Ja nastawiona na długie wojny nie byłam i trochę mnie ułagodziło że droczyli się i po nibyzaprzyjaźnieniu
zresztą, co się będę rozdrabniać:
To jedna z tych książek które jednocześnie chcesz przeczytać na raz i chcesz się delektować przez długie godziny. Na szczęście jest dłuższa niż mały harlequinek to odrobinę tę chęć nasycenia i delektowania zaspokaja.
Ale obawiam się, że do pełni szczęścia będę potrzebowała jeszcze powtórki. Albo sześciu.
Romans biurowy rozkwitł tu w pełni. Romans między dwójką przeciwieństw. Tak jak on jest sztywny, oficjalny, siejący postrach i wielki, tak ona miła, słodka, czarująca i lubiana przez wszystkich. I malutka jak Smerfetka. Porównanie nie bierze się znikąd bo Lucy kocha Smerfy
Bohaterka to taka osoba z którą się chce natychmiast zaprzyjaźnić na długie lata, dlatego tym bardziej dziwiłam się początkowo Joshowi, dlaczego on jest taki złośliwy. Jasne, ona nie pozostałe mu dłużna i ich gierki w Spojrzenia, w Co U Ciebie i jeszcze parę innych, rozpalają atmosferę do czerwoności.
Bo nasi bohaterowie się nienawidzą mocą tysiąca słońc.
Jak wiadomo od miłości do nienawiści daleko nie jest, niektórzy nawet twierdzą, że te uczucia mają w sobie podobną pasję.
I czy to na pewno jest nienawiść? Nie pożądanie, podszyte obawą i brakiem zaufania?
Książka obfituje w masę śmiesznych sytuacji. Zabawne dialogi, humor sytuacyjny, jest tego w opór. No i co bardzo ważne, bez dochodzenia do słodkiego tete – a – tete między bohaterami aż iskrzy. Chemia jest bardzo wyczuwalna, a czytelnik może cieszyć się ogniem każdego ich, nawet najmniejszego, starcia.
Według mnie, troszkę za krótko się nienawidzili i uprawiali tę swoją wojnę podjazdową. Na łamach książki, bo w ich rzeczywistości wszystko trwało coś koło roku. My jesteśmy świadkami gdy nienawiść wybucha zazdrością i żądzą.
Tylko znów zapytam. Czy to na pewno była nienawiść?
Gdy Josh zrzuca skorupę okazuje się zupełnie fajnym facetem. Lucy teoretycznie wie o nim wszystko, by potem mogło się okazać, że nie wie nawet połowy. Co nie znaczy, że Josh kogokolwiek udaje, nie, on nie odkrywa tak od razu wszystkich kart. Ale jak już zdradza swoje tajemnice to wszystko składa się w całość
Dawno nie czytałam tak dobrej książki. Dobrze napisanej, dobrze przetłumaczonej i tak wciągającej
Bohaterów jest mi za mało, ich utarczek też. Na szczęście ich Gry nie skończyły się wraz z pocałunkiem, ani nawet z obiecaniem sobie wyłączności. Gry będą zawsze i super, bo po wyznaniu sobie tego i owego (niekoniecznie słowa na M) nie stracili pazurów.
Jeśli jednak miałabym się czepiać to powiem, że jedynie częste podkreślanie, że Lucy jest rozmiaru kieszonkowego mnie chwilami irytowało.
Ale tak leciusieńko, już przestaję się czepiać. Pozostaje tylko cieszyć się z mile spędzonego czasu. I zastanawiać, kiedy kolejny raz przeczytać Wredne Igraszki