Niech nie zwiedzie Was dość idiotyczny tytuł, to jest naprawdę fajnie napisany romans historyczny, z ciekawą historią i niebanalnymi bohaterami. Drugi tom serii, który przeczytałam, bo pierwszy był sympatyczny. Ale bez szału. Właśnie tyle: poprawnie napisany, sympatyczny romans o sympatycznych ludziach.
Drugi tom jest nieco inny, choćby dlatego, że obejmuje dramatozę. A nawet dwie dramatozy. Ale po kolei. Nie będę nadmiernie spojlerować, żeby nie odebrać przyjemności tym z Was, które dostatecznie zachęcę, by sięgnęły po książkę. Nasi bohaterowie spotkali się piętnaście lat wcześniej, kiedy to on (Bryson Courtland, później wicehrabia Rainsleigh), wówczas dziewiętnastoletni uratował ją (lady Elisabeth Hamilton-Baythes), wówczas piętnastoletnią, z burdelu. W którym znalazła się wskutek napadu na powóz i zamordowania jej rodziców przez przydrożnych bandytów, którzy następnie sprzedali ją jako nietknięty towar do domu schadzek. Napiętnowana (w sensie dosłownym), przerażona, zdobywa się na ucieczkę, w której on jej pomaga. On z kolei trafia do burdelu, bo zaciąga go tam siłą ojciec, paskudny typ, hulaka, utracjusz, bankrut, wręcz menel.
Mija piętnaście lat, on w międzyczasie odziedziczył tytuł, odbudował utraconą przez ojca fortunę, inwestując w przemysł stoczniowy, zdobył wykształcenie i wszystko sam, własną siłą, zaparciem, potem, krwią i łzami. I teraz zamierza przywrócić godność tytułowi rodzinnemu, zyskując szacunek w towarzystwie, do czego potrzeba mu szacownej małżonki. Optuje za młodą, ale dość dojrzałą kobietą, cnotliwą, spokojną, zrównoważoną, szlachetną, godną zaufania, o nieposzlakowanej opinii. I państwo się spotykają, nie bez czynnego udziału ciotki, która zaopiekowała się naszą bohaterką piętnaście lat wcześniej. Ona oczywiście wie, kim on jest, bo skrzętnie śledziła jego losy przez ostatnie lata, on jej nie poznaje.
Tyle o zawiązaniu akcji. Co mamy w książce? Otóż, jak wspomniałam, niebanalną historię. Spotkanie po latach, ale w jakże innych okolicznościach, do których dochodzi jeszcze to, że jedna strona nie ma pojęcia, że już kiedyś spotkała drugą. Mamy bardzo ciekawych bohaterów, obojga z traumami z przeszłości, z którymi każde z nich radzi sobie inaczej. Mamy całą plejadę ciekawych postaci drugoplanowych, z ciotką, ogrodnikiem, lady Frinfrock i przyzwoitką na czele. Mamy wreszcie dwukrotną (nie licząc wyjściowej) dramatozę. I mamy bardzo ładnie opisane emocje obojga bohaterów, zwłaszcza jej, bo on kilkakrotnie zachowuje się jak rasowy idiota, co, muszę przyznać, zostało ładnie opisane w konwencji iście romansowej (tak właśnie postępują w romansach bohaterowie, kiedy postępują na tyle niewłaściwie, żeby nas zdenerwować, ale żebyśmy nie przestały im kibicować). Parę razy delikatnie się wzruszyłam. I na koniec ładnie zakończenie wątków z ciekawym otwarciem dla bohatera następnego tomu, którym będzie młodszy brat naszego bohatera.
Mocne 8/10.