Główną bohaterką "Nie wszystko stracone" autorstwa Danielle Steel jest 49-letnia Sydney. Kobieta właśnie straciła ukochanego męża - Andrew, a przez jego zaniedbanie również cały majątek oraz dom, w którym razem mieszkali. Andrew po ślubie z Sydney nie zmienił testamentu i wszystko odziedziczyły jego wredne córki-bliźniaczki z pierwszego małżeństwa.
Sytuacja bohaterki nie jest kolorowa. Nowe właścicielki nie żywią do niej ciepłych uczuć, więc musi się szybko wyprowadzić, a następnie znaleźć nowe lokum oraz zatrudnienie. Kiedyś była znaną projektantką ubrań, ale kilkanaście lat poza branżą sprawiło, że Sydney wypadła z obiegu.
Kobieta ma dwie córki - Sophie i Sabrinę, które poszły w jej ślady i pracują w branży modowej.
Kiedy leci do Paryża załatwić sprawę z mieszkaniem, które zostało jej po mężu, w drodze powrotnej poznaje w samolocie Paula. Czy mężczyzna pomoże bohaterce stanąć na nogi? A może wpędzi ją w jeszcze gorsze kłopoty?
Muszę przyznać, że było mi bardzo ciężko 'wgryźć' się w tę historię. Pierwsze 50 stron to wałkowanie w kółko tego samego tematu.
Narrator w tę i nazad powtarza, że mąż Sydney nie zaktualizował testamentu i przez to kobieta znalazła się w tak tragicznej sytuacji. Wszystko zabrały jej bliźniaczki, a ona nie zna nowoczesnych technik projektowania i nie znajdzie pracy. I jeszcze o mieszkaniu w Paryżu, bo tylko ono jej pozostało i musi je teraz sprzedać, by mieć pieniądze. No ile można?! Do tej pory chyba już każdy pojął pełną powagę tych problemów.
Najlepsze jest to, że takie pierdoły autorka rozdrabnia i obraca niczym blender, a ważne dla fabuły wydarzenia opisuje w kilku zdaniach. Bohaterka gdzieś wyjeżdża? Okej, poświęćmy temu stronę opisu bez dialogów. Bo przecież komu one potrzebne?
Czułam się, jakbym czytała jakieś zapętlone streszczenie. A sama bohaterka jest naiwna, głównie się nad sobą użala i sprowadza na siebie problemy. Ale to wszystko wina męża, bo zabił się na motorze, nie zmienił testamentu, do tego mieszkanie w Paryżu, podłe bliźniaczki, srutu tutu - majtki z drutu.
Gdzieś po tygodniowym przestoju ruszyłam z "Nie wszystko stracone" dalej i udało mi się jako tako przyzwyczaić do stylu Danielle Steel. No ale po długich męczarniach przyzwyczaić się też pewnie można do bycia więzionym w piwnicy, więc nie jest to znowu jakaś wielka pochwała.
"Nie wszystko stracone" to moja pierwsza książka Danielle Steel. Nie mam pojęcia, czy pozostałe mają podobny schemat. Jednak myślę, że jeśli ktoś jej książki lubi, to również i ta przypadnie mu do gustu. Ja się więcej nie skuszę. Wolę młodszych, bardziej charyzmatycznych bohaterów oraz żywszą akcję bez ciągłych powtórzeń, za to z większą ilością dialogów.