Teraz jest 21 listopada 2024, o 17:39

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 22 czerwca 2018, o 14:21

dalszy ciąg zawrotnej kariery Wrednych igraszek na forum :hyhy:
ale fajnie ;) ciekawe czy w ogóle ktoś zdąży to dostać w polecankach :evillaugh:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 10118
Dołączył(a): 3 sierpnia 2011, o 11:33
Lokalizacja: Somewhere
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez kejti » 30 czerwca 2018, o 19:28

sol wątpię :evillaugh:

.
.

Let's find some beautiful place to get lost.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 8 sierpnia 2018, o 18:56

Ho, ho, doczekałem upragnionej chwili! Wróg wyszedł z ukrycia.Po wizycie w „Chorzowskich Nowinach” ruszyliśmy w stronę domu.
Łaskawie przestało chwilowo padać. I dobrze, bo już mnie zaczęły kości łamać od tej wilgoci. Siedziałem z przodu na fotelu pasażera, a Solański otworzył okno na oścież, żebym sobie mógł wywietrzyć paszczę. Zahamowaliśmy na skrzynce elektrycznej i od razu go zobaczyłem. Pinczerek tkwił tym swoim kościstym dupskiem na obleczonej w poszewkę z kory poduszce i gapił się na nas. Obok niego, na kołdrze od kompletu, spoczywała jego właścicielka – Brygida Buchta. Tu jestem zmuszony wtrącić niezbędną dygresję. Bo czy wy też
zauważyliście tę prawidłowość? Typowy element na śląskim horyzoncie,czyli kobieta z pieskiem w oknie, podlega pewnym uregulowaniom. Z badań, które przeprowadziłem na własny użytek, wynika, iż im grubsza baba, tym mniejszy obszczymur tkwiący przy jej boku. Sto kilo żywej wagi ma zawsze pod pachą wypierdka. Szkieletor, sama skóra i kości, występuje w parze z wilczurem, a czasem nawet i rottweilerem.Może to odgórne wytyczne wojewódzkiego architekta krajobrazu? Albo po prostu równowaga w przyrodzie musi być zachowana.W każdym razie pinczerek sterczał na widoku. Już miałem wyskakiwać łukiem przez otwarte okno. Już miałem doskoczyć
do sralucha. Już mu nawtykać za wsze czasy. Ale w sumie dobrze, że się w porę powstrzymałem. Staliśmy się z Solańskim niemymi świadkami dramatycznych wydarzeń, które potoczyły się zbyt szybko jak na moją zaćmioną i zaczopowaną woskowiną uszną percepcję.
Pod bramę nadjechał ze swoim wózkiem ze złomem Rom, sąsiad z kamienicy obok. Dał nura do śmietnika ustawionego pod ścianą
w słusznym przekonaniu, że tutejsi mieszkańcy lekce sobie ważą durnoty o segregacji odpadków. Miał pewnie nadzieję znaleźć w pojemniku na plastik jakiś solidny kawał żelastwa, który dałoby się spieniężyć razem z trzema kratkami ściekowymi, które zgarnął już tego poranka z osiedla Pod Arkadami mieszczącego się nieopodal, tuż przy granicy z Bytomiem.Na to Brygida Buchta uderzyła w alarm. A zawtórował jej pinczerek.
– Ty pieroński podciepie, kaj mi sam sznupisz w tym hasioku! – darła ryja, a ta podróbka psa piszczała do rymu i taktu. – Śmierdzący
kradzioku! Idź se nazod, skąd żeś przylozł, i mi tu gupich af nie ciep, bo cie mój pies bajsnie! Pinczerek najwyraźniej zrozumiał, że o nim mowa, bo stanął na poduszce, odwrócił się zadkiem do widowni (czyli nas i ustawionego na swe nieszczęście w pierwszym rzędzie Cygana). Podniósł nogę i wysikał się przez okno. No, proszę państwa, na takie atrakcje to ja nie liczyłem, otwierając dzisiaj z rana swe zaspane oczęta...


Marta Matyszczak - ''Tajemnicza śmierć Marianny''


