przez Kawka » 21 listopada 2018, o 21:32
Johanna Lindsey „Zrękowiny”.
Zadziorna i nieokrzesana Milisant nie znosi gdy ktoś kieruje jej życiem. Niestety, urodziła się jako kobieta i musi się podporządkować ojcu oraz rolom społecznym, przypisanym kobietom w średniowiecznej Anglii. Milisant od urodzenia przyrzeczona jest Wulfrikowi, synowi najlepszego przyjaciela jej ojca. Niestety, narzeczeni nie są zbyt chętni do małżeństwa. Spotkali się raz jako dzieci i od razu zapałali do siebie nienawiścią. Po latach Wulfrick, za namową ojca, postanawia w końcu stawić czoło swej narzeczonej.
Historia oparta jest na starym i dobrze sprawdzonym motywie, że bohaterowie wzajemnie się nie znoszą. Główną osią książki są wieczne wojny pomiędzy Wulfrikiem i Milisant. Musze przyznać, że Lindsey opanowała ten motyw do perfekcji, umiejętnie dozując emocje i rozbudowując burzliwe konflikty. Wszystko wydaje się być sensowne i konkretnie umotywowane, wzajemne animozje mają solidne podstawy i nie miałam wrażenia, że autorka umieściła ten watek tylko po to, żeby zwiększyć ilość stron. On ma sens.
Bohaterowie są fajni. Wulfrik budzi sympatię od początku, mimo iż jest trochę nieokrzesany i chwilami zbyt arogancki. Milisant to diablica ale pozytywna. Zadziorna, odważna, pełna werwy. Lubię takie bohaterki, które twardo stąpają po ziemi i wiedzą, czego chcą. Podobała mi się też Jhone, delikatna, a zarazem silna. Inne postacie poboczne są również bez zarzutu.
Średniowiecze to nie jest mój ulubiony okres historyczny, jednak nie zauważyłam większych wpadek. Opisy uczt, polowania, podróży, życia w zamku itp. wydają się być dobrze przemyślane i dość szczegółowe, dodając smaczku książce. Jak dla mnie to udana stylizacja, choć wiadomo, że niektóre rzeczy zostały unowocześnione na potrzeby powieści.
Podobał mi się nastrój powieści. Chwilami było mrocznie, chwilami zabawnie, poważnie, wzruszająco ale przede wszystkim ciekawie. Konstrukcja książki jest poprawna. Nie ma dłużyzn, a styl jest dobry. Trudno mi było wyłapać jakieś błędy. W zasadzie żadnych większych nie znalazłam. Podobała mi się również obecność zwierząt w książce. Koń, sokół i wilk urozmaicają tę powieść.
Tempo akcji w zasadzie jest jednostajne, ale nie nuży, bo autorka umiejętnie przeplata sceny akcji ze scenami spokojniejszymi. Wojny pomiędzy bohaterami przeplatają się z intrygą, która może nie jest zbyt porywająca, ale jednak coś wnosi. Nie ma dłużyzn, akcja się nie wlecze i jest różnorodnie, może także dzięki lekkiemu i niewymuszonemu humorowi, choć jest on ledwo wyczuwalny i raczej zmarginalizowany.
Scen erotycznych w zasadzie były mało i nie wniosły wiele do fabuły ale były potrzebne. Niczym się nie wyróżniają, są poprawne. Z początku akcja skupia się na wojnie pomiędzy bohaterami i stopniowo zmienia się w pożądanie, dlatego na początku książki nie ma prawie żadnych scen seksu. Dopiero po zmianie we wzajemnej relacji pomiędzy Milisant i Wulfrikiem, następuje stopniowe przejście od nienawiści do erotycznej fascynacji i w końcu miłości.
Pomysł na książkę nie był zbyt odkrywczy ale powieść jest na tyle sprawnie napisana, że czyta się ją szybko i przyjemnie. Nie nudziłam się ani przez chwilę i choć nic mnie w tej książce nie powaliło na kolana, to daję jej 8/10 za całokształt. To po prostu dobra, satysfakcjonująca lektura.
http://www.radiocentrum.pl"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".