Zgadza się, Zmierzch dość mocno wszedł w gatunek, no i fakt że zrobił taką furrorę kusi by go kopiować.
W drugim tomie można więcej tych odniesień znaleźć, jak wahanie bohaterki między dwoma facetami, rozerwanie wręcz. Ale nadal jest to lepiej umotywowane i ma więcej sensu
A czytanie samego tomu pierwszego to nie jest mądry pomysł.
To trzeba mieć cały cykl pod ręką bo autorka jest mistrzynią cliffhangerów
dokładniej o tomie drugim:
Colleen Houck ma skłonność do cliffhangerów, stąd też po lekturze ‘Klątwy tygrysa’ natychmiast złapałam się za ‘Wyzwanie’. I mogę z pełną świadomością stwierdzić, że jakościowo nie odbiega on od części pierwszej
Jednak zmienił się klimat, zmieniły się pewne elementy.
Jak w pierwszej części atmosfera zagadek, orientu, Indii, tajemniczości chwilami wręcz buchała tak tu jest tego znacznie mniej.
Na pojawienie się samego Rena przyjdzie też czytelniczce troszkę poczekać, bo początkowo Kelsey ląduje sama z powrotem w Oregonie i próbuje żyć życiem zwykłej młodej kobiety.
Na szczęście Ren za długo nie daje jej o sobie całkiem zapomnieć i wraca w jej życie w wielkim stylu
Co się dzieje potem rzuca się jednak cieniem na moje postrzeganie tego tomu. Cierpiałam razem z Kelsey i mimo wielkiego uwielbienia dla Kishana, jego zadziornego uroku… To nie Ren.
Brakło mi też indianojonesowości z poprzedniej części. Jak Indy mówił, ‘nie siedźcie w bibliotece’ tak bohaterowie się nie słuchają. Niby muszą, niby do rozwiązania zagadki potrzebne jest wertowanie ksiąg, ale wtedy akcja stoi. Gdy dzieje się cokolwiek, gdy bohaterowie są w ruchu, kartki przewracają się błyskawicznie. Gdy bohaterskie tyłki zasiadają do lektury to mnie się takowej odechciewa.
Na szczęście to nie trwa długo i przestoje zdarzają się tylko w pierwszej połowie książki, a właściwie tak w okolicy jej środka.
Pierwsza połowa to moment gdzie mamy iście nastoletnie dramy i problemy z gatunku – kocham jego, ale czy on mnie też, czy on mnie wybierze, ja go chcę, on mnie nie wiem czy chce, może trzeba sobie znaleźć innego, ciekawe co robi Ren, tęsknię za Renem, Ren jest głupi bo milczy.
No milczy dziopo, bo mu kazałaś zostawić się w spokoju…
Potem jest wspomniany przestój gdzie zasiedli i czytali, a następnie dzieje się magia.
Mamy wyprawę po drugi dar i wszystko ożywa, dosłownie. Aż chce się czytać, akcja pędzi, wręcz nie nadążamy za bohaterami. Boimy się o nich, kibicujemy im, przeżywamy ich przygody.
I jak pewnie niejedna osoba się wkurzy na Kelsey, że jej serduszko pika do Czarnego Kishana, tak ja ją rozumiem. Autorka nam to tak przedstawia i tak motywuje, że wierzę w całą sytuację.
Nasza bohaterka wcale nie przestaje kochać Rena, nie
tylko dzieją się różne rzeczy i trzeba brać na to poprawkę.
Dzieją się takie rzeczy, że dostawałam białej gorączki i prawdę mówiąc to już mi się ręka wyciąga po tom trzeci…
Cóż taki los
cliffhangery to zło, mówię Wam…