Solański za nic w świecie nie mógł jej zobaczyć! W tej jadłodajni! W tym wdzianku! Róża poprzysięgła sobie, że prędzej umrze, niż mu się tak pokaże. Jednak upierdliwa baba lamentowała coraz głośniej. Róża podczołgała się na skraj lady i wyjrzała chyłkiem. Zgromadzeni
w restauracji ludzie zaczynali odwracać się w stronę awanturnicy. Rozmowy cichły. Kwiatkowska usłyszała trzask otwieranych i zamykanych na zapleczu drzwi. Niewątpliwy znak, że zbliża się przywołany niecodziennym poruszeniem Mejksiur. Dziennikarka zrobiła
obrót o sto osiemdziesiąt stopni i wciąż poruszając się na czworakach, skierowała się w stronę kuchni.
– To wariatka! – darła się raszpla, a Róża obiecywała sobie, że zanim sama umrze ze wstydu i upokorzenia, najpierw zabije tę histeryczkę. – Niech ktoś ją zatrzyma! Pewnie jest niebezpieczna! Czy jest na sali policjant?! – jazgotała.
Róża już prawie była ukryta. Już niemal witała się z gąską. Zabrakło jej jednak paru centymetrów. Wsunęła się między frytkownicę
a podgrzewacz, w którym lądowały wszystkie przygotowane buły, zanim wydano je klientom. Źle jednak wymierzyła na zakręcie. Trzeba
też oddać Róży sprawiedliwość, że przejście było dość wąskie. W rezultacie tych niesprzyjających wielkiej ucieczce okoliczności Róża
zaklinowała się pomiędzy urządzeniami. A ściślej – utknął w potrzasku Różany tyłek, jako największa z części ciała Kwiatkowskiej.
A potem wszystko potoczyło się już szybko. Jeden gadał przez drugiego. Łapano się za głowę. Chciano wzywać karetkę pogotowia,
koniecznie tę specjalistyczną, dla pacjentów rozchwianych emocjonalnie. Gardy nie trzeba było zawiadamiać, bo jedyny pracujący
na Inishmore funkcjonariusz w osobie Liama Murphy’ego stał właśnie przed ladą i wpatrywał się w monstrualne cztery litery, które jako żywo przypominały mu te należące do jego nowej dziewczyny. Czemu jednak Róża postanowiła czołgać się po podłodze w miejscu swojej pracy, tego nie potrafił odgadnąć. A skoro nie potrafił, uznał, że najprościej będzie ją o to zapytać. Pewnie miała swój powód. Nie zamierzał jej więc z góry oceniać.
– Kochanie, czemu leżysz na podłodze? – zapytał z troską w głosie. Róża to wszystko słyszała, ale nie widziała, bo była do publiczności
odwrócona tyłem. Ale temu faux pas w tej akurat sekundzie nie potrafiła zaradzić. Dotarło też do niej drugie zdanie, wypowiedziane
zupełnie innym głosem, równie jednak znajomym.
– Róża? – zająknął się Solański. – Kochanie?! – W drugim pytaniu zabrzmiało bezbrzeżne zdziwienie. I oburzenie, które Róży nie umknęło.
Wywołało w niej ambiwalentne uczucia. Z jednej strony się ucieszyła, że Solański może jest zazdrosny. Z drugiej jednak... Czemu tak bardzo zdziwił go fakt, że ktoś zwraca się do Róży per „kochanie”? Kwiatkowska nie zdołała uzewnętrznić targających jej jestestwem uczuć, ponieważ w centrum wydarzeń pojawiły się kolejne dramatis personae.
– Rose! – wydarł się Mejksiur, który od samego początku odmawiał używania polskiej wersji imienia Róży. Nie potrafił go poprawnie
wymówić, a niczego nie bał się bardziej niż ośmieszenia. – Co ty tam robisz? Czy ty make sure, czy podłoga jest czysta? – zaciekawił się. – Wstawaj! Bo cię zwolnię! – Zatupał małymi stópkami tuż przy wypiętym tyłku Kwiatkowskiej.
– Nie mogę. – Róża dała wreszcie głos. Już jej się nawet płakać odechciało. I tak była skończona. Na wszystkich frontach. – Utknęłam –
wyjaśniła temu jełopowi, bo z kumaniem cza-czy bywało u niego różnie. Mejksiur zatupał jeszcze energiczniej. Wydał z siebie serię
nieartykułowanych dźwięków.
– Zabiję cię! – wrzasnął i skierował czubek stopy w sam środek Różanego zadka.

– Zabiję cię! – rozszczekałem się na widok mrożących krew w żyłach poczynań jakiegoś wypierdka, który chciał skrzywdzić Różę.
Moją Różyczkę! Moją ukochaną przyjaciółkę! Nie zastanawiając się, co też ona tutaj, na tym zapomnianym nawet przez diabła końcu świata, robi, przystąpiłem do działania. Porzuciłem Solańskiego, który prezentował wyjątkowo głupawą minę. Wślizgnąłem się za ladę.
Zignorowałem kotlety, które jakiejś łamadze spadły z tacki na podłogę. Sfokusowałem się na celu. A ten był tuż-tuż. Karakan już się zamachnął i wymierzył. Już prawie dosięgnął krótką nóżką, odzianą w galotki z działu dziecięcego i takiż bucik, tyłka Róży. Ale wtedy do akcji wkroczyłem ja! Chapnąłem go w tę girę, zanim zdążył się zorientować, co się dzieje. Okazała się wyjątkowo niestrawna, swoją drogą. Zacisnąłem szczęki tak tylko trochę, żeby znowu jakiegoś aj-waj nie było, że uwaga, zły pies, że nie gryzie, tylko w całości połyka. Chłop poślizgnął się na pozostałej mu do dyspozycji kończynie i fiknął koziołka. Wylądował u mych stóp niczym rozczłapana żaba.
Stanąłem nad nim i rzuciłem zezem na jego zalaną łzami twarz. Menedżer chlipał, próbując chwytać się za łydkę, w którą go ledwo
przecież drasnąłem swoimi zdezelowanymi kłami. Zrezygnował jednak z gwałtownych ruchów na widok mojego ziejącego mu nad kinolem
pyska. A może go zagazowałem wyziewami, które dobywały się z mej paszczy? Mogło być i tak, bo gdy chuchałem Solańskiemu prosto w nos, ten zawsze się krzywił i mamrotał coś o konieczności nabycia maski gazowej i zapasu tic taców...


