Teraz jest 23 listopada 2024, o 12:43

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 24 lutego 2019, o 19:05

Przez okno piorunuję wzrokiem śpiącego olbrzyma, odczuwając przemożną potrzebę, by wmaszerować tam, uderzyć go w twarz i zażądać, żeby mi to wytłumaczył. Prawdopodobnie tak właśnie bym zrobiła, gdyby nie przeżył dziś katastrofy lotniczej.
Pieprzony Jonah.
Czy zdołamy przetrwać choćby jeden dzień, w którym nie będzie mnie irytował?
Trzaskam drzwiami, gdy wciągam obie walizki do domu, a plastik uderza o metal. Jonah ani drgnie.
Wiozę bagaż obok kanapy, specjalnie trącając biodrem jego głowę, na tyle mocno, aby nabić sobie sińca.
I nic.
– Ty sukinsynie – warczę, gdy się gotuję, i upuszczam walizki w kuchni, by z hukiem wpadły na szafki, a następnie wracam po laptopa. – Powinnam otworzyć drzwi i wpuścić tu Bandita. To na pewno by cię obudziło, dupku. Zasługujesz, żeby ktoś zdemolował ci mieszkanie. – Co mu w ogóle powiem, gdy będę z nim jutro rozmawiać? Czy uśmiechnie się zawadiacko i rzuci jakimś gładkim tekstem?
I co powiedzą Agnes i tata? Czy mnie zbędą? Czy tata oznajmi, że z nim porozmawia? Czy Agnes uniesie rękę i stwierdzi: „Oj, Jonah lubi gierki”?
Patrząc na niego, jak leży nieprzytomny z tymi zmierzwionymi, rozsypanymi na poduszce włosami, z krzaczastym zarostem na policzkach, myślę, że powinnam…
Czuję, jak na twarzy powoli rozciąga mi się mściwy uśmieszek.
[...]
Trochę w sposób, w jaki patrzę teraz na Jonaha – zachwycona z powodu tego, co nożyczki kuchenne i maszynka do strzyżenia, którą znalazłam w szafce w łazience, zdołały wykrzesać.
Miało być proste cięcie. Miałam dla żartu obciąć mu brodę z jednej strony, jak faceci często robią kumplom, gdy ci zasną pijani na kanapie. Tylko tyle, żeby wkurzył się po przebudzeniu.
Ale pomyślałam sobie, że mógłby to tak zostawić tylko po to, by doprowadzić mnie do szału. Ponieważ wiem, że Jonah jest do tego zdolny.
Zaczęłam więc porządne strzyżenie.
Ani razu się nie ruszył.
Nawet nie drgnął, gdy skróciłam jego posklejane krwią włosy. Ani kiedy cichy pokój wypełniło bzyczenie maszynki. Ani kiedy ostrożnie – bardzo delikatnymi ruchami – stylizowałam busz zasłaniający mu twarz. Kudły kurczyły się, aż odkryłam pełne, miękkie wargi, ostre kości policzkowe i wyrzeźbioną żuchwę.
Jonah ma w tej chwili gęstą, choć krótką bródkę, taką, która wywołuje zazdrość u większości mężczyzn i sprawia, że dziewczyny i żony pokazują magazyny swoim partnerom, żądając: „Chcę, byś tak wyglądał!”.
I nie poprzestałam tylko na tym. Zajęłam się też zmierzwionym mopem na jego głowie, przycinając mocno boki – przynajmniej na tyle, na ile mogłam przy horyzontalnej pozycji śpiącego. Włosy na czubku głowy zostawiłam dłuższe, na jakieś pięć centymetrów, ale je wycieniowałam, po czym wystylizowałam tanim żelem znalezionym w otchłani próżności Jonaha w łazience.
Siedzę teraz i podziwiam przystojnego mężczyznę, którego odkryłam pod nieokiełznanymi, popielotoblond włosami, gdy śpi tak spokojnie. Dłonie mnie świerzbią, by pogłaskać go po twarzy. Teraz wydaje się nieco starsza, delikatne rysy są bardziej męskie. Jest jeszcze bardziej atrakcyjny niż na zdjęciu, na widok którego śliniłam się wcześniej.
I zastanawiam się, jak, u licha, prosta zemsta zmieniła się w podziw dla tego przebiegłego drania.
[...]
– Pojadę do niego później i upewnię się, że… – urywa, widząc, że Jonah wychodzi sztywnym krokiem na ganek w tych samych spodniach dresowych i koszulce, w których wczoraj zasnął. Znajdujemy się za daleko, aby widzieć zszytą ranę na jego czole.
Nie jesteśmy jednak oddaleni na tyle, by nie móc odczytać kamiennego spojrzenia, gdy patrzy na nas, krzyżując muskularne ramiona na szerokiej piersi.
Piorunuje mnie wzrokiem.
W samochodzie na chwilę zapada cisza, tata wysoko unosi brwi.
W końcu mówi:
– Calla, ile czasu byłaś u niego po tym, jak zasnął?
– Nie jestem pewna – mamroczę, patrząc na drogę. Jego ton jest łagodny, ale nie potrafię go odczytać.
– I… mogłabyś powtórzyć, co tam robiłaś? Pracowałaś nad stroną, karmiłaś Bandita i… Ach tak, przeglądałaś jego książki. I tyle?
– Tak – kłamię z takim przekonaniem, jakie tylko potrafię z siebie wykrzesać.
– I o niczym nie zapomniałem?
– Z pewnością nie, ale musimy jechać. Już. – W końcu ośmielam się spojrzeć. Widzę, że tata zaciska usta, próbując się nie śmiać, chociaż kiepsko mu to wychodzi.
– Tak, chyba masz rację. – Wrzuca bieg. Przemierzamy podjazd, tata omija większe dziury i mówi:
– Te leki na rozluźnienie mięśni musiały być silne – duma.
– Bardzo – zgadzam się.
Tata wbija wzrok we mnie, aż nie jestem go w stanie ignorować. Obracam się i patrzę mu w oczy. Zauważam w nich iskrę.
Do czasu, gdy wyjeżdżamy na główną drogę, tata kaszle, śmiejąc się.
– O, Calla… Naprawdę sama się prosisz.
– Zasłużył sobie!
– Tak, też bym tak powiedział, ale Jonah zawsze musi mieć ostatnie słowo. Nie odpuści ci tego.
Z uporem krzyżuję ręce na piersiach.
– Powinien mi podziękować. Teraz przynajmniej ludzie mogą zobaczyć jego twarz.
Tata z zaciekawieniem unosi brwi.
– A widok jego twarzy to coś dobrego?
– Nie wygląda już tak, jakby został zamknięty w klatce i przetransportowany do zoo. – Mają w ogóle ogrody zoologiczne na Alasce? Wątpię.

