Chyba mam wenę na książki o królach półświatka
Bo to druga w tym miesiącu bardzo dobra pozycja z bohaterami spoza arystokracji, z czego on trzęsie dzielnicą biedoty (będąc w istocie jej dobroczyńcą), a ją poznaliśmy w poprzednim tomie serii jako zdecydowanie niesympatyczną Królową Lodu. Nietypowo w typowości.
Ale po kolei: ona jest współwłaścicielką domu akcyjnego, antykwariuszką i doświadczonym rzeczoznawcą. Skupiona na pracy, świadoma swojej niewłaściwości w świecie mężczyzn. Emancypantka. Cyniczna, zimna, pozbawiona ciepła. On, ja wspominałam, jest królem na dzielnicy. Właściciel domu gry, niestroniący od łamania prawa.
I wskutek niespodziewanej zbieżności interesów postanawiają zawrzeć potajemne małżeństwo, celem wywarcia nacisku na jej bracie. Potem jest klasycznie, jak to zwykle w romansie, jest trochę zwrotów akcji, trochę prób, które pokonują albo które pokonują ich. Bo nie jest prosto i łatwo, jak w bajce, a niektóre próby są po to, żeby się nie powiodły i żeby bohaterowie zrewidowali swój stosunek do samych siebie, do siebie nawzajem i do świata.
Całość zmierza oczywiście do HEA, ale wcale nie prostą drogą. Opisane sensownie, czyta się lekko. Bohaterowie wiarygodni, ich rozterki dobrze wyprowadzone z przeszłych doświadczeń i zgodne z osobowością. Solidnie napisany romans.
Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do Duran, to brak epilogów. Lubię się dowiedzieć, co się działo z bohaterami w jakiejś perspektywie czasowej.
Ocena: 8/10.
Polecam.
PS. To jest całkiem fajna seria, pierwszej części, co prawda nie czytałam, ale druga była bardzo dobra, trzecia poprawna, a czwarta znów bardzo dobra. Można czytać oddzielnie, chociaż czwartą dobrze przeczytać po trzeciej, bo w trzeciej oboje bohaterowie czwartej odgrywają istotną rolę i sporo się o nich dowiadujemy.