Marta Matyszczak -''Zbrodnia nad urwiskiem''
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 10 sierpnia 2018, o 11:58

Chyba faktycznie muszę się skusić na te książki :hihi:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 234
Dołączył(a): 26 listopada 2017, o 19:26
Lokalizacja: Mielec
Ulubiona autorka/autor: Lisa Kleypas/Sabrina Jeffries/Lucy Maud Montgomery

Post przez lucyferowa » 21 sierpnia 2018, o 17:40

Ja ostatnio byłam na ślubie w kościele i nagle po co najmniej 13 latach zaatakowało mnie zdanie z pierwszego tomu "Sagi o Ludziach Lodu":
"Wtedy zobaczyła to..."(chyba nie muszę tłumaczyć, co to było? :hyhy: ).
"Perwersji się nie lękaj, gdy klient płaci, klękaj!"

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 17 września 2018, o 17:57

– Nie jestem towarzyski.
Śmieję się.
– Dlaczego mnie to wcale nie dziwi? – Naprawdę, jednak widok Flinta Hopkinsa bez garnituru jest sporym zaskoczeniem.
– Nie mam pojęcia, co zrobić z tym twoim wizerunkiem w jeansach i koszulce. Wyobrażałam sobie, że nawet śpisz w garniturze.
Siada na piętach i obraca ku mnie głowę, ciemne oczy dokonują pełnej inspekcji mojego ciała.
– A ja nie mam pojęcia, co zrobić z wiedzą, że wyobrażasz mnie sobie w łóżku.
Drżę. Jest chłodno… a jednocześnie zaskakująco gorąco. Przez dłuższą chwilę wpatrujemy się sobie w oczy. Odwracam wzrok i spoglądam na kamienną ścieżkę pomiędzy grządkami.
– Co robi Harrison?
– Poszedł do kolegi na film.
– Brakowało mi go dziś.
Cisza.
Nie potrafię tego pojąć. Flint jest ogrodnikiem. Ciężko jest mnie zaskoczyć, ale to dosłownie powala mnie na kolana. Pod garniturem ma dobrze umięśnione ciało, które jest o wiele lepiej widoczne w koszulce. Bez marynarki widać przebłyski jego prawdziwej, nie tak ostrej osoby. Jest coś niezwykłego w widoku czegoś znajomego w zupełnie nowym świetle. Zawsze miałam takie odczucia, jeśli chodziło o muzykę. Istnieją dwadzieścia cztery klawisze o unikalnej barwie, choć jestem pewna, że dzięki nim można stworzyć o wiele więcej niż za pomocą trzydziestu dwóch liter alfabetu.
– Znów nucisz.
Odwracam się do niego z powrotem.
– Przepraszam. Nie lubisz nucenia?
Wstaje i wrzuca chwasty do wiaderka.
– Będą cię szukać.
Uśmiecham się na tę próbę pozbycia się mnie. Podchodzę do niego powoli. Sztywnieje, zupełnie jak się tego spodziewałam. Jego nozdrza falują, a oddech nieco się pogłębia, ale mężczyzna się nie odsuwa.
– Powiedziałam, by zaczynali beze mnie.
Flint wpatruje się w moje ręce. Podwijam jego prawy rękaw, który do tej pory był niżej niż lewy. Muskam przy tym opuszkami palców jego ciepłą skórę.
– Co robisz? – pyta szeptem, jakby odczuwał ból.
– Podwijam ci rękaw.
– Na twoim miejscu trzymałbym się z daleka.
Zerkam w górę.
– Gryziesz?
Parokrotnie zaciska usta, nim się rozluźnia, przesuwając językiem po dolnej wardze.
– Masz białą koszulę.
Uśmiecham się i odsuwam.
– Harrison ma wielki muzyczny talent. Wiedziałeś o tym?
Kiwa krótko głową.
– A mimo to mówił, że nie chodzi na żadne lekcje.
– Grał na fortepianie i… – urywa w połowie zdania, jakby się pogubił.
– I? – Przechylam głowę na bok.
Flint odwraca wzrok i wzdycha.
– I tańczył.
– Był dobrym tancerzem?
– Chyba tak.
– Chcesz, żeby grał w futbol.
– Nie.
– Nie? – Odchylam nieznacznie głowę. – Serio? Mówił, że grałeś na studiach.
Bierze wiadro i odchodzi w kierunku szklarni.
– Powiedział ci o tym, prawda?
– Tak. – Biegnę za nim, ponieważ stawia długie kroki.
– Co jeszcze mówił?
– Nic, czym mogłabym się z tobą podzielić.
Flint chrząka.
– Nie jest twoim pacjentem. Nie uważam, by poufność tyczyła się zajęć pozalekcyjnych.
Wchodzę za nim do szklarni. Cholercia! Ile tu roślin. Z zewnątrz ich nie widać. Można by wykarmić nimi małą wioskę. Flint odstawia wiaderko i się obraca. Niemal wpadam na jego tors.
– Co jest z tobą nie tak?
Zaciskam wargi.
– Dlaczego uważasz, że coś jest ze mną nie w porządku? Chodzi o Mozarta?
– O wszystko. – Trąca butem mój but. – Eksmituję cię, mimo to stoisz tak blisko, iż mam wrażenie, że oddycham wydychanym
przez ciebie powietrzem. I masz tę potrzebę dotykania mnie, poprawiania krawata, kołnierzyka, rękawów. – Marszczy brwi.
Serce bije mi jak oszalałe, słyszę własny puls.
– Znów nucisz.
Z trudem przełykam ślinę i tłumię dźwięk, choć nie wiedziałam, że go wydawałam.
– Nie lubisz być dotykany?
Bruzda pomiędzy jego brwiami się powiększa.
– Nie przez obcych.
Serce jeszcze bardziej przyspiesza. Lubię odczuwać tak głęboko, aż słyszę jego rytm. To ekscytacja i szczęście. Czuję się o wiele lepiej, nie ma już bólu, który tkwił we mnie od tak dawna.
– Kiedy dwie osoby się dotykają, już przestają czuć się obco. Kiedy dzielą się uczuciami, łączą się na intymnym poziomie. Właśnie dlatego kocham muzykę. Sięga głębiej niż słowa. Rytm to tętno duszy.
– A co z tymi, którzy nie mają duszy?
Auć! Okropnie jest usłyszeć coś takiego.
– Cóż… – Wzruszam ramionami z uśmiechem. – …ci są kiepskimi tancerzami. Bezdusznymi, nieczującymi rytmu, słabymi tancerzami. – Patrzę mu w oczy. – Jesteś taki, Flint?
Coś nieokreślonego przyciąga mnie do tego człowieka. Chcę mu pomóc. Ale w czym? Jeszcze nie wiem. Muszę go poczuć, usłyszeć,
wtedy będę wiedzieć.
– Powinnaś odejść.
Opuszczam głowę, wzrok kieruję na stykające się czubki naszych butów.
– Dlaczego? – pytam szeptem.
– Ponieważ masz białą koszulę.
Unoszę głowę. Ciągnie za palce rękawiczkę, zdejmuje ją i upuszcza na ziemię, po czym to samo robi z drugą.
– Masz trzynaście dni. – Odlicza czas do usunięcia mnie z budynku.
– Trzynaście dni – powtarzam.
– A teraz odejdź, nim ubrudzę twoją białą koszulę. – Taksuje wzrokiem moje ciało.
Mrowi mnie skóra. Flint stanowi przeciwieństwo każdego znanego mi mężczyzny. Nie chcę niczego znajomego – bo właśnie to mnie zniszczyło. Nie chcę przewidywalności – bo to nic ponad bolesną iluzję. Kierowanie się rozumem za bardzo boli. Chcę po prostu zaistnieć
w czysto fizyczny sposób.
– To tylko koszula – szepczę.
Obejmuje moją głowę i całuje w usta. Ostro. Niestosownie.To najlepsze, co przytrafiło mi się od lat. Dotyk. Umieram. Żadna potrzeba nie była wcześniej tak potężna – tak konieczna.
Flint pogłębia pocałunek, popychając mnie na metalowy, zastawiony roślinami stolik. Jedna z doniczek upada na ziemię. Nie potrafię wystarczająco nacieszyć się jego ciałem, przywierającym do mojego. Moja wielka ochota mogłaby być żenująca, gdybym nie wyczuwała, że sam jest równie zdesperowany. Pochłania moje usta, próbuje rozpiąć guziczki przy mojej koszuli, ze zniecierpliwieniem urywając kilka z nich. Walczę z jego rozporkiem, nucąc tuż przy jego ustach ...


