Gatunki – rodzaje – typy - crossovery Fantastyka / Paranormal — Historyczny — Współczesny — Kryminał / sensacja / thriller / mafia — Religijny — LGBTQ+ YA / NA — Dla dzieci i młodzieży — Harlekiny — Chick-lt — Komiks — Fanfiki Poza romansem... — Polska strefa
Na zamku w Pieskowej Skale, zostają odkryte zwłoki kelnerki Anny Bednarz. Karolina Morawiecka, wdowa po aptekarzu, postanawia rozpocząć prywatne śledztwo, ponieważ w jej mieście nie może grasować morderca. Policja jest oczywiście mało domyślna, więc wdowa wraz z poznaną zakonnicą z żyłką detektywistyczną, postanawiają zająć się sprawą. Muszę przyznać, że liczyłam na coś innego. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Oprócz debilnej głównej bohaterki, której nie chciałabym w życiu za sąsiadkę, cała zbrodnia jest mało ciekawa. Podejrzanych jak na lekarstwo, dlatego łatwo na początku wytypować sprawcę. Wszystko się strasznie ciągnęło, a przekonanie głównej bohaterki o własnej wspaniałości, normalnie wbijało w fotel.
Podaję kilka przykładów:
Spoiler:
Karolina Morawiecka, mimo że od pięciu lat szczęśliwie żyła w Wielmoży, jeszcze ani razu nie przekroczyła swą delikatną stopą progu tego przybytku. Oczywiście chodzenie do biblioteki to nie jest powód do wstydu, wiadomo. Ale czy aby na pewno jest to powód do dumy? Czy uczciwie pracująca pani domu ma jeszcze czas na czytanie książek? Czy kobieta, która w pełni zasługuje na miano gospodyni, znajduje przyjemność w czymś innym niż prasowanie i polerowanie, dajmy na to, sreber? A czy treści zawarte w książce aby na pewno są pożywką dla duszy, jak to niewątpliwie dzieje się w przypadku „Ziarna Pana” wydawanego przez proboszcza Januszka? Albo czy książki są intelektualnym wyzwaniem w równym stopniu co krzyżówki, które wdowa regularnie kupowała w kiosku na rynku w Skale?
– Dlatego zastanawiam się, czemu pan Bartosz Skalski zrezygnował ze studiów po trzecim roku. Przeszedł przez egzaminy z gramatyki, staro-cerkiewno-słowiańskiego i dialektologii, a potem tak po prostu zarzucił studia? To przecież nie ma sensu... Wie pani może, pani Karolino, co się za tym kryje? – Kofeina krążąca w żyłach pobudziła siostrę Tomaszę do działania. Zamiast snuć refleksje o życiu, trzeba znaleźć mordercę. Czas zająć się śledztwem! – A wie siostra, że nigdy nie myślałam, żeby to było podejrzane. – W głosie wdowy wyraźnie słyszalna skrucha zmieszała się z najczystszą rozpaczą. – Wydawało mi się to całkiem naturalne, że chłopak zamiast czytać, chce normalnie pożyć...
– Oczywiście, proszę wracać. Trzeba dbać o męża, póki się go ma. – Wdowa po aptekarzu wygłosiła tę kwestię drżącym tonem męczennicy. O nie, nie ma sensu zaprzyjaźniać się z tą smarkulą. Już ona jej pokaże... – Ja w każdym razie czekam na policję. Myślę, że lada chwila tu będą, żeby przepytywać ludzi. Powiem im, żeby kolację zjedli u mnie, bo u pani pewnie jak zwykle... – Jak zwykle? – zdenerwowała się sąsiadka. – Nie rozumiem, co pani chciała powiedzieć... – Och – niby-pokojowo rzuciła Morawiecka. – Przecież widzę, że pani nie gotuje za bardzo. Nie ma się co dziwić, że mąż taki chudziutki, jak to wiecznie zajęte... Okna też ostatni raz na Wielkanoc były myte. A przecież już mamy wrzesień. Ale ja się nie wtrącam, broń mnie Panie Boże! I policjantów nakarmię, proszę się nie martwić. To powiedziawszy, ruszyła z konewką w stronę domu, zadowolona, że utarła tej smarkuli nosa. Zresztą jej mąż naprawdę chudy taki, mizerniutki, a ona tylko leży na kanapie i czyta. Ani się obejrzy, jak znajdzie sobie inną, taką, co ugotuje i posprząta. I po co jej te książki? Wiadomo, książkami nikt się nie naje. Ona sama na przykład od dawna nie przeczytała już ani jednej powieści i w żaden sposób nie czuła, że coś traci. Wystarcza jej „Ziarno Pana” wydawane przez proboszcza Januszka i krzyżówki...