K.A. Tucker Zostań ze mną :hyhy:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 24 lutego 2019, o 22:24

Ciekawie się zapowiada ta książka :P
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 24 lutego 2019, o 22:49

Oj tak. :hihi: facet to śfinia. :hyhy: i nazywa ją barbie i uważa że ona nie da se rady na Alasce. :hihi:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 21199
Dołączył(a): 7 października 2013, o 18:13
Ulubiona autorka/autor: brak ulubionej

Post przez klarek » 24 lutego 2019, o 23:16

Fajnie brzmi. Kurcze, nabrałam ochoty ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 3879
Dołączył(a): 28 grudnia 2015, o 10:41
Lokalizacja: Tarnów
Ulubiona autorka/autor: Gabriel Garcia Marquez

Post przez Szczypta_Kasi » 25 lutego 2019, o 07:59

Hmmm... wygląda na to że mi się też może spodobać.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 25 lutego 2019, o 13:19

nie ma szans, muszę przeczytać :lol:
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 25 lutego 2019, o 13:26

Też mam to w planach mocno szybkich :P właściwie, biorę jako kolejne :hyhy:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 30763
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 25 lutego 2019, o 18:38

zachęcające...
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 25 lutego 2019, o 21:56

choć ostrzegam nie jest tak kolorowo jak się wydaje. ;)
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 25 lutego 2019, o 22:36

To Tucker więc wiadomo że będzie jakaś dramatoza ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 6862
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:21

Post przez Alias » 25 lutego 2019, o 23:38

Bardzo dobrze czytało mi się tę książkę... wcześniej Tucker próbowałam jakieś dwa tytuły, ale nie zaiskrzyło. Tutaj od początku się wciągnęłam.
To nie tylko historia miłości romantycznej, to również historia miłości do rodziny, o odnajdywaniu siebie i swojego miejsca na ziemi, o przebaczaniu...
Może końcówka dziwnie przyśpieszona, ale tak poza tym, bez zastrzeżeń.
Szczerze polecam.
“I always knew I would fall in love with you, but you were never supposed to love me back"

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 26 lutego 2019, o 12:20

trochę mi się to kojarzy z filmem Śnieżne psy ;) domyślam się, że nie będzie tak zabawnie, ale przez to skojarzenie bardzo chcę to przeczytać ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 26 lutego 2019, o 12:43

Alias napisał(a):wcześniej Tucker próbowałam jakieś dwa tytuły, ale nie zaiskrzyło.