"Pan Perfekcyjny" - Jewel. E. Ann.
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 3456
Dołączył(a): 24 kwietnia 2017, o 10:53
Lokalizacja: Pyrlandia
Ulubiona autorka/autor: Diana Palmer, Judith McNaught, Lisa Kleypas, SEP

Post przez Ancymonek » 17 września 2018, o 18:36

Lucy ta scena jest jedną z najbardziej gorących jakie czytałam w romansie,
Spoiler:


Czyli rozumiem, że książka się podoba :P
"(...)Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci(...)"

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 17 września 2018, o 21:11

bardzo :love:
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 22 października 2018, o 21:05

Jej głośne mlaskanie i mruczenie wywołało jakiś ruch w garderobie. Gunda kątem oka zauważyła, że zza drzwi wysunął się kot.
– Ach, więc kotek był dziś lokajem, tak? – skwitowała. – Masz szczęście, że nie mogłam cię wczoraj znaleźć, bobyśmy się policzyli za mojego buta – mówiła do kota już bez emocji, raczej na zasadzie uświadomienia mu, że pamięta o niecnym postępku, niż z jakiegokolwiek innego powodu. Jak by między nimi nie było, kot był na stanie domu i wszelkie sympatie czy antypatie nie miały tu znaczenia.
– Idź do kuchni. Coś tam zostało w misce. Tylko trzymaj się z dala od Kune. Nie je już trzeci tydzień. Kot zastrzygł uszami i jakoś tak ciężko spojrzał na Gundę. Znała to spojrzenie. A gdy jeszcze oblizał sobie pyszczek, prędko odstawiła garnek na stolik i wyskoczyła sprintem z łóżka, zgarnęła zwierzaka pod pachę, zanim zdążył się zorientować i uciec. Prędko dobiegła z nim do drzwi tarasowych, szarpnęła je i wystawiła kota na zewnątrz w momencie, gdy zaczęły nim targać pierwsze torsje.
– Kotek, jak nic, będzie dziś wymiotnikiem. – Zadumała się nad wrzucającym wsteczny bieg zwierzęciem, kontemplując technikę wymiotów. Zapewne ruch w tył miał ułatwić powrót treści żołądkowej na świat zewnętrzny. Może i tak było, ale pewnie kot nie zastanawiał się nad tym dłużej. Ulżył sobie szybkim pawiem, wypluwając z paszczęki kawał niestrawionego mięsa. Oblizał się ponownie, przegryzł trawką, a potem powąchał mięsne zwłoki i ponownie zaproponował im miejsce w żołądku. – Kotek nie lubi na zimno. Kotek musiał sobie podgrzać. – Patrzyła jak zahipnotyzowana na zwierzaka, myśląc, że jednak zdecydowanie więcej wie o Kune niż o tak
pospolitym stworzeniu jak kot. Obiecała sobie tylko solennie, że już kota nie wpuści do łóżka ani, tym bardziej, nie pozwoli na
żadne czułości czy wymienianie pocałunków usta-usta. Nie z kimś, kto najpierw zwraca, a potem zjada swoje rzygusie ponownie. Zamknęła okno, zanim kot zdążył wcisnąć się w szparę, i zasunęła roletę, żeby nie widzieć błagalnie wpatrzonych w nią oczek. Jeśli raz mu zaległo na żołądku, zalegnie pewnie i drugi raz. Pragmatyzm był czymś, co Gunda ceniła wysoko, ale fakt, że kot posprzątał po sobie i ona nie musiała tego robić, też nie wzbudził w niej cieplejszych uczuć dla zwierzaka.