************************************************
Kiedy sąsiedzi otwierali furtkę, żeby pan Jacuś mógł spełnić sąsiedzką przysługę, a jego żona go przypilnować, Karolina Morawiecka przystąpiła do oficjalnej prezentacji z wręcz przyjaznym uśmiechem. – Siostro, to moi sąsiedzi. Pan Jacek i pani Karolina. A to jest siostra Tomasza, która teraz w Skale na plebanii mieszka. – Och, to siostra jest tą tajemniczą siostrą Pelagią – krakuska puściła oko do zakonnicy – która wspiera naszą tutejszą pannę Marple. – Siostra Tomasza – z naciskiem powtórzyła zirytowana wdowa po aptekarzu. Niby sporo młodsza ta pani Karolina, a imienia, nawet jeśli trochę dziwaczne, zapamiętać nie umie. Ku jej zdziwieniu zakonnica nie tylko się nie obruszyła, ale najwidoczniej wiedziała, o co chodzi. – Ha, ha – zaśmiała się dziwnie uradowana. – Nie ten wiek, no i wyglądam trochę inaczej, ale bardzo mi miło. Brakuje nam tylko Erasta Fandorina do kompletu. – Albo Herkulesa Poirot – dorzucił pan Jacuś. – Ten młody policjant może by się nadał – zaśmiała się krakuska. – Chyba jako prawnuk Antoniego Fishera – zgryźliwe rzucił jej mąż. – Z wyglądu przypomina mi raczej Jana Morawskiego – uśmiechnęła się siostra Tomasza. – Jak go pani Karolinka podkarmi, to wkrótce będzie z niego drugi Nero Wolfe – zachichotała młodsza pani Karolina. Pomiędzy nimi tkwiła zastygła w bezruchu Karolina Morawiecka, wciąż z uprzejmym uśmiechem na ustach, i tylko coraz to większe czerwone plamy wskazywały na to, że w ciele kobiety tli się jeszcze jakieś życie. Tymczasem, choć z pozoru kobieta przypominała słup soli, w głowie wdowy rozgrywała się istna walka. Najzacieklejsza z bitew. Nawet Matejko (gdyby żył) nie potrafiłby oddać doniosłości tych scen. Nawet Kossak (świętej pamięci) nie uchwyciłby ich dynamiki. Poległby tu zapewne i Sienkiewicz, bo była to wojna bez armat, szabli i niepowstrzymanej konnicy (choć stojąca w zastygłej pozie wdowa po aptekarzu przypominała teraz kolumbrynę, przed którą respekt poczułby sam Kmicic). Oto bowiem w głowie Karoliny Morawieckiej, z prędkością, przy której huragan Katrina albo inne ElNiño wydawały się zaledwie zefirkiem, subtelnie łaskoczącym delikatne lico, pojawiały się pytania. O czym, do cholery jasnej, oni mówią?! Czy z niej szydzą? Co by tu, do jasnej anielki, powiedzieć? Przyznać się do niewiedzy? Udawać, że wszystko doskonale się rozumie? Śmiać się? Czy bezpieczniej zachować umiar i uśmiechnąć tylko? Święci Pańscy! – A ten podkomisarz Cegła to taki komisarz Brunetti. – Żona antykwariusza bawiła się w najlepsze. – Raczej komisarz Georges Dupin – śmiał się jej mąż. – Komisarz Montalbano – licytowała się siostra Tomasza. Wdowa wciąż jeszcze panowała nad mimiką, ale przyjazny i pełen wyrozumiałości dla szaleństw młodości uśmiech przychodził jej z coraz większym trudem. Stanisławie, ratuj! I Stanisław nie zawiódł. Tym razem. – No, na pewno nie jest to Harry Hole. Ani inspektor Verhoeven – stwierdziła szczuplejsza pani Karolina. – Inspektor Verhoeven? – zainteresowała się nagle siostra Tomasza. – Nie znam, nie czytałam. Dobre? Karolina Morawiecka była uratowana. Ach, rozmawiają o książkach! Teraz wreszcie i ona mogła włączyć się do rozmowy. – Ja też tego akurat nie czytałam – wtrąciła najlżejszym tonem, na jaki było ją stać. Na szczęście wydawało się, że nikt nie zwrócił uwagi na hałas tysiąckilogramowego głazu, który wyznanie zakonnicy strąciło z wdowich ramion. – Można przeczytać. O ile się lubi niskich mężczyzn. Takich poniżej metra czterdzieści pięć – uśmiechnął się pan Jacuś, który nie był bardzo wysokim mężczyzną, ale od wspomnianego bohatera był jednak znacząco wyższy. – I dlatego podkomisarz Cegła to raczej Wallander niż Verhoeven ...
