Tytuł i okładka kazały mi spodziewać się jakiegoś erotyka o fabule klasy B, jak nie C, z masą scen łóżkowo-miętoszących i generalnie niczym wybitnym.
I jakże mylne mogą być oceny na podstawie okładki i wyobrażeń
I powiem Wam, że ten tytuł ma sens. Banan ogrywa w tej historii ogromną rolę, niewinną podkreślam, ale niemal kluczową. Ten owoc przewija się nie raz i nie dwa i ma znaczenie. Także, nie ma co się śmiać z głupich pomysłów autorki, całkiem celnie zatytułowała swoją opowieść
To krótka opowieść o miłości rodzącej się z nienawiści i w 'bólach' złośliwości.
Przyciąganie dwóch różnych charakterów, będących jak ogień i woda, jak dwa bieguny magnesu, jak dwie strony jednej monety. Tak rożne a jednocześnie pasujące do siebie.
On dla niej wszedł w chaos, ona dla niego chaos mogłaby opanować. A warto podkreślić, że on to gość który dzień planował co do minuty. Zero spontanu, zero pójścia na żywioł. Ona - dziewczyna bomba, pech na dwóch nogach i chodząca katastrofa.
A do tego romans biurowy oparty na relacji szef - stażystka
Ale nie spodziewajcie się nie wiadomo czego. Początek zapowiada nieziemski ubaw i faktycznie najpierw śmiałam się tak że się mało nie popłakałam. Ale potem akcja wskoczyła na klasyczne tory historii miłosnej, na szczęście z masą chemii a bez nadmiernego tarzania się po powierzchniach płaskich.
Jeśli macie wolny wieczór, albo w ogóle, jakąś godzinkę w dowolnej porze, oraz ochotę na coś lekkiego, prostego (lecz nie prostackiego!) i odprężającego, weźcie pod uwagę 'Jego banana'.
Zwłaszcza jak lubicie z pozoru banalne ale jednak urocze historie o miłości ze szczyptą humoru i pikanterii.