******************************************************************


– Ty złodzieju cholerny! – mruknęła Gunda, biorąc do ręki procę i kuleczkę z papieru. – Już ja cię oduczę złodziejskiego fachu, fetyszysto jeden! – Wycelowała w białe dupsko i puściła gumkę, a kot podskoczył do góry, obracając się w powietrzu. Gunda posłała w niego jeszcze jeden pocisk. Zwierzę zniknęło za domem jak podcięte batem.
– Więcej nie ruszysz, mam nadzieję. Technikę podebrała od swojego wujka, który w ten sposób oduczył kota ściągania baniek z choinki. Wprawdzie jego pupil wykazywał znaczne ograniczenia w kojarzeniu przyczynowoskutkowym, ale w końcu zrozumiał, że ruszenie bombki równa się bolącemu tyłkowi, i zarzucił niecny proceder świąteczny na dobre. Gunda wiedziała, że aby lekcja była skuteczna, należałoby ją powtórzyć przynajmniej kilka razy. Obiecała więc sobie, że choćby miała spędzić na leżaku kilka kolejnych dni, nie pozwoli
kotu już więcej terroryzować lewonożnego obuwia.




Joanna Sykat - Facet do poprawki
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 21062
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 23 października 2018, o 12:23

•Sol• napisał(a):dalszy ciąg zawrotnej kariery Wrednych igraszek na forum :hyhy:
ale fajnie ;) ciekawe czy w ogóle ktoś zdąży to dostać w polecankach :evillaugh:


Ja jeszcze nie czytałam. :P
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 5 listopada 2018, o 21:21

Kawko, to możesz być tą jedną jedyną :mrgreen:
kusisz los w ten sposób i poproś tylko o polecankę :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 23 grudnia 2018, o 23:49

– Zagwizdał na mnie gwizdkiem na kaczki!
Doprawdy, wieczór w barze Barry Lynn zapowiadał się interesująco.
– Co masz na myśli, mówiąc, że zagwizdał na ciebie gwizdkiem na kaczki? – dociekała Hannah. Miała na sobie koszulkę z wizerunkiem Einsteina.
– Mam na myśli – odparła Katie – że zostawił dzieci u swojej mamy, zdjął z siebie wszystko poza myśliwskim kapeluszem, stanął u szczytu schodów i zagwizdał gwizdkiem używanym podczas polowań na kaczki. W ten sposób mnie do siebie przywołał!
– Czy chcesz powiedzieć – Vicky bawiła się swoim końskim ogonem – że twój mąż zagwizdał na ciebie tym gwizdkiem, żeby cię zachęcić do… nawiązania hmm… intymnej relacji?
– Właśnie to mówię! – Katie wyrzuciła ręce do góry. – Tak mnie przyzywał. Czy on uważa, że mnie to podnieca? Ekscytuje?
Rozważałyśmy ten obraz. Nagi mąż, na szczycie schodów, dmuchający w gwizdek na kaczki, żeby jego żona przyszła na górę w celu „nawiązania intymnej relacji”.
– Nie wiem, co powiedzieć, Katie – wymamrotałam, ze śmiechu krztusząc się piwem.
– Jakie jest statystyczne prawdopodobieństwo, że zrobi to jeszcze raz? – zastanawiała się Hannah, ocierając pianę z górnej wargi. – A co ty zrobiłaś?
– Zrobiłam to, co uznałam za stosowne! – warknęła Katie.
– Czyli co takiego? – spytałam.
– Wpadłam do garażu, rozebrałam się, włożyłam spodnie moro, szelki zapięłam na cyckach, nałożyłam na głowę kapelusz moro z piórkiem, złapałam strzelbę i krzyknęłam: „Idę po ciebie, kaczorze!”
Zaplułam się piwem.
– A co zrobił Mel, kiedy zobaczył, jak celujesz do niego ze strzelby?
– No cóż, nie była naładowana, Meredith – przyznała Katie. – Gdy mnie zobaczył, zakwakał znowu, a potem ganialiśmy się po domu. On kwakał. A ja krzyczałam: „Bang, bang! Mam cię, kaczorze!”
– A potem? – drążyła Vicky.
– W końcu dotarliśmy do kuchni. Kaczor wylądował na stole, postrzelony, ale nie całkiem zastrzelony, odłożyłam strzelbę, a potem kwakaliśmy sobie na stole.
– Na stole kuchennym? – spytała Hannah. Widziałam, że jest zaintrygowana.
– Pokazałaś temu kaczorowi, kto tu rządzi – powiedziałam, śmiejąc się przez łzy.
– Pewnie, że tak. Farciarz z niego.
– Nie wątpię – zachichotałam. – Co za szczęśliwa kacza para!
– Kwa, kwa! – zawołała Vicky.