Czytałam tylko ''Przez niego zginę'' i dobrze ją wspominam. :lol:
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 6862
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:21

Post przez Alias » 27 lutego 2019, o 19:08

Ja próbowałam tych jej pierwszych YA/NA kilka lat temu.
Ale po Simple Wild dam szansę jej najnowszej książce, mimo, że to powrót do YA...
“I always knew I would fall in love with you, but you were never supposed to love me back"

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 27 lutego 2019, o 21:30

w porównaniu do YA to jest zdecydowanie lepsze.. ;) powiedziałabym, że jakby nie ona to napisała. ;)
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 6862
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:21

Post przez Alias » 27 lutego 2019, o 22:08

Też miałam wrażenie, że czytam inną autorkę...
“I always knew I would fall in love with you, but you were never supposed to love me back"

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 2 marca 2019, o 20:56

:smile:

Gdy sięgałam po słoiczek, usiłując odpowiednio ułożyć naleśnik na talerzu, moja dłoń trafiła na czyjąś ciepłą rękę.
– Och, przepra…
– To ja przeprasz… To pani?!
Musiałam wyglądać przepięknie z rozdziawioną buzią. Obok mnie stał facet z taksówki, teraz ubrany w koszulkę polo i luźne spodnie, z jeszcze wilgotnymi, zapewne po prysznicu, włosami. Pachniał obłędnie, a jego oczy znowu taksowały moją twarz i powoli zjeżdżały ku ustom, aby tam zatrzymać się na dłużej. Przełknął ślinę – przysięgam, że to dostrzegłam – a jego klatka piersiowa (idealnie wyrzeźbiona, co mimo koszulki widziałam całkiem wyraźnie) uniosła się gwałtownie.
– Czy pan mnie prześladuje? – zapytałam nerwowo.
– To chyba pani – odciął się.
– To moje jagody – warknęłam.
– Kupiła je pani?
– Co za głupie pytanie. – Wzruszyłam ramionami zniecierpliwiona.
– Może zje pani konfiturę truskawkową. Jest pyszna.
– Może zje pan trochę miodu? Będzie pan słodszy z tymi swoimi radami.
– Jak ma pani na imię?
– Jagoda.
– Bardzo śmieszne.
– Pan pyta, ja odpowiadam.
– Ale pytam poważnie.
– A czy ja odpowiadam niepoważnie?
– Czy pani zawsze musi mieć ostatnie słowo?
– Dzisiaj tak. – Byłam tym już zmęczona. Zerknęłam na jedzenie. – Stygną mi naleśniki.
Potupałam znacząco nogą. Facet pokręcił głową i oddał mi słoiczek z jagodami.
– Dziękuję. – Kiwnęłam głową.
– Naprawdę chciałem wiedzieć, jak ma pani na imię – powiedział cicho.
Stanął blisko mnie. Zbyt blisko. Jego zapach nieco mnie oszołomił.
– Powiedziałam.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. To, co w nich dostrzegłam, sprawiło, że zrobiło mi się gorąco.
– Naleśniki pani stygną. – Kącik jego ust lekko się uniósł.
– Moje naleśniki nigdy nie stygną. Do widzenia – mruknęłam, zabrałam talerz, kawę i poszłam w kierunku swojego stolika.
Wiedziałam, czułam, że się na mnie gapi. A niech się gapi! Na zdrowie! Jeśli lubisz grube tyłki, to napatrz się do woli!
Siedziałam przy stoliku, jadłam i udawałam, że nie widzę spojrzeń, które rzuca mi ten nieznośny i cholernie przystojny facet. Zapewne złośliwie usiadł po drugiej stronie jadalni, skąd miał doskonały widok na mnie. Pił kawę i – daję słowo! – śmiał się. Miałam ochotę rzucić w niego naleśnikiem, jak kiedyś zrobiłam na wycieczce szkolnej. Musieliśmy później sto razy pisać w zeszytach: „Nie będę marnować jedzenia i brudzić na stołówce”, choć pewnie lepszy skutek odniósłby nakaz posprzątania po sobie, ale to nie ja byłam nauczycielką. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się do siebie. Szybko odwróciłam wzrok od faceta, żeby czasem nie pomyślał, że uśmiecham się do niego! Nie dojadłam do końca, by jak najszybciej ulotnić się z restauracji. Chciałam się wyspać, odpocząć, aby nazajutrz nie straszyć ludzi wyglądem.
Gdy wychodziłam z jadalni, czułam na sobie jego wzrok. Szłam wyprostowana jak struna, wciągnęłam brzuch. I gdy już dotarłam do drzwi, noga utknęła mi w wykładzinie. Zamachałam w powietrzu rękoma, łapiąc nieistniejące coś, na czym mogłabym się zatrzymać, i poleciałam głową do przodu. Upadłam na kolano i zaklęłam soczyście. Ale zanim ktokolwiek zdążył do mnie podbiec (zauważyłam kelnera, starszego pana i oczywiście tego faceta), zwiałam w kierunku wind, śmiejąc się w głos. Teraz mój prześladowca zapewne już utwierdził się w przekonaniu, że ma do czynienia z poważnym przypadkiem natury psychiatrycznej. Często tak miałam, że w nieodpowiednich momentach wybuchałam śmiechem. Na przykład w kościele. Kiedy byłam dzieckiem, mama prowadzała mnie co niedziela na msze. Siadałyśmy zawsze w drugiej ławce po lewej stronie, a przed nami miejsce zajmowała pewna starsza pani, która strasznie głośno śpiewała i jeszcze straszniej fałszowała. I to mnie okropnie bawiło. Mama szturchała mnie i upominała, ja chrumkałam i parskałam w szalik, w rękaw albo w chusteczkę, aż kiedyś starsza pani spytała mamę, czemu ciągle przyprowadza do kościoła zakatarzone dziecko. Wówczas przeniosłyśmy się do ostatniej ławki i od tej pory wyjścia na niedzielne msze straciły sporo uroku. Inne przykłady dokumentujące mój brak panowania nad reakcjami pochodzą z okresu liceum, kiedy to polonistka odkryła moje recytatorskie zdolności. Wszystko było super, kiedy deklamowałam wiersze w zaciszu pokoju albo na próbach, gdzie nie było dużej widowni. Gdy jednak wychodziłam na scenę w naszej auli, przed wielkie gremium, pojawiał się napad histerycznego śmiechu. Myślę, że przypominała mi się tamta kobieta z kościoła. Mój mózg wiedział, że powinnam zachowywać się normalnie, grzecznie, dostojnie, i wówczas włączał coś, co wychowawczyni nazywała chrumkającym śmiechem. Zaczynałam parskać i było po występie. Potem często dopadało mnie to w firmie, na różnych prezentacjach i pokazach, a raz nawet podczas rekrutacji, kiedy Romek poprosił, żebym wybrała kandydatów do działu handlowego, bo mieliśmy wakat. Pamiętam to jak dzisiaj. Przyszedł wysoki chłopak z wielkim plecakiem, który oparł o drzwi, i podczas rozmowy cały czas na niego zerkał. Bałam się, że ma tam zwłoki albo bombę – rozmiary przemawiały i za jednym, i za drugim. Notorycznie się ruszał, poprawiał krawat, siedział w kurtce, mrugał i chyba miał coś na kształt nerwicy natręctw. Nie wyobrażałam sobie, jak mógłby sprzedawać powierzchnię reklamową naszych klientów. W każdym razie gdy rozkasłałam się, aby zapanować nad śmiechem, który znowu zaczynał brać mnie we władanie, chłopak zaczął opowiadać o swojej ciotce, która też tak kasłała, a potem umarła. To było ponad moje siły. Rzuciłam kadrowej, że muszę pilnie wyjść, pobiegłam do swojego pokoju i tam ryknęłam śmiechem.


Randka z Hugo Bosym - Agnieszka Lingas-Łoniewska
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 6 kwietnia 2019, o 18:49

