Romantyczne – ale nie tylko – opowieści filmowe, serialowe i teatralne Od filmów kostiumowych po azjatyckie dramy Na co czekamy, co polecamy, co odradzamy...
Dziś gala Oscarów, wydanie 90te, więc sobie spisałam podsumowanie zanim zapomnę w zalewie przyszłych filmów
Ponieważ ostatnie parę tygodni upłynęło mi prawie bez kompa (i telefonu, i tabletu...) to nadrabiałam, chodząc do kina (bo zdrowiej, a uzależnienie od ruchomego obrazu jednak jest).
Może powinnam to wkleić na bunia, ale w sumie zmęczę Was tutaj (więcej do przewijania Bo może ktoś ma ochotę się podzielić swoimi wrażeniami?
*** Z głównych nominowanych wciąż nie zaliczyłam: Tamte dni, tamte noce (i nie zamierzam w najbliższym czasie, chociaż książkę przeczytałam i cieszę się, że wreszcie mamy romans LGBT+, gdzie nikt nie ginie...), Uciekaj (thrillero-horrory to nie moja historia, a w dodatku już trailer - świetny sam w sobie - spalił mi fabułę; pewnie kiedyś obejrzę w towarzystwie oraz Czwarta władza (planuję kiedyś... chociaż nawet jeszcze Spotlight nie obejrzałam - podchodzę "a czym mnie te fabuły niby zaskoczą...") i Nić widmo (obiecałam Mamie, że z nią pójdę
Czas mroku / Darkest Hour i Dunkierka / Dunkirk to takie kombo, które można połknąć w całości (ale Dunkierka jako deser) - trochę (a jak się ma gorszy dzień to nawet bardzo) przekłamują historię, ale co tam.
Ja trochę już jestem chyba za stara na filmy w stylu Czas mroku - wycinek z biografii Churchilla - i nie rusza mnie ani opowieść ani format (a w szczególności łzawe kawałki na końcu).
Świetny jest faktycznie Gary Oldman - obejrzałam bez wyrzutów sumienia i poczucia straconego czasu. Jego kreacja trzyma film, Oldman Winstonem jest po prostu, reszta filmu w każdym aspekcie do pięt nie dorasta (a to dzieło mojej reżysera mojej ulubionej adaptacji Dumy i uprzedzenia; chociaż przyznaję, że każdy kolejny jego film jest coraz bardziej pretensjonalny, aż w końcu mamy to...).
Zdecydowanie na mały ekran i tylko dla Oldmana.
Dunkierka to opowieść o wydarzeniach, o których w Czasie mroku tylko słyszymy (od strony decydentów). I jest wizualnie piękna. Prawie bez dialogów (w ogóle dla mnie by mogło być w ogóle ich zero - mogę przez 2 godziny oglądać mruczącego Toma Hardy'ego w kokpicie i masce, jeśli w zamian będą takie zdjęcia oceanu).
Tak miło popatrzeć na obrazy prawie nie dotknięte komputerowymi efektami specjalnymi (spokojnie wybaczam nie zniszczoną Dunkierkę) i śledzić opowieść, gdzie autorzy cudem jakimś zostawili jednak wiele do interpretacji i nie wciskają swego przesłania za bardzo w gardło. Dobrze zrobiona muzyka.
Cieszę się, bo ostatnie filmy Nolana po prostu mnie nudziły (cenię za Prestiż, reszta robiła się coraz bardziej pretensjonalna).
Duży ekran pozwala na szerokie ujęcie małego fragmentu historii
Lady Bird to bardzo przyzwoity kawałek opowieści, który totalnie nie jest "moja", ale doceniam "film o dojrzewaniu". Saoirse jest bardzo dobra, ale szoł kradnie Lois Smith (znana chyba ostatnio jako matka Sheldona z Big Bang Theory).
Do obejrzenia popołudniowo w gronie przyjaciółek (dla 30+ taki seans może się skończyć albo stanem przyjemnej nostalgii albo totalnej deprechy wymieszanej z tęsknotą).
Kształ wody / Shape of Water to po prostu pełen film: scenariuszowo, aktorsko, wizualnie, muzycznie... To w sumie banalna historia świetnie dopracowana (i ma 3 linie opowieści, każda dobrze prowadzona). To zdecydowanie moja wersja Pięknej i bestii AD 2018.
Sally Hawkins w roli głównej jest cudowna (chyba moja ulubiona jej rola po Happy-Go-Lucky).
W sumie do obejrzenia w każdym zestawie: z dziećmi (chociaż uwaga na scenę z kotem), partnerem, przyjaciółmi, nawet rodzicami (serio, za scenę w wannie i to tę pierwszą, ekhm, samodzielną, twórców doceniam - to w ogóle mega romansoholiczny film - jakbyśmy miały Klub Filmowy, to bym mega rekomendowała)..
