Marta Obuch "Wiedźma duszona w winie"Autorka jest moją ulubienicą. Potrafi pisać fantastyczne perełki. Jednak tym razem coś nie poszło.
W trakcie czytania sądziłam, że ocenię książkę na jeden punkt, ale gdy skończyłam czytać, uznałam, że nie zasłużyła nawet na ten jeden.
Przede wszystkim nie polubiłam bohaterów. Główna bohaterka miała wady, które mi ją obrzydzały i zachowanie nastolatki. Bohaterowie mężczyźni byli jeszcze gorsi. Jeden z trzech pojawiających się kandydatów był maksymalnym flejtuchem, drugi był bardzo piękny i super głupi, a trzeci przystojny, mądry i bardzo zepsuty.
Ten flejtuchowaty był brudny na maksa, przepocony, śmierdział strasznie już z daleka, miał brud za paznokciami. W jego szafie nie było ani jednego czystego ciucha. - Znam kogoś, kto rzeczywiście tak wyglądał i tak śmierdział i wiem, że nie mył się nigdy (naprawdę nigdy) i nigdy nie prał ubrań, a był przy tym erudytą o bardzo bogatej wiedzy i szerokich zainteresowaniach. Ponieważ kogoś takiego spotkałam, to wiem, że takiego brudu i smrodu nie wyhoduje się w tydzień. Trzeba się lepiej postarać. Więc u bohatera to nie mógł być chwilowy stan niedomycia, a raczej życiowa filozofia i brud permanentny. - Ten bohater trafił na jedną noc do szpitala, gdzie także się nie umył, a po wyjściu przystąpił do swoich normalnych czynności zawodowych, czyli wsadził łapy w mięso, bo (między innymi) był kucharzem.
Znajomość z główną bohaterką też rozpoczynamy od tego, że rzyga, a chwilę potem wydaje jej się, że jest piękna i pachnąca.
Dla mnie to o wiele za dużo naturalizmu w sztuce.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w prawdziwym życiu maksymalnie 20 procent mężczyzn i 40 procent kobiet myje ręce po skorzystaniu z ubikacji, ale wolałabym czytać właśnie o tej mniejszości.
W treści znowu pojawiają się dywagacje bohaterki natury moralnej, które brzmią jak papka pseudopsychologiczna. Były koszmarne. Poziom wiedzy z przedszkola, a wykonanie jakby to był wykład profesora z uniwersytetu. Na szczęście nie trwały długo i nie pojawiały się często.
Jedynym lepszym elementem w książce był wątek kryminalny, który opierał się na thrillerze i teoriach spiskowych. Niestety to też nie wyszło, bo fajnie rosło, ale zdechło. Na końcu
W sumie książka nasuwała mi wielkie skojarzenie z późną Chmielewską, która piętnowała zachowanie jakichś swoich znajomych (np. otyłej kobiety, która nie miała bodźca do rozpoczęcia odchudzania i walczenia o poprawę swojego życia), krytykowała ogólne stosunki w państwie i degrengoladę polityków i sądownictwa oraz strzelała umoralniające monologi. - W sumie powstawała książka nie dająca się czytać i dokładnie tak wyszło teraz.