Pomagam jej się wydostać do końca z kurtki, a kiedy Violet jest już wolna, jej jasne włosy sterczą we wszystkie możliwe strony. Przeurocze. Dziewczyna zaczyna je uklepywać, wygładzając niesforne kosmyki, ale nawet taka kompletnie rozczochrana i zarumieniona wydaje się szczęśliwa, a do tego seksowna jak jasna cholera.
– Nawet nie chcę wiedzieć, jak wyglądam w tej chwili – mamrocze, wciskając kurtkę do szafki Summer.
– Wyglądasz, jakbyś miała szczurze gniazdo na głowie – odpowiadam, rozwiewając jej wątpliwości.
Summer, która nagle pojawia się obok, przewraca oczami i posyła mi groźne spojrzenie.
– Nie można mówić dziewczynkom, że wyglądają jak szczury.
– Po pierwsze, powiedziałem, że jej włosy wyglądają jak szczurze gniazdo. Wcale nie powiedziałem, że ona wygląda jak szczur. To ogromna różnica. A po drugie, odkąd to niby pięciolatki przewracają oczami, patrząc na dorosłych?
– Mam siedem lat.
– A co mnie to obchodzi. Jeśli nie przestaniesz, twoje gałki oczne utkną w czaszce. Na zawsze.
Summer wciąga gwałtownie powietrze.
– Wcale że nie!
– Sprawdź, a sama się przekonasz – odpowiadam zagadkowo. Dziewczynka marszczy czoło tak mocno, że z miejsca zyskuje mój szacunek.

********************************************************

Stoi w mojej kuchni, w której świeci się tylko dioda mikrofalówki, i wyjada lody prosto z pojemnika, jakby właśnie panowały lipcowe upały. Opiera się nonszalancko o blat, ubrana w piżamę wyglądającą jakby była uszyta dla faceta, ale z kobiecym wzorem. Na różowym materiale widzę żółte gumowe kaczki, co nie jest nawet w najmniejszym stopniu seksowne, i zastanawiam się, jakim cudem Oz jest w stanie utrzymać wzwód przy dziewczynie ubranej w kaczuszki.
Potem jednak wyobrażam sobie Violet w czymś takim. Leży w moim łóżku ubrana jedynie w samą zapinaną na guziki górę… Z jakimś uroczym wzorem, może w serduszka, kwiatki albo inne tego typu gówno. Mógłbym z łatwością rozpiąć te guziki i wsunąć dłonie pod materiał…
Może powinienem kupić jej taką piżamę.
– Halo? – rzuca James, żeby zwrócić na siebie moją uwagę.
Odwracam wzrok od jej kaczego stroju na dość długo, żeby wyrzucić z głowy obraz Violet, po czym podchodzę boso do szafki, żeby wyjąć szklankę, i nalewam sobie wody.


Ezekiel - Sara Ney
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 6 kwietnia 2019, o 18:52

Czyżby to chamidło z pierwszego tomu spokorniało? :hyhy:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 6 kwietnia 2019, o 19:06

No ba!
W szoku jestem, ponieważ w pierwszej części był z niego prawdziwy debil.
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 6 kwietnia 2019, o 19:10

Był tak okropny, że się wahałam czy to w ogóle warto czytać, a tu takie kwiatki :P
Jeszcze mi powiedz, że lepsze od pierwszej :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 6 kwietnia 2019, o 19:16

Sama się sobie dziwię, ale muszę napisać, że nie jest gorsza od pierwszej. evil1
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 28 kwietnia 2019, o 15:10

