Sally Wentworth „Biały welon”Alix od dziecka kocha się w przystojnym sąsiedzie, starszym o dziesięć lat Rhysie, jednak on wciąż traktuje ją jak dziecko. Wszystko zmienia się, gdy dziewczyna kończy szkołę i podejmuje pracę w firmie, w której pracuje Rhys. Niespodziewanie Rhys się jej oświadcza. Wydawało by się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, dopóki Alix nie odkryje przykrej prawdy.
No cóż, jest to jeden z tych hq, w których bohaterka wzdycha od dziecka do wymarzonego faceta, który okazuje się naprawdę zupełnie inny. Alix poraża swą naiwnością i dziecinnym przekonaniem, że jej ukochany jest idealny. Na szczęście, w którymś momencie orientuje się, że on nie jest taki, jak go sobie wyobrażała. W sumie jej głupotę da się jeszcze przeżyć, ale Rhys jest bohaterem, którego za nic nie da się polubić. Cwaniak, manipulator, podły i wyrachowany drań, na dodatek patologiczny pracoholik (do tego stopnia, że
Świadomie zwodzi Alix, licząc na pewne korzyści i ma w nosie jej uczucia. Dopiero na końcu, jak to w hq, orientuje się, że ją jednak kocha. Nie kupuję tego. Należał mu się kop tak solidny, żeby wyleciał w kosmos i zaczął orbitować wokół Ziemi. Mimo to, Wentowrth ma tak fajny i przyjemny styl, że czytało się szybko i dość dobrze, zresztą jak pozostałe jej opowiastki. Historyjka, mimo niedorzeczności i głupoty bohaterki, może się podobać tym wszystkim, które lubią egzaltowane i przerysowane emocje w hq. Dla mnie zdecydowanie poniżej oczekiwań ale czytać się dało, mimo że co chwila miałam chęć na porządny face palm. 4/10 i ani punktu wyżej, mimo sporej sympatii dla autorki.