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri / Three Billboards Outside Ebbing, Missouri to film, który mnie zaskoczył. Zwiastun kłamie. Ba, ogólne recenzje kłamią (a starałam się nie czytać za dużo). Po obejrzeniu stwierdzam, że szczegółowe spoilerowe recenzje kłamią.
Mam z nim problem, ponieważ wyciął mi numer chyba na skalę tego, jaki głównej bohaterce & co wyciął (spoiler! lekki) Szeryf. To nie jest opowieść o kobiecie szukającej sprawców morderstwa jej córki. Tak, ten wątek tam się pojawia, ale jeśli przyjąć, że to to jest jej trzonem, to można się mega wkurzyć.
Frances McDormand i Sam Rockwell doskonali.
Bardzo dobra mroczna komedia o przyjaźni i niedoskonałej empatii, która pozostawia bardzo dużo otwartych pytań. Tyle powiem.
*** A ponadto:
The Florida Project to mój film tak, jak Lady Bird to nie mój film. To chyba przez niebo nad Florydą. Serio, wzruszyłam się, bo to opowieść o moim lecie w stylu lat 80. i 90. (co zabawne: co było normą wychowania w tamtym czasie, dziś ociera się o patologię: wolność i poczucie bezwarunkowego wsparcia rodziców
Czy u nas mógłby powstać film o młodej kobiecie samotnie wychowującej dziecko na granicy totalnej biedy, gdzie relacja matka-córka jest tak bardzo pozbawiona przemocy? I w ogóle tak bezpretensjonalnie? i bez "patoli i złych ludzi" w tle?
No i Bobby w wykonaniu Willema Defoe grzecznie wypraszający.. czaple chyba.... z podjazdu to kwintesencja tego filmu.
*** Z pozostałych kategorii nie zamierzam specjalnie obejrzeć Ja, Tonya (bo nie jestem fanką Margot Robbie), Wszystkie pieniądze świata, The Disaster Artist (z bardzo wielu powodów), Za to pewnie gdzieś się załapię m.in. na Mudbound, Gra o wszystko , I tak cię kocham (romans bardzo zachwalany- w sumie miałam na liście Dozobaczenia), oraz Powiernik królowej.
*** Animacje: Dzieciak rządzi zaliczony (usnęłam na darmowym seansie - dlatego nie uważam czasu za zmarnowany), Coco też, ale to zrzyna z The Book of Life, co uważam za oburzające (nawet jeśli samo w sobie bardzo złe nie jest, bo TBoL nie najlepszą opowieścią było). Reszty wciąż nie widziałam ale pewnie i Wincenta i The Breadwinner w końcu zaliczę. *** Zagraniczne: widziałam rosyjską Niemiłość (taki tam klasyczny film tego reżysera, trochę nuda). Planuję szwedzki The Square. *** Logan, Blade Runner 2049, Thor i Gwiezdne wojny to oddzielny - zaliczony - temat.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Frin, podziwiam i zazdroszczę. W ostatnich latach zwykle dopiero w czasie Oscarów wyrabiałam sobie zdanie o tym, czy jakiś film zamierzam obejrzeć, czy sobie odpuścić. Ubiegłorocznego rozdania nagród nie mogłam oglądać i powinnam wreszcie sprawdzić, czy zaliczyłam jakiekolwiek filmy, które wtedy nagrodzono.
Ja paradoksalnie obejrzałam w 2017 mniej filmów niż zwykle, ale też staranniej dobierałam I w sumie nie oglądałam zdecydowanej większości oscarowo/recenzyjnie, ale "czy trailer mnie zaintrygował" bez spoilerowania sobie za bardzo (ew. tylko sprawdzanie, kto to robi). W tamtym roku Moonlight mnie zauroczył w ten sposób, a dotąd nie obejrzałam, bo oscarowa gorączka...
Coraz bardziej lubię niespodzianki (a w dobie "nie ufaj do końca zwiastunom łatwo o nie).
Dlatego miałam na liście The Florida Project, Trzy billboardy... i Kształt wody na długo przed gorączką oscarową, a i wyjątkowo Czas mroku, bo faktycznie Oldman był świetny nawet we łzawym zwiastunie.
Blade Runner i Thor Ragnarok to oddzielne historie w sumie, ale gdyby nie dobre zwiastuny + realizatorzy, to bym się nie spieszyła z oglądaniem (i tak obejrzałam sporo po premierze).
PS oczywiście mam też na koncie parę porażek w stylu "świetny trailer, beznadziejny film".
A swoją drogą filmy powyższe wciąż nie są dziełami mymi ulubionymi z 2017, ale to inna opowieść *** Swoja drogą nie jestem w sumie w ogóle zaskoczona zwycięzcami - dla mnie realizatorsko Kształt wody był najlepszy - pełen film bez słabych elementów, a duet McDormand&Rockwell rewelacyjny.
Umknęła mi Fantastyczna kobieta - obejrzę, jak będę mogła, a dokumenty to oddzielna historia (widziałam tylko Abakus - dobry).