Cathy Lamb - ''Najpiękniejsze święta''
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 24 grudnia 2018, o 00:41

Że co. :hahaha:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 4786
Dołączył(a): 29 sierpnia 2017, o 08:25
Lokalizacja: Kraków
Ulubiona autorka/autor: Anne Golon, Sylvain Reynard

Post przez Karina32 » 24 grudnia 2018, o 10:11

O mamo :rotfl:
"Każda książka pozwala nam na nowe marzenia." - Emma Chase

https://www.instagram.com/ksiazkowe_romanse/

Avatar użytkownika
 
Posty: 3091
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Warszawa
Ulubiona autorka/autor: J.Ward, L.Howard, K.Ashley, Krentz/Quick, S.Brown

Post przez aleqsia » 24 grudnia 2018, o 12:00

Niekonwencjonalne te przebieranki :P dalej też taki humor?

Avatar użytkownika
 
Posty: 2444
Dołączył(a): 23 kwietnia 2013, o 00:11
Lokalizacja: na wschód od Edenu w cieniu dobrego drzewa
Ulubiona autorka/autor: Sandra Brown

Post przez gonia » 24 grudnia 2018, o 12:01

Padłam :hahaha:

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 24 grudnia 2018, o 12:40

aleqsia napisał(a):Niekonwencjonalne te przebieranki :P dalej też taki humor?


W sumie to nie.
Tam jest tylko odjechana jedna koleżanka głównej bohaterki, tyle że pokazuje się sporadycznie.

**************************

Katie otworzyła dziennik i odgarnęła do tyłu brązowe loki.
– Jestem wdzięczna za to, że kiedy wczoraj przyjechało do nas pogotowie, bo Mel nadwerężył sobie kręgosłup, gdy wypróbowywaliśmy pozycję Korindike, lekarz nie śmiał się ze mnie, gdy mu powiedziałam, że to miłosne manewry wymęczyły mojego Mela tak bardzo.
No cóż, ja chyba jednak się nie powstrzymam. Co za aliteracja!
– Jeden z nich zapytał: „A co to takiego ta pozycja Korindike?”, więc pokazałam im zdjęcie. Wszyscy je oglądali, a potem gapili się na
mnie, tacy zaszokowani, po czym jeden z nich zapytał: „Proszę pani, naprawdę jest pani w stanie to zrobić?”, a drugi powiedział: „Państwo, zdaje się, macie już czwórkę dzieci”. Wtedy Mel, który leżał na kuchennym stole, powiedział: „No i co z tego? To już nie mogę sobie poszaleć z własną żoną?”. No, ale cieszę się, że Melowi nic się nie stało. Lekarze mówią, że musi teraz dużo leżeć i uważać na siebie. Może będę miała trochę spokoju. – Zamknęła dziennik. – Naprawdę znudziło mi się już huśtanie na linie, jak małpa, w przebraniu Jane.
Na moment zapadła cisza.
– Nie wiem, co powiedzieć, Katie – wyjąkałam.
– Wiem – mruknęła Katie. – Mam już powyżej uszu tego, że w każdą niedzielę w kościele jestem wykończona po sobotnich igraszkach, a teraz będę mogła spokojnie posłuchać kazania, nie zasypiając przy tym, dzięki Bogu.
No tak. Dzięki Bogu.



Cathy Lamb - ''Najpiękniejsze święta''
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 7 stycznia 2019, o 18:52