******************************************
Chyba już wiecie o co mi chodzi. Czytanie o babie, która pozjadała wszystkie rozumy, uważała się za najmądrzejszą, była wredna i przede wszystkim ograniczona umysłowo, trudno było przełknąć. Śmiało można zaliczyć ją do grona "moherowych beretów".
1/6
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.
Ja poddałam się w połowie , dawno nie czytałam tak durnej książki a bohaterka po prostu doprowadzała mnie do szewskiej pasji....dziwią mnie tylko te wspaniałe opinie na LC
Na LC niestety ale jest grono osób które zachwyca się wszystkim a jak śmiesz skrytykować ich ukochane dzieło to albo Ci zaznaczą opinię jako spoiler albo stworzą konta-figuranty żeby dodać kolejne peany
Lucy, ja Ci wierzę, i kijem tego nie tknę. Ba, jakby mi chciało ukraść portfel to bym mu kijem go podawała.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
Na samym początku mamy trupa, byłego męża naszej bohaterki. Dochodzi kot, którego przygarnia Majka i który narobi niezłego zamieszania. Mamy też poszukiwanie skarbu po zmarłej babci, który znajduje się w kasetce, tylko klucz do niej zaginął. Zabawa w poszukiwanie skarbu nie odbywa się bez problemów, ponieważ plątają się pod nogami różne jednostki. Pojawia się też dwójka adoratorów i o zgrozo! Majka podejrzewa najlepszą przyjaciółkę o trzaśniecie jej byłego męża. Trochę się dzieje, jest lekko, zabawnie i dużo opisów z życia kota. 4/6
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.
Niedawno przeczytałam "Więź" A. Lewickiej. Książka zapowiadała się ciekawie: słowiańskie klimaty i wątek miłosny, jako tło: śnieżne Bieszczady, ale w praktyce to wszystko okazało się jednak bardzo słabe Zmęczyła mnie ta książka i na razie nie zamierzam kontynuować cyklu
giovanna napisał(a):Okładka fajna, ale w sumie nie wiem czy pani na niej podobna do bohaterki, bo nie ma jej opisu (albo przegapiłam) i nie pisze też ile Matylda ma lat ma lat
No właśnie również zwróciłam uwagę na brak tych informacji Muszę się zabrać i opinię o niej napisać. Czytało się naprawdę fajnie. Pod koniec zaczęła mi się trochę dłużyć, ale też nie jakoś strasznie.
Krystyna jest szczęśliwą mężatką, dopóki jej mąż nie odchodzi do innej, która spodziewa się jego dziecka. Kobieta jest załamana, tym bardziej, że sama walczyła o to, żeby zajść w ciążę. Nowy rozdział w życiu, Kryśka zaczyna od ścięcia długich włosów i tak poznaje fryzjera Igora i jego uroczą córkę ... Jest romans, troszkę kryminału i zawirowania w pracy, ponieważ niewierny mąż, zatrudnia się w firmie Krystyny. Jak dla mnie obiecujący debiut tego roku. 4/6
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.