akurat z tym bio to trzeba brać poprawkę, że nie zawsze tak do końca jest bio może i nie pryskane i nie nawożone jakimiś chemikaliami, ale rośnie obok 'nie-bio' i woda czy owady tę chemię przenoszą.
Dlatego sama się nie kieruję nigdy etykietką bio, bo to zawsze cena dwa razy w górę. Za to unikam produktów light. Bo często są bardziej kaloryczne od swoich pełnowartościowych odpowiedników
Jeszcze Wam powiem co mnie irytuje od pewnego czasu. Lubię awokado, czy samo czy w guacamole czy innym daniu, ale kupienie dobrego awokado to jest sztuka. Dlatego piszę o tym tu, bo najczęściej ten owoc nadaje się do wywalenia - czyli na zmarnowanie. Ale do brzegu - kupić można albo rozciapcianą miazgę albo kamienie. Kamień niby spoko, kupisz, poleży, dojrzeje. Tylko, że albo ja coś źle robię, albo ten owoc mnie nie lubi, bo jak już jest jędrny to jest też czarny. I kosz.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
A avocado tak bywa. U mnie w domu zjadane sa stosunkowo często. I same na kanapki z cytryną i jako dodatek do sałatki czy zwykłe guacamole, ale sama mam problem z kupnem dobrego. Niby technicznie wiem jak powinno być, ale w praktyce wychodzi średnio W sumie pewnie pół na pół
ja bio omijam, szkoda kasy.... jakoś tak też w to nie wierzę do końca
co do Avocado, jejku, jak ja tego paskudztwa nie lubię! na równi z oliwkami, cofa mnie niesamowicie. Próbuje co parę lat ale no nie idzie pamiętam jak pracowałam w Preta Manger w Anglii i tam robiłam kanapki z avocado (pierwszy raz spróbowałam). Taka wielka łycha i to jak masło, grubo się smarowało. Paćka niesamowita.
też właśnie. Sama bym częściej jadała, ale nawet jak czasem się połaszę i wezmę to twarde to potem jak dojrzeje jest gorzkie i niedobre. To już wolę takie niedojrzałe chyba...
Teorię znam doskonale i próbowałam też dojrzewania w torbie papierowej z jabłkami, ale nic nie działa. Strasznie wrażliwy owoc.
Pewnie tak. To samo mam z orzechem kokosowym - co kupię to wali pleśnią ale o nim nie jęczę bo jednak awokado moja miłość większa.
Kejti, to gdzieś nawet udowodnili, że to w dużej mierze ściema to eko wiatr, owady, woda w glebie i po eko
A próbowałaś guacamole? Mój chłop nienawidzi samego a guacamole może łyżkami
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
ja takie prawie dojrzałe pomidory kupuje i wkładam do szafki gdzie ciemno, z 4-5 tygodni leżą, robią się czerwoniutkie i aż byłam zdziwiona że się nie psuły. Jednak mama wie lepiej
Mnie to wcale nie dziwi i mówię Ci nie jesteś jedyna
Pomidory dojrzewają pięknie przy jabłkach też Ale te wredne awokado nijak nie chcą A że się nie psują te pomidory to ciekawe, może w miarę chłodno masz?
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
Oj tak, termin "bio" jest nadużywany tudzież źle używany. Ja "bio" rozpoznaję po zapachu ("zapach pomarańczy z dzieciństwa"). I tak, woda to podstawa...
Nie jem awokado od ponad 10 lat, jeśli jestem poza strefą, gdzie się je uprawia. Lubię (i na surowo i na ciepło)i pamiętam, jakie było u nas smaczne z 20 lat temu, a potem... się zepsuło i jest takie, jak piszecie: twarde lub szybko przejrzewające niefajnie. Wciąż gdzieniegdzie można dostać całkiem dobre, ale cóż: jest drogie.
(przestałam ostatnio jadać także dlatego: Zanim kupisz kolejne awokado tl;dr - wycinka lasów, wojny karteli, złe traktowanie lokalnej ludności i robotników/zbieraczy, żadne tam "bio").
Hm, ja przez ostatnie lata w ogóle staram się jeść regionalnie w miarę, bo uważam, że mamy globalny problem warzywno-owocowy: owoce i warzywa sprowadzane z daleka (bo jeśli teoretycznie mamy możliwości technologiczo-transportowe) są zrywane niedojrzałe: niższa wartość odżywcza, gorszy smak, "dochemiowanie w transporcie". Szybko, tanio, bylejak. To właśnie dopadło awokado... A cena nie taka znowu też niska (chociaż zarazem za niska: prawie na pewno ktoś w tym łańcuchu uprawy i transportu z drugiego końca świata nie jest przyzwoicie opłacany - a przynajmniej niesprawiedliwie w stosunku do zysków innych).
Kurcze, byłabym w stanie zapłacić więcej (i to prawda: także jeść mniej i rzadziej) gdybym wiedziała, że faktycznie: porządnie uprawiane (faktycznie ekologicznie, tak jak Sol wspomniała), odpowiednio transportowane, dobrze opłacani pracownicy.
A wracając na chwilę do awokado: jak przestałam kupować i jeść w Polsce, przypomniało mi się, jak, dzieciakiem będąc, dziwiłam się trochę przyjacielowi wychowanemu w Indiach, jak narzekał, jak trudno (lata 90.) jest kupić w Londynie dobre mango (i nie tylko). Tak dobre jak to, które wówczas wybrał, jadłam dopiero lata później w podróży daleko na wschód.
