Był taki czas w moim życiu, że romanse paranormalne wciągałam jak mój kot bób. Maszynowo. Byłam uzależniona. Potem nadejszła wiekopomna chwila i boom na parastwory się skończył. Robiłam wyjątki dla nielicznych ukochanych autorek a tak to fuj.
Ale Dziewczyny tak zachwalały, tak zachwalały, że musiałam zapoznać się z paranormalem z polskiego podwórka.
Bo o dziwo nie czuć, że to rodzime. Ani jedno imię, ani jedna nazwa miejscowości, a nawet atmosfera nie wskazują że to nasza Polsza.
A autorka już owszem, nasza. Więc szansę trzeba było dać i przekonać się ki diabeł.
Okładka Czarownicy zadziałała na moją wyobraźnię, ale nie w dobrym tego stwierdzenia znaczeniu… Skojarzyła mi się od razu z takimi mini książeczkami – pornoopowiadankami, które niechcący kiedyś, nomen omen, zaliczyłam.
I, o zgrozo, książka zaczyna się jak pornos. Byłam szczerze przerażona i zła, bo po opiniach Dziewczyn z forum napaliłam się na dobrego paranormalna.
Ale na szczęście bohaterka oddać ciała nie chciała, za to dała nogę. Spektakularnie i z klasą, ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych.
Tu złapała pierwszego plusa. W dalszej części ksiązki plusy mnożyły się jak króliki i było tylko lepiej
także owszem, Izzy można polubić i chcieć z nią dłużej poobcować.
Mimo faktu, że momentami zalatuje Mary Sue. I to tak po całości
Na szczęście do kompletu nie mamy narracji pierwszoosobowej bo wtedy to już całkiem mogiła by była.
Ogromnym atutem książki jest jej główny bohater – Croft. Wilkołak. Groźny, zły, z zębami i pazurami. Wyczuwa on w Izzy swoją partnerkę, a jak wilk poczuje swoją samicę to umarł w butach, kaplica i kierownik na supeł. Poznają się w dość nieoczekiwanych i bardzo nieszczęśliwych dla czarownicy okolicznościach, ale terytorializm pana Cofta rozkwita z każdą sekundą na szczęście dla bohaterki.
W ogóle ogromnie podoba mi się koncepcja wiązania czy też wierności, jaką autorka wymyśliła. Jeśli jakaś para zdecyduje się być ze sobą, dojdzie do ‘będę cię gryzł aż do śmierci’ to koniec. Może próbować z inną wilczycą, lisicą czy inną -cą, ale nic z tego. Nie dojdzie
no cud. Dlaczego w życiu tak nie jest?
Uwielbiam Sonię, jedyną siostrę Cofta i od pierwszego wejrzenia najlepszą przyjaciółkę Izzy
Weźcie pod uwagę, że to jedyna córka na siedmiu synów, na dodatek przedostatnie dziecko. Półdzika kobieta, dorosła i dojrzała, której nie wolno nawet spojrzeć na cokolwiek co posiada męskie genitalia, bo zaraz horda braci zjawia się by bronić czci i honoru.
Taka laska musi mieć charakterek i Sonia ma. Na szczęście 2 tom cyklu Sfora jest właśnie o niej. Bez wątpienia wezmę się za niego
A po porno wstępie zaczyna się już sam bal.
Rodzina bohatera, charakter bohaterki, charakter bohatera, złośliwości, chemia, darcie kotów i akcja.
Tylko czytać no
Są nawiązania, nie wiem na ile celowe, ale np. banda wilków pachnie mi wampirami od Ward. Croft używa tekstu Currana z serii o Kate Daniels, podzielenie wilkołaka jakby na dwie dusze – wilczą i ludzką też już gdzieś spotkałam.
Na minus zerżnięcie ze Zmierzchu ‘wpojenia’ chociaż tu to się inaczej nazywa, nadal jest nie do pomylenia.
Autorka trochę zbyt dużo się inspiruje innymi książkami.
O intrydze czy też wątku minisensacyjnym, sama nie wiem co napisać. Przede wszystkim to, że za mało czasu antenowego zostało mu poświęcone. Wiemy, że coś jest na rzeczy, poznajemy przyczynę zamieszania, ale nie jest to dokończone. Rozumiem, że będzie kontynuowane w dalszych tomach, ale w pierwszym zostało to naprawdę delikatnie zarysowane. Według mnie za mało. Chociaż to nie fantastka tylko romans paranormalny, to może tak ma być…
Ale żeby nie było tak słodko i żeby nie było tylko chwalenia to dla odmiany się doczepię.
Li-te-rów-ki. No psia mać. Korektor spał. Autorka też spała chwilami, np. pada przekleństwo ‘szlak, szlak, szlak’. Ale, że górski czy jaki?
Myślałam, że mówi się szlag, nie szlak.
Ale to nie wszystko. Błędy w składni zdania, błędy logiczne, zmiana całkowicie zapisu słowa, że traci ono sens. No i creme de la creme. Nie wiem czy to regionalizm czy mowa mocno potoczna. Bardzo często w książce ktoś na kogoś patrzy buro. Ale jak?
Albo wilki skuczą. Myślałam, że skowyczą.
Ech. Drobiazgi ale ja bywam drobiazgowo czepliwa.
Drobiazgiem nie jest, za to jest mega zabawnym ukazaniem jak autorka zapomina o researchu, jedna rzecz. Mianowicie dowiadujemy się że nasi bohaterowie mówią po angielsku, padają zamerykanizowane nazwy, czyli USA, a zakupy robią na allegro
Wadę widzę w tym książku jeszcze jedną. Cały środek powieści to wesołe przepychanki między rodzeństwem Crofta, Izzy i samym Croftem. Jest to zabawne i w ogóle przyjemne, ale oczekiwałam akcji po takim wstępie.
Wkurzało mnie też przeciąganie wyjawienia tajemnic. Tej, że Croft zobaczył w Czarownicy swoją partnerkę i tej, że Izzy jest księżniczką sabatów. Przez to miałam wrażenie, że ktoś na siłę wydłuża książkę, żeby było więcej stron. Na szczęście wydłużanie nie następuje poprzez opisy, ale mimo to – można było zagęścić, więcej napięcia by nie zaszkodziło.
Osobiście kojarzyłam tę psotną wilczą sforę z fanfikiem czytanym lata temu, który zresztą bardzo lubiłam, dlatego coś mi pikało na plus
ale wielu czytelników może się tym zmęczyć. Fanfikowa jest cała książka, za słodka i zbyt delikatna w akcji jak na coś co by puścili do druku
Czytałam znów do późna, a właściwie do świtu
ale mimo to Czarownicę zaliczyłabym do moich masochistycznych lektur, czytanych i podobających się wbrew logice, czegoś na kształt guilty pleasure. Bo to nie jest idealna powieść, ma masę wad i niedociągnięć. Nie do nie naprawienia, ale trzeba by jeszcze wiele godzin nad nią posiedzieć. Najlepiej z dobrym redaktorem.
Polecam na wakacje miłośnikom gatunku.