Gwiazdą tej książki dla mnie pozostanie Soraya.
Jak u Keeland na ogół te bohaterki są takie dość blade, Soraya to barwy, to energia, to ogień. Dla tej bohaterki rozważyłabym zmianę orientacji
I wcale nie dziwię się Grahamowi, że tak go oczarowała, że zmieniła go, że oszalał na jej punkcie. Zresztą Graham Morgan sroce spod ogona też nie wypadł. Ma osobowość, charakter. Ma kasę ale co ważniejsze, ma klasę.
A szczerze mówiąc trochę już mi idą uszami ci milionerzy szalejący na punkcie nowo-poznanej kobiety. Mimo tego, że zaczyna to nużyć to Pan Morgan się na tym tle wyróżnia.
Książka jest dowcipna, lekka, erotyczna i rozgrzewająca. Jest też romantyczna i emocjonalna. Jest to całkiem ciekawy i przyjemny miks.
Chociaż ostatnio na naszym rynku wydawniczym tego typu miksów jest naprawdę zalew, tak jak niegdyś zalewały nas paranormale czy erotyki. Teraz mamy współczesne romanse erotyczne o bogaczach czy sportowcach.
Nie wiem też, czy to zasługa Penelope Ward, ale Graham jest z trochę innej gliny niż standardowi bohaterowie Vi Keeland. Jeśli tak, to jestem kobiecie niezmiernie wdzięczna. Lubię Vi ale czytając jej książki ma się wrażenie powtarzalności pewnych elementów. A tu mimo, że schemat romansu współczesnego jest zachowany, panie kilka elementów zmieniły. I nadały swoim postaciom, też tym drugoplanowym, wiarygodne cechy charakteru. To są żywi ludzie a nie postacie z papieru.
A za nawiązanie do Pięćdziesięciu twarzy Greya brawa
To fajnie skonstruowana powieść i dobrze wykreowani bohaterowie. Gdy potrzebujecie czegoś niewymagającego postawcie na Drania z Manhattanu