Nie wiem, ile czasu to mogło trwać, kiedy nagle ocknęłam się, czując błąkające się po twarzy światło.
Ostrożnie otworzyłam oczy. Oślepiło mnie.
– Żyjecie jeszcze?
Skąd znam ten głos? Czy ja już umarłam? Co się dzieje?
– Marlena? Obudź się!
Uniosłam głowę. Dojrzałam jakąś postać stojącąna górze. Był to anioł. Najprawdziwszy anioł, pewnie zesłany mi przez Boga. Boże! A więc umarłam i mam trafić do nieba. Stało się.
Nagle światło załamało się, usłyszałam: „jasna cholera” i coś ciężko upadło obok mnie.
– Ło matko, ale przywaliłam. Chyba się cała połamałam.
Latarka zaczęła wędrować w dźwiękach jęków i nagle...
– Wanda?
– No ja, ja. A kto niby? Duch Święty?
– Myślałam, że umarłam.
– Nie bądź głupia. Przecież jeszcze nie zdążyli cię zasypać.
– Straciłam poczucie czasu.
– To zauważyłam.
– Co się stało?
– Może najpierw stąd wyjdziemy?
– Musisz nas rozwiązać.
– Mam scyzoryk, dawaj.
Podeszła i zaczęła przecinać szpagat. Trwało to długo, ale na szczęście udało jej się. Wanda lekko kopnęła nogą leżącą obok Ten Ten.
– Chyba wykitowała. Pewnie jej serce nie wytrzymało. Nie chcę cię straszyć, ale leżałaś w grobie z trupem.
Dotknęłam kobiecinki i zaczęłam nią delikatnie potrząsać, nabierając coraz mocniejszego przekonania, że nie żyje, kiedy nagle drgnęła gwałtownie, wydając z siebie gardłowe chrapnięcie. Obie odskoczyłyśmy pod ścianę.
– Jezu, ale mnie przestraszyłaś – powiedziałam, łapiąc się za serce.
– A ty mnie – dźgnęła mnie palcem Wanda. – Mogłabyś następnym razem mieć wzgląd na ludzi, dla których szlajanie się po grobach nie należy do porządku dziennego. Ani nocnego!
– To nie moja wina, że się przestraszyłaś. Pewnie masz coś na sumieniu, dlatego tak zareagowałaś! Niestety ja z tym nie mam nic wspólnego. Twoje sumienie...
– Wypraszam sobie! Chcesz powiedzieć, że... – Kłótnia zaczynała się na dobre, kiedy Ten Ten otrzepała się z ziemi i jęknęła, próbując wstać. Zamilkłyśmy.
– Biedaczka, chyba ma złamaną nogę.
– To ją tu zostawmy!
– Nie ma szans!
– Dobra. – Wanda zaczesała włosy do tyłu. – Co robimy?
Śmierdzi tu i wolałabym już raczej napić się wódki, niż tu siedzieć.
– Wyjdę pierwsza. Podasz mi Ten Ten, a potem wciągnę ciebie.
Wanda nastawiła dwie złączone dłonie i raz-dwa wygrzebałam się na górę. Powiało przyjemnie, aż zakręciło mi się ze szczęścia w głowie. Potem zaparłam się nogami o ziemię, jedną ręką chwyciłam dłoń Ten Ten i wyciągnęłam ją na górę. Na szczęście była lekka jak piórko. Czy ona coś je, czy pije tylko te chińskie herbatki? Niestety, z Wandą było trochę trudniej. Ciągnęłam ją za rękę z całej siły, ale nie udało się. Pierwsza próba okazała się fiaskiem. Druga też. Spadała jeszcze trzy razy.
– Już nie mogę – poddałam się, ciężko dysząc. – Jesteś po prostu za gruba.
– Znowu te złośliwości! Po prostu mam spocone ręce!
– Nieprawda! Mówię, jak się sprawy mają!
– A nie mogłabyś chociaż raz powiedzieć, że jestem puszysta albo na przykład pełniejszych kształtów?
– No... Co do tych pełniejszych, nie jestem pewna. Dla mnie jesteś zwyczajnie gruba. Masz nogi jak baleron i...
Rzuciła we mnie garścią ziemi.
– Co robisz? Zwariowałaś?