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Fringilla napisał(a):Trzy billboardy za Ebbing, Missouri / Three Billboards Outside Ebbing, Missouri to film, który mnie zaskoczył. Zwiastun kłamie. Ba, ogólne recenzje kłamią (a starałam się nie czytać za dużo). Po obejrzeniu stwierdzam, że szczegółowe spoilerowe recenzje kłamią.
Mam z nim problem, ponieważ wyciął mi numer chyba na skalę tego, jaki głównej bohaterce & co wyciął (spoiler! lekki) Szeryf. To nie jest opowieść o kobiecie szukającej sprawców morderstwa jej córki. Tak, ten wątek tam się pojawia, ale jeśli przyjąć, że to to jest jej trzonem, to można się mega wkurzyć.
Frances McDormand i Sam Rockwell doskonali.
Bardzo dobra mroczna komedia o przyjaźni i niedoskonałej empatii, która pozostawia bardzo dużo otwartych pytań. Tyle powiem.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tym filmie, bo przed obejrzeniem o nim nie słyszałam, ale i tak zaskoczył.
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu. Denis Diderot
"If you want it enough, you can always get a second chance." MM * “I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM * Zamienię sen na czytanie.
Księżycowa Kawa napisał(a):Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tym filmie, bo przed obejrzeniem o nim nie słyszałam, ale i tak zaskoczył.
A czym?
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Główny bohater jest zdecydowanie mięsożerny i, jak to zostało elegancko podsumowane, nie zna naszych zwyczajów. Np. że koty to domownicy. Tak więc jeden z kotów - zamiast rozsądnie się oddalić - nasyczał i żywot szybko zakończył.
Jednak faktycznie rozegrane wszystko tak, że ma sens.
PS Chyba za to najbardziej lubię Del Toro: u niego śmierć- tak jak cierpienie - zawsze ma sens i nie jest cukierkowa, nie jest zarazem też tłem (nie giną tłumy w tle dla czystej zabawy - vide Pacific Rim, gdzie jak w niewielu rozrywkowo-katastroficznych filmach ma się faktycznie wrażenie, że to śmiertelna zabawa dla wszystkich wokół, tych mniej i bardziej zaangażowanych w wydarzenia).
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Janka napisał(a):Zła, bo sprzątnęła statuetki. Oscary może się jej nawet należały, ale "Baby Driver" też zasłużył. Choć jednego mógł dostać.
Wg mnie Oskary z założenia nie są sprawiedliwe ani obiektywne, tak więc lepiej nie angażować się w to kto bardziej powinien dostać bo nigdy wszyscy nie będą zadowoleni.
Księżycowa Kawa napisał(a):Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tym filmie, bo przed obejrzeniem o nim nie słyszałam, ale i tak zaskoczył.
A czym?
Na początku zapowiadało się na typowy thriller, a przecież nie o to chodziło. I chyba nawet nie o poczucie winy…
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu. Denis Diderot
"If you want it enough, you can always get a second chance." MM * “I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM * Zamienię sen na czytanie.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu. Denis Diderot
"If you want it enough, you can always get a second chance." MM * “I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM * Zamienię sen na czytanie.
Bo jak teraz pomyślałam, to faktycznie trudno przyporządkować - moje wcześniejsze "czarna komedia" jednak nie pasuje do końca. "Dramat"... no nieeee... "Kino moralnego niepokoju" - pfffff... Thriller - no proszę... PS czekam na sequel "kino drogi"
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Byłam wczoraj na "Wieczór gier" i jak nie lubię komedii bo zawsze wydają mi się głupie tak tą polecam. Śmieszna trochę kryminalna z niespodziewanymi zwrotami akcji. Jednym słowem super odprężająca na dobrym poziomie
Jestem pewna, że będzie. Czytałam trochę opis filmu (nie do końca, żeby sobie nie zepsuć przyjemności bycia zaskoczoną) i wszystko wskazuje na to, że będzie idealnie dla mnie.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin
Króliki w ataku (a są faktycznie mega słodkie i królicze - obejrzałam z różnych powodów wersję z oryginalną ścieżką i są naprawdę rewelacyjne + męski romans (znaczy: tu głównym bohaterem jest facet - jego opowieść a la Piękna&bestia dominuje: chociaż dostaje w zęby niezliczoną ilość razy, nie jest niby taki zły... aczkolwiek bardzo problematyczne,).
To taka mieszanka chyba dla starszych sióstr zabierających młode rodzeństwo do kina
Spoiler:
Chociaż znowu trochę mam obiekcje co do sprzedawania neurotyka "w realu nie wytrzymasz z nim dłużej niż miesiąc" jako bohatera romantycznego w opowieści dla młodzieży w różnym wieku... Albo inaczej: ten film wymaga potem intensywnej dyskusji rodzinnej nad interpretacją przekazywanych wartości :rotf:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące — Ursula K. Le Guin