"Byle do przodu"Jest to pierwszy tom cyklu o pani detektyw Matyldzie Dominiczak.
Książka należy do gatunku komedii pomyłek i udała się pani autorce wspaniale. Trzymała ten sam, wysoki poziom przez cały czas.
Niezwykle dobrze przypadła mi do gustu. Była napisana bardzo lekkim stylem, z płynnymi dialogami i wielkim wyczuciem komizmu sytuacji.
Polubiłam większość bohaterów, choć początkowa rozmowa rodzeństwa głównych bohaterów mnie mocno wystraszyła. Wyglądało jakby miała nastąpić powtórka z "Były sobie świnki trzy", w której główne bohaterki były niemoralnymi, egoistycznymi, leniwymi, pazernymi, mściwymi i podłymi harpiami. Na szczęście w przypadku "Byle do przodu" dość szybko bohaterowie okazali się lepszymi ludźmi, niż tamte trzy świnie ze starszej książki autorki.
Nie jestem fanką logiki w stylu "nie wiemy, czy nasz tatuś czegoś nie knuje za naszymi plecami, ale po co mamy go o to pytać, lepiej go profilaktycznie zabijmy" i niestety mnie to ani trochę nie śmieszy, ale na szczęście tak wyglądał tylko początek książki. Dalej było lepiej. A jeszcze dalej zresztą się okazało, że to nie ich tata stanowił problem, lecz mama, która była socjopatką groźną dla otoczenia, manipulantką i chorobliwą egocentryczką.
W książce było bardzo dużo humoru, głównie sytuacyjnego oraz wiele scen zawierających jakąś pomyłkę, niedogadanie, złe zrozumienie się lub inną interpretację faktów przez różne osoby, co prowadziło do zabawnych zdarzeń lub sytuacji.
Zgadłam
co mnie napawa dumą, bo to wcale nie było łatwe ani oczywiste.
W książce znajduje się kilka małych błędów (drobiazgi, jak np. zły numer piętra, czy zamiast słowa "żona", słowo "mąż"), które powinny być bardzo łatwe do wychwycenia przez betę, redaktora lub korektora, a nie były. Ten fakt, jak zwykle w przypadku książek pani Rudnickiej, podpowiada mi, że możliwe, że po autorce, aż do wydania, już nikt więcej tych książek nie czyta, nie sprawdza i nie podpowiada jej, co mogłaby w nich poprawić. Z jednej strony patrząc, rozumiem panią autorkę, bo jest dobra i fajnie, że o tym wie, ale z drugiej strony patrząc, byłoby mniej błędów, które jedna osoba łatwiej może przegapić.
Na pewno książce nie zaszkodziłoby, gdyby czasownik "rozmnażać się" w kilku miejscach zastąpić synonimami. Gdy w taki sposób o posiadaniu dzieci lub zachodzeniu w ciążę mówi/myśli jeden albo dwóch bohaterów, to jest śmiesznie, ale gdy wszyscy, to robi się dziwnie.
Mam nadzieję, że w następnym tomie cyklu wystąpi nie tylko pani detektyw, ale i inni bohaterowie z "Byle do przodu", bo zostało parę niedokończonych wątków, których ciąg dalszy bym bardzo chętnie poznała.
Będę trzymać kciuki za rozwój romansu pomiędzy panią detektyw a panem policjantem. Coś tam się kroi i chciałabym, by im wyszło.