Poszerzając: tzw. egzotyczne owoce (a konkretnie cytrusy) z Europy i bliskich okolic (np. basen Morza Śródziemnego) tylko w sezonie dla nich naturalnym. Zimę przeżyję na jabłkach, gruszkach i cytrusach, jeśli chodzi o świeże owoce, oraz w razie potrzeby na mrożonkach (mrożę sama owoce, warzywa raczej kupuję). Ponadto uważam, że lepszy jest sok np. cytrynowy butelkowany "na miejscu uprawy" z dojrzałych cytryn nie przygotowanych do transportu niż taki z wymęczonych niedojrzałych owoców samodzielnie wyciskany.
[rany, mogłabym tak długo...]
A swoją drogą: gdy ludzie przestaną hodować awokado (z cyklu: nudna opowieść), to
Spoiler:
pewnie roślina zniknie szybko w formie, jaką, znamy - zanim zaczęto ją uprawiać, za "uprawę" odpowiadały przede wszystkim wymarłe już dziś zwierzę wagi słoniowej - megaterium czyli leniwiec naziemny olbrzymi Na szczęście kabaczki, cukinie i dynie też się udało ocalić mimo wymarcia różnych mamutokrewnych.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Ja również „wyznaję „ teorię, że po pierwsze sezonowe po drugie lokalne. Sorki ale kuchnia śródziemnomorska przy naszej zimie? Wróciłam do strączków, galaret itd. I ( może przypadek) jako jedna z nielicznych nie byłam chora w styczniu. A przewaliła nam się przez firmę jakaś mega epidemia . Owoce też lokalnie. Koleżanka przywozi jabłka i soki bezpośrednio z sadów. Kiszonki mam z ryneczku. A propos kiszone kwaśne zapobiega robakom. Dlatego dzieciom każą dawać. Zaczęłam też czytać o tym jaka firma gdzie i jak zatrudnia. Nawet na rynku lokalnym.
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować
Obejrzę w chwili wolnej, na razie zerknęłam tylko na komentarze PS Szuwarku - podpisuj proszę linki, to będziemy wiedzieć, w co klikamy
*** A ja na marginesie jeszcze w nawiązaniu do "bio" oraz wody - polecam fajny przekład cholernie długiej ale pełnej smaczków )i danych łatwych do ogarnięcia) opowieści o tym, dlaczego zniknął problem "owadów na szybie samochodowej" (przedruk z The New York Times Magazine). Porusza problem, którego my-tylko-konsumenci nie rozwiążemy nawet przy najlepszych chęciach i staraniach https://magazynpismo.pl/owady-natura-ekologia-wymieranie/
PS Magazyn Pismo - Empiku w mych oczach nie zbawi, ale może dzięki niemu nie zostanie to korpo zesłane na ostatni krąg piekielny
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Obejrzałam filmik i przy okazji wyzwań: w poprzednim roku pojawił się super cykl tekstów publicystki odcinającej się na 5 tygodni od wielkich wirtualnych korpo: Google'a, Facebooka, Amazona, Apple'a itp. - dobra opowieść pokazująca, że łatwiej nie uzywać "codziennego" plastiku niż pozbyć się Amazona ze swego życia
I przy okazji w ramach refleksji: ja bym promowała rozwiązania tanie swoją drogą, łatwo dostępne i nie wymagające za dużo czasu. U nas paradoksalnie "eko" to wciąż z jednej strony jednak trochę kwestia luksusu i dostępności dla osób z większymi zasobami, a z drugiej "nie po to się dorabialiśmy, żeby teraz żyć jak za ciemnego PRLu" (to słyszę we własnej rodzinie - pewne pokolenie psychicznie czuje się lepiej, gdy zepsuty telewizor może po prostu wyrzucić i kupić nowy, że o innych rzeczach nie wspomnę
Jesteśmy w znacznej większości społeczeństwem, które relatywnie za długo/dużo pracuje za za małe pieniądze i ja się potem nie dziwię, że machamy często ręką i wybieramy "plastik". A tu trzeba mieć zapas czasu (a czas się liczy w ramach roboczogodzin) aby się dokształcić i przygotować do zmian, nawet jeśli same zmiany w efekcie wyjdą taniej. Dla niektórych to fajna intelektualna rozrywka (taka gra surwiwalowa w realu). Dla innych - czas kosztem zainteresowań innych. Ech...
*** PS w nawiązaniu do wyżej przytaczanego artykułu: .
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Frin - to prawda, niewiele osób może radykalnie stosowań no waste. Więc może opcja less waste. Słoiki, torby na zakupy. Rurki. Naprawde małymi kroczkami mozna zawsze coś zmienić. To prawda, bycie takim total eko jest drogie, u nas jakoś bardziej. Ale dla mojej teściowej siatka z materiału to okropne i reklamówka to symbol nowoczesności. Ona zyje plastikiem...
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować
A z ciekawości - czemu akurat ta firma/sklep? Pytam, bo tyle na rynku, więc zawsze ciekawi mnie, jak sie trafia: czy przez szukanie produktu, czy polecenie...
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
W opisie i na stronie chyba by się przydało lepsze opisanie, jak się wielorazowo użytkuje, czyli higiena / mycie...
Hm, nie korzystam z folii w kuchni ogóle (taki mam styl życia, że pudełka mi wystarczają) ale zastanawiam się nad czepkiem (do trzymania w cieple masek na głowę/włosy) aż się muszę rozejrzeć...
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Mają fajną grafikę, która przypomina, że tak naprawdę nie jesteśmy właścicielami rzeczy, których nie mamy możliwości naprawy ("korzystanie na mocy licencji").
Na marginesie: część osób zwróciła uwagę na hasło "Jeśli nie umiesz czegoś naprawić, nie posiadasz tego" - to jest hasło, które bym poleciła na licealną lekcję polskiego (czyli rozumienie słowa pisanego A także na lekcje etyki i ekonomii...
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin