Moja opinia na temat książki Jill Barnett „Tęsknoty”.
To kolejna książka od tej autorki, przy której spędziłam miło czas. Wcześniej czytałam „Cuda” i „Cukiereczka”.
Bohaterką „Tęsknot” jest 24-letnia Addie – bibliotekarka z Chicago, która znudzona życiem w wielkim mieście postanawia się przeprowadzić na farmę w Kalifornii odziedziczoną po tragicznie zmarłej ciotce. Pech chce, że ziemię, na której stoi farma odziedziczył niesympatyczny i krnąbrny, a przy tym pociągający – Montana. Żadne z nich nie chce ustąpić i rozpoczyna się emocjonująca rozgrywka o przejęcie majątku.
Bohaterowie są barwni i krwiści, zwłaszcza postać Addie. Dziewczyna ma charakter i werwę, nie brakuje jej karkołomnych pomysłów i zacięcia w ich realizacji. Nie zrażają jej nawet małe porażki. Autorka zadbała o to, by czytelnik od razu polubił rezolutną ale trochę roztrzepaną Addie. Przeciwnie rzecz się ma w odniesieniu do Montany. Na początku sprawia wrażenie totalnego dupka, upierdliwego, rozdrażnionego i zbyt aroganckiego, choć z biegiem czasu i pod wpływem Addie, nieco łagodnieje. To rodzi pomiędzy główną parą sporą dawkę burzliwych emocji i wzajemnych utarczek. Ich bitwy na słowa i nie tylko, sprawiają prawdziwą czytelniczą frajdę. Między główną parą aż iskrzy i to jest dobre. Sceny erotyczne są gorące i pasjonujące. W książce nie brak też bohaterów pobocznych – wszyscy są na tyle charakterystyczni, że od razu się ich pamięta i lubi, nawet gderliwego Custusa.
Opisy to kolejna z zalet – są plastyczne i barwne, pełne szczegółów, drobnych elementów, które nadają książce klimat. Takie smaczki z życia farmerów pod koniec XIX w. jak np. „seksowanie kurcząt”, czy opis prac gospodarskich, nadają powieści koloru i wyróżniają ją wśród innych romansów historycznych. Czuć, że autorka zna się na tym, o czym pisze i że dużo czytała, zagłębiając się w realia życia ówczesnych farmerów.
Zdecydowanym plusem tej książki jest spora dawka absurdalnego humoru. Praktycznie przez całą książkę jest obecny ale nie nachalny. Liczne opisy wzajemnych dogryzek pomiędzy Addie i Montaną wcale nie nudzą, a wręcz napędzają fabułę. Podobały mi się m.in. kulinarne zemsty Addie na Montanie, kiedy za karę serwowała mu biszkopty z gipsem albo opisy zmagań bohaterki z koniem o imieniu Jericho. Praktycznie dzięki temu styl książki jest lekki a przez cały czas uśmiechałam się czytając. W zasadzie klimat jest przyjemny i tylko początek oraz koniec utrzymane są w poważnej tonacji ale w jakiś dziwny sposób to pasuje do całości.
Sama historia nie jest może szczególnie oryginalna, ale ma w sobie to coś. Do plusów można zaliczyć prostotę konstrukcji książki, linearną fabułę, dobre, szczegółowe, ale nie nudne opisy, humor, ciekawych bohaterów i przyjemny klimat książki. Największym minusem jest według mnie trochę za szybkie przeskoczenie z nienawiści do miłości w relacjach głównych bohaterów, ale ten mankament nie psuje odbioru całości. Uważam, że to jedna z tych książek, które czyta się z prawdziwą frajdą i chętnie wraca po latach ale nie bierze się ich zbyt poważnie. W sam raz na zimową chandrę. Dla mnie 9/10.