– Chcę, żebyś zamknęła przeklętą jadaczkę i wyciągnęła mnie z tego parszywego grobu. W końcu wpadłam tu z twojego powodu, kiedy przyszłam ratować ci tę chudą, kościstą dupę!
Złapałam się pod boki.
– Wiesz co? Nie musiałaś...
– Po prostu wyciągnij mnie STĄD!!!
Tak. Dotarło do mnie. Wpadała w histerię. Jej wrzask musieli usłyszeć wszyscy martwi, na sto procent. Trzeba było coś wykombinować. Rozejrzałam się wokół. Przeszłam po paru najbliższych grobach, przyglądając się leżącym obok bezwładnym
ciałom dwóch mężczyzn, których widocznie jakimś sposobem załatwiła Wanda, i poznosiłam wszystkie
kwiaty, doniczki, wieńce i wazony, które znalazłam. Kolejno wrzucałam je do grobu.
– Uformuj stos pod jedną z tych ścian.
Zrobiła, jak jej kazałam. Ten Ten, kulejąc, również znosiła rzeczy i wrzucała do grobu, mimo że każdemu jej krokowi
towarzyszyło ciche jęknięcie. Potem chwyciłam jednego z facetów i pociągnęłam go za rękę, żeby wrzucić go do grobu. Byłam spocona i wykończona, w płucach świszczało mi jak w starej lokomotywie parowej i łamało mnie w plecach. Zanim udało mi się go przesunąć do przodu, a brakowało mi niewiele centymetrów, zaczął odzyskiwać przytomność.
– Budzi się! – wrzasnęłam i odskoczyłam od niego jak oparzona.
– To złap łopatę i znowu mu przyłóż! – doleciało z grobu.
Więc już wiedziałam, jak ich spacyfikowała. Natychmiast łopata znalazła się w moich rękach i, nie zastanawiając się wiele, walnęłam mężczyznę w łeb, a on przestał się ruszać.
– Udało się! – zaśmiałam się histerycznie. – Załatwiłam go!
– Na wszelki wypadek rąbnij w czachę jeszcze tego drugiego!
Tak też zrobiłam, a potem ciało pierwszego znalazło się w dziurze. Drugiego nie udało mi się przeciągnąć, bo leżał trochę dalej, i nie ulegało wątpliwości, że był to Mały. Na szczęście Wandzie z moją pomocą udało się wejść na Dużego spoczywającego na pozbieranych z grobów przedmiotach i wreszcie była wolna. Odetchnęłyśmy obie. Ten Ten siedziała na ziemi, nic nie mówiąc, ja zaś starałam się jakoś dojść do siebie i uspokoić oddech.
– Musimy wrzucić do dziury jeszcze tego gnoja. – Wanda kopnęła zbira w kroku.
– Chyba nie dam rady.
– Nie zachowuj się jak paniusia z Warszawy. Jesteś z Wodzisławia Śląskiego, zapamiętaj sobie! Nie jesteś żadną damulką, jasne?
– Chcesz powiedzieć, że w Warszawie są tylko paniusie?
– Nie, nie chcę powiedzieć, ale właśnie tak powiedziałam.
– Nie ma, że nie chcesz, jeśli chciałaś, bo to zrobiłaś!
– Nie łap mnie za słowa!
– To zastanów się, co mówisz!
– Słuchaj. Pochodzimy stąd, zrozumiano? I ja jestem z tego dumna.
Przyjrzałam jej się, a potem złagodniałam.
– Przecież ja też. – Rozejrzałam się wokół z otwartymi ramionami. – Kocham to miasto. Ten cmentarz też.
Wanda westchnęła.
– Dobra, chodź, wrzucamy tego zbira do środka.
Wepchnęłyśmy go tam z jękiem satysfakcji i zadowoleniem malującym się na twarzach. Stanęłam nad grobem, otrzepując ręce, ponieważ na wszelki wypadek i dla własnej satysfakcji nawrzucałam do środka ziemi.
– I komu teraz do twarzy w grobie? No?
Wanda już zbierała się do wyjścia.
– No to teraz się stąd wynosimy.
– Musimy najpierw przecisnąć przez bramę Ten Ten.
Tylko nie wiem, jak ty ją przeskoczysz?
– Nie martw się, znalazłam nieopodal dziurę prowadzącą do lasku, więc bez problemu się przedostaniemy.