- Ojciec nas zabije. A Shane mnie wykopie i zabije jeszcze raz.
Troy nadal wściekle warczał na wilka z Pacontis, przez co ten, teraz już nie na żarty przerażony, próbował się pozbierać z podłogi i jak najszybciej uciec. Trudno mu się dziwić, ich pokrwawiona czwórka musiała wyglądać naprawdę zabójczo.
- Jesteście aresztowani – mówił jakiś policjant, gdy ciągnięto ich już do wyjścia jak pospolitych kryminalistów. – Macie prawo zachować milczenie. Wszystko co powiecie może zostać użyte przeciwko wam w sądzie. Macie prawo do adwokata…
Kailee nawet go nie słuchała. Nadal była wściekła.
- Co za pieprzona suka! – wybuchła po raz kolejny. – Ruda zdzira! Jedno spotkanie z nią i siedem lat opanowywania agresji o dupę rozbił!
Teraz Rusty już dosłownie ryknął śmiechem, Troy też wreszcie przestał warczeć i buchnął rechotem, tak jakby cokolwiek w tym wszystkim było naprawdę zabawnego. Zgadzało się wszystko, co cała rodzina o nich mówiła: nie byli normalni.
Sonia wywróciła wymownie oczami.
- Mamy tak przechlapane. Nie śmiej się, Rusty! To wasza wina!
Rusty nie był w stanie przestać się śmiać, więc to Troy wyszczerzył do niej zęby.
- Nasza? A jak to możliwe?
- Bo przynosicie pecha! Zawsze jak pojawiacie się gdzieś razem, to kończy się to aresztem!
- Nie my zaczęliśmy.
- To i tak wasza wina!
- Suka! – nie poddawała się Kailee.
- To u niej jak zespół Tourette’a – poinformowała policjantów Sonia. – Nie ma powodów, żeby podważać jej poczytalność. Wystarczy, że ją uderzę i się uspokoi. Czy jest szansa, żebyśmy obeszli się bez aresztu?
Nawet jej słodkie spojrzenie nie pomogło, przewieziono ich policyjną furgonetką ma posterunek policji w Wulfridge i to był pierwszy raz, jak Kailee jechała radiowozem. Ale zaczęła się uspokajać dopiero, gdy pobrano od nich odciski palców, spisano ich dane i zamknięto w dwóch sąsiadujących celach, po tym jak polecono im wezwać prawników.


Strażnik - Karolina Kaim


Kocham Kaim :rotfl:
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 7 stycznia 2019, o 19:10

dobre to. ;P
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 7 stycznia 2019, o 19:18

Lubię całą serię. :lol:
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 7 stycznia 2019, o 19:34

Tak? :P to idę szukać.. ;) może coś w końcu przeczytam w tym roku. :P
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 21062
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 7 stycznia 2019, o 19:59

•Sol• napisał(a):Kawko, to możesz być tą jedną jedyną :mrgreen:
kusisz los w ten sposób i poproś tylko o polecankę :P


Wybacz, że dopiero teraz odpisuję ale rzadko tu zaglądam.

Na razie mam jeszcze 6 polecanek (w tym jedną podwójną) i dopiero jak skończę pierwsze kółko to dam znać. :P
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 31 stycznia 2019, o 12:42

Najlepsza scena w książce :hihi:

