Znajdź w sobie odwagę, by wyznać… SEKRET
PRAWDĘ
MIŁOŚĆ
Niewypowiedziane pragnienia, bolesna przeszłość i głęboko skrywane grzechy są dla Owena największą inspiracją. Utalentowany malarz kolekcjonuje anonimowe wyznania i przenosi je na płótno. Auburn od kilku lat walczy o odzyskanie normalnego życia i desperacko potrzebuje pieniędzy. Zakochanie się w przystojnym malarzu nie jest częścią jej planu, ale przekorne przeznaczenie stawia na swoim. Dziewczyna odkrywa jednak, że przeszłość ukochanego może odebrać jej to, co dla niej najważniejsze...
Wszystkie wyznania, które przeczytacie w tej powieści, są prawdziwe.Nie wiem czy tego się spodziewałam. I nie wiem czemu myślałam, że tym razem autorka da swoim bohaterom jakąkolwiek taryfę ulgową.
Nie daje.
Auburn i Owen dostają najwyższej klasy uczuciowy rollercoaster. Ale tym razem, nie jak w Ugly love, jest prawdziwiej. Bardziej obchodzą mnie ich losy i problemy.
Bardziej im współczuję.
Bardziej ich lubię.
I bardzo chciałam przez całą książkę, żeby im się udało, chociaż jak to u Hoover – łatwo nie mieli.
Ona – nadal przeżywa miłość utraconą. On… Po przejściach równie ciężkich choć nie o kobietę chodzi. Oboje mają bagaż i wtrącających się w ich życie ludzi. Nie wiem czy dla dobra bohaterów czy z egoizmu, albo dziwnej potrzeby udowodnienia komukolwiek czegokolwiek.
Wiem, że Auburn jest potrzebna Owenowi a Owen Auburn. Jak powietrze.
Początkowo myślałam, że bohaterowie będą starsi. Zwłaszcza Owen, malarz artysta, mający swoją galerię i zarabiający na siebie od dłuższego czasu. A to są bardzo młodzi ludzie. Dzieciaki u progu dorosłości. Znów Colleen kładzie na barki swoich postaci więcej niż ktoś w tym wieku mógłby unieść.
Z tym, że jej bohaterowie są chyba z twardszych materiałów.
Kwestia wyznań… Pomysł i autorki – na zebranie prawdziwych ludzkich wyznań z głębi serca i pomysł na wykorzystanie tego w książce… Genialne. Piękne. Wzruszające. Wkurzające. Tak! Bo to nie tylko, a właściwie prawie wcale nie wyznania miłosne jak myślałam. To wyznania okrutne, podłe, wredne i wzbudzające ogrom współczucia. Ale i wkurzające tak, że chciałoby się wyznającym potrząsnąć.
Wzbudzają emocje, a u Hoover o to chodzi, wybrała sobie tylko nietypowe narzędzie to grania na naszych uczuciach.
To co mi do całości nie pasuje i zastanawia czy to tłumacz popłynął czy autorka… Przekleństwa. Naprawdę, pasują jak świni siodło. Użyte niby w odpowiednich momentach, ale do klimatu nijak się nie mają.
Ciekawe komu zabrakło elokwencji i zasobu słów…
No i jeszcze kwestia rozwiązania całości. Nie wiem czy to kupuję, są tam elementy które nie leżą mi strasznie. Jak to u Hoover – nic nie jest powiedziane jako pewniak, czytelnik sam sobie musi dopowiedzieć resztę, ale wydaje mi się, że dostajemy za mało puzzli do tej układanki.
No nic. Mam nadzieję, że trafię jeszcze na powieść autorki która zachwyci mnie jak It ends with us albo November 9. Contess wypada lepiej od Ugly love ale nadal do dwóch pierwszych brakuje mu sporo.