Chwyciłam służącą pod ramię i ruszyłyśmy w stronę głównego wyjścia. Wcisnęłyśmy służącą pod bramę i po chwili była już po drugiej stronie. Kazałyśmy jej na nas czekać. Szybko poszłyśmy jedną ze ścieżek w kierunku płotu pod laskiem.
W połowie drogi zatrzymałam się.
– Sejf! – jęknęłam.
– Co sejf? – jak zwykle nie zrozumiała.
– Zapomniałyśmy zabrać sejf. Muszę po niego wrócić.
– Dobra, to wracaj – westchnęła. – Ja poczekam. Nie czuję się tu zbyt pewna siebie. Okropne cmentarzysko!
– Nie przesadzaj – powiedziałam i zniknęłam we mgle.
Znalazłam go bez problemu. Wzięłam w obie ręce i zawróciłam, dysząc jak emerytka po przejściach, bo był ciężki i tylko czekałam, kiedy mi coś strzeli w krzyżu. Nie mogłam go tu zostawić, jeżeli sama go przytaszczyłam i ukryłam. Mojemu kochanemu mężowi bardzo zależało na zawartości tego sejfu, a to oznaczało, że ukryłam w nim coś naprawdę ważnego.
Dotarłam do siedzącej na jednym z grobów Wandy i ruszyłyśmy. Raz, niestety, potknęłam się o nagrobek i runęłam jak długa. Sejf oczywiście, uderzając w płytę, odrąbał spory jej kawałek.
– Nieźle – skrytykowała Wanda. – Nie wystarczy ci, że już jeden grób z twojego powodu jest kompletnie zniszczony?
– Chcesz nieść to zamiast mnie? – warknęłam w odpowiedzi, próbując dźwignąć ciężar, którego miałam już po dziurki w nosie. Gdybym była psem, przegryzłabym jej aortę.
– Sama sobie nieś swoje graty!
– To mnie nie wkurzaj! – szarpnęłam się. Naraz coś mi chrupnęło w krzyżu i znowu upuściłam sejf, który odrąbał kawałek następnej płyty nagrobnej.
– Nie mogę na to patrzeć. Jak nic będą cię straszyć, zobaczysz.
– Mam cię kopnąć?
Szybko znalazłyśmy przejście. Dziura, jakby wygrzebało ją pod płotem dzikie zwierzę, była tak mała, że Wanda miała wielkie problemy z przedostaniem się na drugą stronę. Kiedy w pewnym momencie uwięzła w połowie przejścia, nie mogłam się powstrzymać, by nie powiedzieć:
– Mam nadzieję, że nie trzeba będzie wzywać straży, żeby cię wydostali, nie wygląda to za dobrze.
– Milcz!
Połowa jej ciała była już po drugiej stronie, tylna część jeszcze po mojej. Wyglądała komicznie, wierzgając nogami i próbując się uwolnić.
– Może teraz ci martwi jednak się do ciebie dobiorą – roześmiałam się.
– Mogłabyś w końcu się ZAMKNĄĆ?!
Opanowałam się, aczkolwiek przyszło mi to z trudem.
– Jesteś pewna, że szłaś tędy przed chwilą?
– N ie wiem, może pomyliłam dziury. Jest ciemno, jakbyś nie zauważyła. Zaraz zwariuję!
Choć starała się, jak mogła, nie posunęła się dalej ani o milimetr.
– Wyjdź, znajdziemy inne przejście.
– Nie umiem.
– Co?
– Zaklinowałam się.
Parsknęłam śmiechem.
– Pożałujesz tego śmiechu – pogroziła mi.
– Już nie bądź taka – odezwałam się łagodnie. – Pomogę ci.
– Jak? Naoliwisz mnie?
– Popchnę.
Zaczęłam mocno napierać na jej pośladki. Wydawało mi się, że jednak nic z tego, kiedy nagle coś drgnęło i ofiara uwięzienia znalazła się po drugiej stronie. Jeszcze tylko nogi jej wystawały, ale wkrótce i one zniknęły. Przerzuciłam za nią sejf i sama się przecisnęłam. Przeszłyśmy parę metrów, aż dotarłyśmy przed bramę. Pomogłyśmy wstać Ten Ten i pospiesznie ruszyłyśmy
w stronę innej drogi, tak aby nie iść główną szosą.