Westchnęłam głośno. Czy my się w ogóle przemieszczamy? To naprawdę była najwolniejsza winda, jaką kiedykolwiek jechałam. Sfrustrowana i może odrobinę zniecierpliwiona, bo chciałam mieć już ten wywiad za sobą, znów zaatakowałam panel. Naciskając ponownie guzik, jęknęłam:
— No rusz się. Jestem już potwornie spóźniona.
Odetchnęłam z ulgą, gdy kabina w końcu przyspieszyła. Ale nagle gwałtownie stanęła, a w środku zrobiło się zupełnie ciemno.
— No i proszę, zepsuła pani windę — odezwał się za moimi plecami niski głos. Podskoczyłam przestraszona i poczułam, że komórka wymsknęła mi się w ciemności z rąk i upadła na podłogę. Towarzyszący temu trzask powiedział mi, że się rozbiła.
— Jasna cholera! No i co pan narobił?! — Schyliłam się i zaczęłam macać po podłodze, ale nie mogłam jej znaleźć. — Czy mógłby mi pan przynajmniej poświecić, żebym mogła znaleźć swój telefon?
— Z przyjemnością.
— Dziękuję — prychnęłam.
— Gdybym tylko miał ze sobą swój.
— Pan żartuje? Nie ma pan telefonu komórkowego? Kto się w ogóle rusza bez telefonu?
— Może sama powinna pani tego spróbować? Gdyby nie była pani tak zapatrzona w ekran, nie znaleźlibyśmy się w tej sytuacji.
Wstałam i chwyciłam się pod biodra.
— A to niby dlaczego?
— Była pani tak zajęta klepaniem w klawiaturę, że nawet pani nie zauważyła, że nie jest sama w windzie.
— No i co z tego?
— Gdyby mnie pani zauważyła, nie przestraszyłaby się pani na dźwięk mojego głosu i nie rozwaliłaby pani telefonu. Wtedy zaś mielibyśmy światło i widziałaby pani przyciski w windzie na tyle wyraźnie, żeby móc nacisnąć guzik jeszcze jakieś dwadzieścia lub trzydzieści razy. To na pewno by pomogło.
Poczułam, że mężczyzna poruszył się za mną.
— Co pan robi?
Gdy odpowiedział, jego głos dobiegał z innego miejsca. Z dołu po mojej lewej stronie.
— Ukucnąłem, żeby poszukać pani komórki.
Było naprawdę ciemno. Zupełnie nic nie widziałam, ale poczułam ruch powietrza i domyśliłam się, że mężczyzna musiał się podnieść.
— Proszę nadstawić rękę.
— Da mi pan telefon, tak?
— Nie, zdjąłem spodnie i dam pani potrzymać swojego fiuta. Jezu, niezła z pani jędza, co?
Przekonana, że nie może mnie zobaczyć, uśmiechnęłam się, słysząc jego sarkastyczną uwagę, i wyciągnęłam rękę.
— Niech mi pan da ten telefon.
Jedna z jego dłoni musnęła moją i przytrzymała ją, podczas gdy druga położyła mi telefon na ręce i zacisnęła wokół niego moje palce.
— Ładnie się pani uśmiecha. Powinna to pani częściej robić.
— Tu jest zupełnie ciemno. Skąd pan wie, że się ładnie uśmiecham?
— Widzę pani zęby.
Puścił moją rękę, a ja natychmiast poczułam, że zaczyna mnie ogarniać panika. Cholera. Nie tutaj. Nie teraz.
Złapałam go znów za rękę, zanim zdążył ją cofnąć.
— Przepraszam… Czy… Eee… Może pan jeszcze przez chwilę potrzymać mnie za rękę?
Zrobił bez pytania to, o co go prosiłam. To było przedziwne, ale ten człowiek po prostu stał i trzymał mnie za rękę, ściskając ją od czasu do czasu, jakby wiedział, że potrzebuję otuchy. W końcu poczułam, że fala strachu odpływa i rozluźniłam uchwyt.
— Może mnie już pan puścić. Przepraszam. Miałam mały atak paniki.
— Już po wszystkim?
— Czasem tak mam, pojawia się i znika. Mam przeczucie, że im dłużej będziemy tu tkwić, tym większa szansa, że znów mnie dopadnie. Niech pan do mnie mówi. To odwróci moją uwagę.
— No dobrze, jak pani na imię?
Poczułam nieodpartą potrzebę, aby krzyknąć.
— Aaaaaaaaaaaaa!!!
— Co to, do cholery, było? — warknął.
Wydałam z siebie kolejny wrzask, tym razem jeszcze głośniejszy.
— Po co pani to robi?
Nie odpowiadając na jego pytanie, powiedziałam po prostu zadyszana:
— Och, to mi dobrze zrobiło.
— Przeraziła mnie pani nie na żarty.
— Przepraszam. To mój sposób na napady paniki: krzyczeć na całe gardło.
— I to pani najlepsza metoda?
— Mam kilka różnych. Czasem masuję kule.
— Słucham?
— Mam kule. Masowanie ich bardzo mi pomaga.
— Kule… ? A wyglądała mi pani na kobietę od tyłu całkiem zgrabną.
— To kule z Baoding. Metalowe kule medytacyjne. Poruszam nimi okrężnym ruchem w dłoni. Pomaga mi to się uspokoić. — Zaczęłam gorączkowo grzebać w torebce.
— Co to za szelest? — zapytał.
— Usiłuję je znaleźć. Mam je gdzieś w torebce. — Ale bez światła nie byłam w stanie ich odszukać. — Cholera, gdzie one są?
Facet zarechotał.
— Ja też mam kulki, które mogłaby pani pomasować, jeśli ma pani taką potrzebę.
— Jest pan obleśny. Niech pan trzyma swoje „kulki” i potrzeby z dala ode mnie.
— No co pani. Przecież nie mówię poważnie. Proszę wyluzować. To pani zaczęła całą tę rozmowę o masowaniu kulek. Utknęliśmy w windzie bez światła. Chciałem trochę pożartować, na litość boską.
W końcu udało mi się odnaleźć kule z Baoding, więc powiedziałam:
— Okej, znalazłam. — Odetchnęłam głęboko i zaczęłam obracać je w dłoni, koncentrując się na kojącym dźwięku uderzającego o siebie metalu.
— Brzęczą. Jak miło — zauważył facet z wyraźnym sarkazmem. — Co tak właściwie pani z nimi robi?
— Obracam je.
— I to naprawdę pani pomaga?
— Tak. — Po kilku minutach odwróciłam się do niego. — Niech pan wystawi rękę. — Położyłam kule na jego dłoni. — Niech pan je rozdzieli palcem wskazującym. — Gdy poczułam, że ustawia kule złym palcem, odezwałam się: — Nie, powiedziałam palcem wskazującym, a nie środkowym.
— O, to dobrze. Lepiej zostawić palec środkowy w spokoju. Jeśli winda zaraz nie ruszy, być może będę musiał go wielokrotnie użyć.
— Pan nie traktuje tego poważnie. Niech pan odda mi kule. — Wyjęłam mu je z dłoni.
— Byłem kiedyś na randce z kobietą, która nachylając się nad stołem, powiedziała, że ma w cipce metalowe kulki.
— Kulki Ben Wa.
— Aha. Czyli wie pani, co to?
— Tak.
— Proszę, proszę, prawdziwa z pani specjalistka od kulek. Stosowała pani kiedyś te kulki Ben Wa?
— Nie. Nie potrzebuję kulek, żeby mieć orgazm.
— Naprawdę?
Nie widziałam tego, ale miałam wrażenie, że się do mnie uśmiecha.Kręcąc głową, powiedziałam:
— No dobrze, ta rozmowa robi się dziwna.
— Dopiero teraz robi się dziwna? Wydaje mi się, że całe nasze spotkanie zrobiło się dziwne w chwili, w której pękły mi przez panią bębenki w uszach.


Milioner i bogini -Vi Keeland, Penelope Ward
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 4786
Dołączył(a): 29 sierpnia 2017, o 08:25
Lokalizacja: Kraków
Ulubiona autorka/autor: Anne Golon, Sylvain Reynard

Post przez Karina32 » 31 stycznia 2019, o 12:55

Dobre :hihi:
"Każda książka pozwala nam na nowe marzenia." - Emma Chase

https://www.instagram.com/ksiazkowe_romanse/

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 31 stycznia 2019, o 12:57

eeee później jak Dex się sam ze sobą kłóci i uczy snycerstwa też jest boskie :hihi:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości