No! Mam nową (starą) autorkę, której zdecydowanie zamierzam się bliżej przyjrzeć. Ale po kolei. Romans średniowieczny, czasy Henryka II i Matyldy (oraz Eleonory Akwitańskiej, ale o niej jest w książce zaledwie lakoniczna wzmianka). Wojna Anglii z Galią. Podbijanie nowych terytoriów. Rozejm wzmocniony małżeństwem angielskiego rycerza z córką galijskiego księcia. Brzmi znajomo? No ależ oczywiście: Królestwo marzeń Judith McNaught. Branka Samanthy James. Zdobywca Brendy Joyce. I z pewnością wiele, wiele innych, bo temat popularny, by nie powiedzieć oklepany.
U Williamson mamy parę wątków wyróżniających powieść. Przede wszystkim wątek magiczny. Otóż główna bohaterka, Arianna, córka galijskiego księcia, ma wizje przepowiadające przyszłość i ukazujące przeszłość. To jest dość przykra umiejętność, z której nasza bohaterka nie jest wcale zadowolona. Po drugie, głównym bohaterem drugoplanowym i spiritus movens całej intrygi jest mag, Taliesin wcielający się w dwie różne postacie (choć przez większą część książki jest giermkiem głównego bohatera). Proweniencja głównego bohatera nie jest natomiast nadmiernie oryginalna. Bękart hrabiego Chestera, pogardzany i odrzucany przez ojca, samodzielnie, krwią, potem i łzami zdobywający swoje miejsce w rycerskim świecie.
No właśnie, bohaterowie - niewątpliwy atut książki. Ona jest uparta, dumna, ale też optymistycznie nastawiona do życia, wierząca w miłość i pragnąca miłości. Jego życie mocno poobijało, został zdradzony, skutkiem czego nie wierzy w miłość, ponieważ boi się kolejnego rozczarowania (klasyk gatunku). Jak się zapewne domyślacie, chodzi o to, żeby oni się emocjonalnie odnaleźli. No i cóż, mogło to wyjść odtwórczo i nieciekawie, a wyszło bardzo dobrze. Głównie dlatego, że autorka nie bała się rozwiązań i punktów zwrotnych, po które inne autorki romansów sięgają dość rzadko. Jest w książce kilka traumatycznych momentów, które są potrzebne dla ewolucji obojga bohaterów. Bo, co też warto podkreślić jako atut tej historii, przemiany i dojrzewanie bohaterów przebiegają w ścisłej korelacji pomiędzy sobą. Kolejne przemiany wynikają nie tylko ze zdarzeń, ale i z postawy drugiej strony. Innymi słowy, żeby bohater mógł dojrzeć i wspiąć się na kolejny poziom emocjonalnej dojrzałości, najpierw przemiana musiała nastąpić w bohaterce. I vice versa. To jest fajne i to jest bardzo na plus.
Nie będę spojlerować zdarzeń, bo na przestrzeni dwóch lat akcji w powieści dzieje się bardzo dużo. Co ważne, każde zdarzenie ma sens, czemuś służy, jest kolejnym krokiem, kolejną próbą, którą muszą pokonać bohaterowie. Także emocje bohaterów zostały opisane w ładny, przekonujący i wiarygodny sposób. Z właściwą proporcją pomiędzy ich rozważaniami, opisem uczuć, a konkretnym działaniem. Dość klasyczny jest natomiast wyraźny rozdźwięk między słowami (a raczej upartym brakiem wyraźnej deklaracji uczuć) bohatera, a tym, co robi i jak się zachowuje. Ale to także zostało pokazane ładnie i w sposób nieirytujący czytelniczki.
Trochę się bałam tego body ripper, przed którym przestrzegała mnie Alias, ale nie było tak źle. Wszystko miało sens i nie było przesadzone, w dodatku autorka opisała to tak, że czytelniczka jest w stanie zaakceptować to, co się działo, w dodatku doskonale rozumie, dlaczego.
Z całą pewnością jest to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku, i sądzę, że na długo zapadnie mi w pamięć. Gorąco polecam!
9/10.