Jeśli macie ochotę popłakać sobie trochę nad książką, to polecam właśnie tę. Historia ta przepełniona jest niesamowitym smutkiem, ale z drugiej strony też nadzieją, że nie wszystko musi skończyć się źle, nawet jeśli tak nam się wydaje.
Ale po kolei.
Książka to historia Grahama i Quinn, małżeństwa z siedmioletnim stażem. Ich związek wydaje się wszystkim idealny, ale tak do końca nie jest. Jedynym czego im brakuje do pełni szczęścia to dziecko. I to właśnie jest osią i największym problemem pary - niemożność zajścia w ciążę. Wszystkie próby naturalne czy in vitro, kończą się fiaskiem. Fiaskiem kończą się również próby adopcji. Ponieważ sytuacja trwa już jakieś 6 lat, małżeństwo staje na skraju kryzysu. Ponieważ to Quinn ma problemy z płodnością, a jej największym marzeniem od dzieciństwa było założenie rodziny, zaczyna podporządkowywać życie swoje oraz męża próbom spłodzenia dziecka. Seks nie jest już przyjemnością, ale środkiem do celu, czyli ciąży, a każda kolejny okres to powód do rozpaczy i coraz głębszej depresji.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia Quinn i rozdziały są naprzemiennie z teraźniejszości i przeszłości. Mamy więc dzięki temu obraz nie tylko tego, jak wygląda ich związek w dniu dzisiejszym, ale również tego jak się poznawali i zakochiwali w sobie (a to jest dość oryginalne). Jest też kilka stron z punktu widzenia Grahama i myślę, że to jest bardzo cenne. Bo możemy też poznać jego uczucia i jego przemyślenia na temat niemożności posiadania dzieci.
Co do bohaterów - Graham jest
To mężczyzna, dla którego i o którego warto walczyć. Nie jest kryształowy i popełnia błąd, ale nie można mu go nie wybaczyć.
Quinn - trudno mi o niej coś napisać. Właściwie nie do końca wiem jaka jest. Nawet w tej historii z przeszłości, nie można poznać jej charakteru. W teraźniejszości natomiast jest tak zafiksowana na temacie ciąży, że też trudno powiedzieć o niej coś więcej. Jest zdecydowanie zdecydowanie pełna sprzeczności. Z jednej strony jest samolubna i egocentryczna i skoncentrowana tylko na jednym zadaniu, z drugiej jednak potrafi się cieszyć ciążą swojej siostry, czy szwagierek. Gromadka dzieci to było coś, o czym marzyła od dzieciństwa, więc teraz niepłodność jest dla niej ogromnym problemem, jej najgorszą wadą i największą życiową porażką. Zaczyna czuć się, jak kobieta wybrakowana, która, nie mogąc dać życia, nie jest go godna.
Autorka, w sposób niezwykły, przedstawiła problem, z którym w obecnych czasach mierzy się coraz więcej par. Widać w książce, jak problemy z zajściem w ciąże są wyniszczające dla związku i jak zmieniają ludzi, którzy nadal się kochają, ale nie potrafią się już ze sobą porozumieć. Próby zajścia w ciążę stają się dla Quinn obsesją. Oddala się coraz bardziej od męża, bo bliskość kojarzy jej się z seksem, a seks z rozczarowaniem. A jeśli już ma być seks, to tylko wtedy, kiedy jest szansa, że może on doprowadzić do zapłodnienia.
Tak, jak napisałam na początku, ta historia jest przepełniona smutkiem i rozpaczą, jednak gdzieś tam jest światełko na końcu tunelu. Promyczek nadziei, że może to nie koniec świata, ale początek czegoś innego, równie dobrego.
Polecam Wam bardzo tę książkę. ale tylko z paczką chusteczek pod ręką. Dla mnie 10/10.