunków z nimi. W końcu to jej rodzina, rodzice i rodzeństwo. Gillian, może na początku wydawać się trochę szarą myszką, ale szybko wychodzi na wierzch jej cięty język i umiejętność wyjścia z twarzą nawet z niezbyt sprzyjających okoliczności. Można ją polubić.
Jake, to inna para kaloszy. Jest śfinią i to przez duże Ś. Kobiety traktuje jak
Spoiler:
Ich związek jest pełen chemii i pasji. Nie brakuje w nim kłótni i problemów, ale potrafią się w końcu pogodzić (co zawsze przypieczętowują namiętnym seksem). Tego seksu jest dużo w książce. Szczególnie w pierwszej części. Jest gorąco i to bardzo. Mnie to akurat nie przeszkadza i miałam ochotę na książkę w takim klimacie. Ale oprócz seksu jest tu dobra historia ludzi skrzywdzonych i zdradzonych przez najbliższych. I te problemy są dość niebanalne. To historia o miłości, wybaczeniu i zaufaniu.
Oprócz głównych bohaterów są fajni bohaterowie drugoplanowi. A najlepszy z nich wszystkich były narzeczony Gillian, Ben. Boziu, takiego głupka to już dawno nie było Jego teorie dotyczące związku oraz zdrad są naprawdę ciekawe.
Końcówka - wbiła mnie w fotel i nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby to czytać tydzień przed podróżą samolotem Nie ma lubionego przez tak wiele z nas epilogu, ale zakończenie jest szczęśliwe
Generalnie książka nieźle napisana. Rozdziały są z punktu widzenia obojga bohaterów, więc poznajemy punkt widzenia ich obojga. Autorka ma dość lekkie pióro, nie ma jakichś niepotrzebnych dłużyzn i dramatoz, dzięki czemu szybko się czyta. Jest sporo śmiesznych momentów i niejednokrotnie przy rozmowach Jake'a i Gillian wybuchałam śmiechem Te dialogi to również niewątpliwy atut książki.
Co mi przeszkadzało to tłumaczenie. Nie wiem, co sobie myślał tłumacz, ale dla mnie koszmarne było pewne spolszczenie - Jake'u (np. w zdaniu, "Tak, Jake'u")
I może trochę za dużo było tego schodzenia i rozchodzenia się bohaterów. Tak z raz za dużo.
Dla mnie była to całkiem niezła lektura, w sam raz na weekend Mocne 7/10.