Skończyłam pierwszy tom nowej serii, czyli:
i jest dobrze. Wróciła stara dobra Sarah Maclean, jaką pamiętamy z cyklu o łajdakach, zresztą struktura tej serii jest podobna: trzech mężczyzn i jedna kobieta, z tą różnicą, że seria ma mieć trzy tomy, bo bohaterami ostatniej części będzie dwójka naszych bohaterów. Motywem łączącym wszystkie części jest historia trzech przyrodnich braci urodzonych tego samego dnia i o tej samej godzinie. Są to nieślubni synowi pewnego zdegenerowanego księcia. Tak się składa, że tego samego dnia i o tej samej godzinie urodziła się także jego oficjalna córka, która jednakże nie jest jego biologiczną córką.
Bohaterami pierwszej części są: Devon, zwany przez przyjaciół i nieprzyjaciół Diabłem, król szmuglerów z Covent Garden, oraz znana nam z ostatniej części poprzedniego cyklu panna Felicity Faircloth. Bardzo lubię u Maclean to, że spina kolejne cykle postaciami. Stało się to jej wizytówką i przyznam, że byłabym rozczarowana, gdyby z tego zrezygnowała.
Co do samej powieści: jest OK. To jest znana nam Maclean (lubię jej książki, Sekretny portret miłości traktuję jak wypadek przy pracy, bo zaiste była to beznadziejna książka). Jest miło, sympatycznie, owszem, są gdzieś w tle jakieś traumy, ale autorka prześlizguje się po nich. OK, ja to kupuję, bo taka jest konwencja jej twórczości i traktuję to jako umowę z czytelniczkami.
W tej akurat części jest nawet dość wzruszająco momentami, tradycyjnie daje się polubić głównych bohaterów (i drugoplanowych też). Intryga konwencjonalna (stara panna, plan na złowienie księcia, nauka uwodzenia, planowana zemsta - o rany, chyba się nie będę mścił, bo ją kocham, o rany już za późno...). Końcówka mnie osobiście skojarzyła się z pierwszą częścią Wallflowers Lisy Kleypas (tą o Annabell i Simonie). Ogólnie wszystko poprawnie, na plus. To nie jest na pewno książka, która ma wstrząsnąć, wryć się w pamięć, ale bardzo dobrze nadaje się na lekką, nieangażującą lekturę.
Zaskoczyła mnie natomiast jedna rzecz, mianowicie pewne zachowanie Evana, z którego autorka będzie musiała jakoś wybrnąć, jeśli ma z niego uczynić pozytywnego bohatera jego części. To było naprawdę grube, mam nadzieję, że jak przyjdzie czas, to dowiemy się, że próbował się z tego wycofać, jak ochłonął, bo czarno to widzę inaczej.
Ogólnie na jakieś 7/10.