Bielszy odcień śmierciBernard MinierPo pierwsze, a dla mojego odbioru książki chyba najważniejsze, byłam zaskoczona. Rzadko robię założenia co do książek, tego co się tam wydarzy, kto będzie po której ze stron barykady i kto jest tym niedobrym. Tego się jednak nie spodziewałam. Zakończenia również. I tego wszechogarniającego odczucia bieli i zimna. Przyznaję, że na pogodę za oknem, ta książka spisała się znakomicie. Zresztą nie tylko pod tym kątem. Mamy ciekawych głównych bohaterów, niejedno wymiarowych, na swój sposób skomplikowanych, albo sprawiających takie wrażenie. Mamy tych złych, którzy oczywiście, że są źli, ale pochodzą z worka tych złych dla których czasami szukamy usprawiedliwienia. Dla mnie, osoby, dla której kara za winy literacko jest szalenia ważna i mocno narzekam na niedokończone sprawy, ta historia rozwiązana została znakomicie. Oprócz oczywiście ucieczki jednego Złego, dla którego obawiam się, że nie ma żadnego usprawiedliwienia. Może się łudzę, ale myślę, że to wątek który zahaczy o kolejny tom, o ile nie o kolejne tomy.
Całość sprawnie napisana, z elementami opisowymi, wolniejszymi, które lekko potrafią wybić z rytmu, ale nie zaburzają całości. Choć rozumiem, że niektóre fragmenty dla osób goniących za akcją mogły być męczące.
Pochwaliłabym jeszcze sferę obyczajową. Ta nakreślona jest tutaj bardzo ładnie. Tyle, że… No właśnie. Czy ja mam tylko wrażenie, że coraz częściej natykamy się na mężów-niemężów, żony wchodzące w relacje z przyjaciółmi męża, mężów w łóżkach z kolegami, małolaty w objęciach 40-latków. Chyba mam przesyt. Może marzy mi się jako przeciwwaga dla tego zwichrowanego sensacyjnego obrazu, obraz normalnej rodziny. Pokręcony świat z pokręconymi rodzinami w tle to dla mnie lekko za dużo. Nie mam pojęcia, jak potoczą się losy codzienne bohaterów, ale mogę tylko mieć nadzieję, że jakoś bardziej normalnie niż wskazuje na to Bielszy odcień śmierci.
Mimo tego, książkę wypada polecić. Warta jest tego.