Z seriami zwykle jest tak, że im dalej tym gorzej. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia, zwłaszcza jeśli cykl dotyczy tej samej pary. Ale nie tylko, bo najczęściej pierwsza część jest najlepsza, a reszta już nie wnosi nic nowego, nawet jeśli są to historie innych postaci. W przypadku Mony Kasten jest na odwrót - im dalej tym lepiej. Żeby nie było, uważam że cały cykl jest godny uwagi i dobrze napisany, ale szczególnie część trzecia mnie urzekła. Może zacznijmy jednak od początku.
W
“Begin again” mamy do czynienia z Allie, która postanawia wziąć życie we własne ręce i uwolnić się od toksycznych rodziców (naprawdę, na serio - zabić ich to mało, szczególnie mamusie). Ląduje w mieszkaniu z Kadenem - panem gburowatym, nieprzystępnym i tajemniczym. Oczywiście nie taki diabeł straszny jak go malują i po początkowym darciu kotów i niechęci bohaterowie zaczynają coś do siebie czuć, w chemia między nimi jest wyczuwalna od samego początku. Wspólne wypady w góry, rozmowy oraz rodzinki z piekła rodem (tutaj zamordować brata i ojca Kadena to mało) zbliżają ich do siebie. To co trochę mnie denerwowało, to takie odpychanie - przyciąganie bohaterów, niezdecydowanie Kadena i lekki chaos. Tak jakby autorka jeszcze sama nie wiedziała tak do końca jak to pociągnąć i “chciała za dobrze”. Niedopracowanie i pogubienie M. Kasten czuje się w tej historii, ale mimo tego jest to naprawdę dobrze napisane. Taki normalny pomimo paru dramatów i koszmarnej rodziny, fajny romans z gatunku NA/YA. Chemia między bohaterami jest jak wspomniałam wyczuwalna i autentyczna, a sceny erotyczne szczegółowe, ale smaczne i nie opierające się tylko na fizyczności
ta książka to taki dobry wstęp i okazja do poznania reszty bohaterów.
“Trust again” jest bardziej... uporządkowane i dopracowane. Im dalej w serię tym autorka naprawdę radziła sobie coraz lepiej. Dawn to charakterna, zadziorna przyjaciółka Allie. Po kryjomu pisze opowiadania erotyczne i ukrywa swój pociąg do Spencera - przyjaciela Kadena z pierwszej części. Dawn ma naprawdę solidne podstawy, żeby nie pakować się w kolejny związek (tutaj udusić należy jej byłego). Za to Spencer jest spokojny, taki typ “solidny”, nie kryjący się ze swoimi uczuciami względem bohaterki. Jednak jego rodzicom też daleko do ideału, a sam bohater kiedyś nie był taki porządny jak teraz, a jego pewne decyzje z młodości jak się okazuje zaowocowały poważniejszymi konsekwencjami, które dręczą go po dziś dzień. W tej części jest spokojniej, jest ona bardziej uporządkowana, a Dawn ze swoim charakterem, sercem na dłoni nie da się nie lubić. Bohaterowie powoli docierają się, a Spencerowi w końcu udaje się zdobyć serce i co ważniejszego - zaufanie dziewczyny.
A teraz czas na mój absolutny hit tej serii, czyli
“Feel again”. Zabawne jest to, że mnie nawet nie kusiło, żeby czytać tę część, chciałam ją olać. Dlaczego? Sawyer, bohaterka “Feel again” to była Kadena, która dopiero w drugiej części dała się poznać od mniej sukowatej i ludzkiej strony i zaprzyjaźniła się z Dawn. Dlatego z lekką dozą niepewności postanowiłam przeczytać jej historię. Tutaj mamy opowieść rodem z “Kopciuszka”. Tyle tylko, że Isaac, czyli główny bohater jest Kopciuszkiem. Taki niepozorny chłopak, chodzący w szelkach, muchach i okularach, czerwieniący się na każdym kroku. Ale jak zwykle bywa, cicha woda brzegi rwie. Sawyer, która jest zdolną fotografką decyduje się przygotować na swoje studia projekt, który będzie dokumentować za pomocą obrazów metamorfozę Isaaca. Chce mu pomóc stać się playboyem, nauczyć go flirtować i przede wszystkim zmienić jego koszmarny styl ubierania. Oczywiście jak się można domyślić, z biegiem czasu Sawyer odkrywa, że dzięki bohaterowi zaczyna “czuć”. Bo należy wspomnieć jeszcze, że bohaterka lubi jednonocne numerki bez zbędnego zaangażowania. Zwykle w tego typu książkach to chłopak jest badboyem z tabunem kobiet u swego boku. A tutaj jest dokładna odwrotność, bo Sawyer jest tą doświadczoną i twardszą stroną. Wychowana razem z siostrą przez ciotkę (mordujemy) po przedwczesnej śmierci rodziców nie potrafi wyrażać swoich uczuć, jest zamknięta w sobie. Jedyną osobą, do której czuje miłość i przywiązanie jest jej siostra, która oznajmia, że wychodzi za mąż. Sawyer jest zagubiona i zdaje sobie sprawę, że ich relacje mogą już nie być takie jak kiedyś. Dziewczyna na dodatek zaczyna odczuwać wiele emocji związanych z Isaaciem, a jego spojrzenia, dotyk i każda rozmowa sprawia, że bohaterka zaczyna angażować nie tylko swoje ciało, ale przede wszystkim umysł i serce. Dodajmy do tego jeszcze uroczą (no może oprócz rodziców - podduszanie lekkie się im należy) i wielopokoleniową rodzinę bohatera, prowadzącą farmę, którą Sawyer odwiedza coraz częściej i mamy prawdziwą ucztę i ciekawy, pełen emocji i chemii romans. No i proszę państwa - Isaac, cóż to był za bohater. Taki odpowiedzialny, spokojny, a przy tym totalnie cudowny i tylko z pozoru niepozorny facet, czyli typowy “cicha woda brzegi rwie” to ja rozumiem jak najbardziej i proszę o więcej. Ileż można czytać o wytatuowanych świniach
Podsumowując jestem jak najbardziej na tak. Podobał mi się ten akademicki świat z naprawdę ciekawymi i rozgarniętymi młodymi ludźmi. To co się chwali to fakt, że autorka nie powiela charakterów i problemów postaci, które są totalnie odrębne, różne i mają swoje własne historie i kłopoty (ale bez zbyt wielkich dramatów - przyjemniej dla mnie). Dobrym pomysłem na mój gust było zachowanie oryginalnych tytułów, które w prosty sposób bardzo trafnie opisują to, co znajdziemy w poszczególnych częściach.
Jeśli mam oceniać osobno poszczególne książki, to kolejno dałabym im 7, 8 i 9/10. Oceniając cały cykl myślę, że solidne 8/10 się należy. Polecam i sądzę nawet, że można czytać osobno te części i nie zaspoilerujemy sobie aż tak bardzo, ale myślę, że warto pójść od początku i poznawać wszystkich bohaterów stopniowo