W grobie ci do twarzy - Andrzej F. Paczkowski
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10118
Dołączył(a): 3 sierpnia 2011, o 11:33
Lokalizacja: Somewhere
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez kejti » 9 lipca 2019, o 10:34

- Dobrze wiesz, że nie przepadam za imprezami, Wren.
- A ty dobrze wiesz, co mówi tata: należy czegoś spróbować, zanim się stwierdzi, że się tego nie lubi.
- Serio? Wysługujesz się tatą, żeby mnie zaciągnąć na imprezę studencką? Bywałam już na imprezach. Pamiętasz, byłam na tej u Jessego, tej z tequilą…
- Próbowałaś tequili?
- Ja nie, ale ty próbowałaś, a ja sprzątałam po tym, jak puściłaś pawia. Wren uśmiechnęła się w zadumie, przygładzając włosy nad czołem.
- Picie tequili jest jak podróż: ważna jest droga, nie cel.


[...]Drugi raz trafił tam, gdy były w szóstej klasie. Stał nad zlewem, śmiał się do rozpuku i powtarzał im, że już w ogóle nie muszą chodzić do szkoły. Powiedział, że życie samo w sobie jest edukacją.


Tata, z notesem na kolanach, oglądał z nimi także Simona Snowa i piąty miecz.
- Za długo mam z wami do czynienia - oznajmił, szkicując miskę pełną gravioli.
- Bo jak poszedłem z Kellym do kina na nowych X Menów, cały czas byłem przekonany, że Profesor X i Magneto się kochają.


Fangirl - Rainbow Rowell

.
.

Let's find some beautiful place to get lost.

Avatar użytkownika
 
Posty: 3091
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Warszawa
Ulubiona autorka/autor: J.Ward, L.Howard, K.Ashley, Krentz/Quick, S.Brown

Post przez aleqsia » 10 lipca 2019, o 16:31

Zapisałam się w kolejkę po książkę, kejti mam nadzieję, że całość będzie dobra bo te teksty brzmią zachecajaco

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość