Boziu, od czego zacząć tyle mam zarzutów wobec tej książki. Może zacznę od początku. Do tej pory nawet przy słabszych tomach, początek zawsze był mocny i przykuwał uwagę. W
Dark musiałam powtórzyć pierwsze dwie strony bo przegapiłam morderstwo, tak słabiutko było to napisane. W ogóle cała ta historia morderstwa jest totalnie nijaka i tak na odwal zrobiona, z resztą uważam że była pretekstem do czego innego, za co chyba przestaniemy się lubić z panią Roberts. Ale o tym na końcu.
Eve i Roarke - od kilu tomów wieje u nich nudą, ale tu to totalne popłuczyny. Potwornie raziło mnie "zadaniowe" podejście Eve do seksu; ten motyw już był i wtedy się udał, ale teraz momentami było niesmacznie. Roarke to w ogóle nie brzmiał jak Roarke, tyle że sobie był i odhaczył od dawna przypisane mu w fabule punkty
Jest to z resztą wynik tego co w tym tomie Norka zrobiła ze stylem. Tak, wcześniej trochę męczyła już jej stylistyka, to ciągłe powtarzanie określenia Ace, te identycznie brzmiące opisy urody Roarke'a, jego irlandzkiego akcentu czy wyglądu Eve. Tego w tej książce prawie nie ma, ale nie pojawiło się nic nowego. Został praktycznie wyprany ze wszystkiego co dla serii było charakterystyczne, szkielet. I niestety okropna maniera mówienia Eve, która nie wiem kiedy się pojawiła, ale od dawna mi przeszkadza. A ponieważ w tej części brak choćby odrobiny humoru, to sceny kiedy Eve dosłownie wyszczekuje rozkazy do Peabody, zamiast mówić do niej jak do człowieka, są nie do zniesienia. Nawet podczas pierwszego spotkania Eve nie była tak chamska. Wg mnie autorce nie chce się już pisać więc idzie na skróty, ale co ja tam wiem. Wg Roberts czytelnicy to tylko sobie wyobrażają że coś wiedzą, a jak zaczną wyrażać swoje krytyczne uwagi to już prawie psychopatami są. Tak, bo pani Roberts postanowiła poświęci ten tom na kazanie wobec niewdzięcznych czytelników, którzy śmieją krytykować zamiast kupować książki i siedzieć cicho.
Ja rozumiem, że krytyka nie jest przyjemna, a w ostatnich latach musi się mierzyć z nią co raz częściej, nominacji do nagród też tyle nie ma, ale kurczę to jest tom 46! Wiadomo, że już tak różowo nie będzie. A jak się z uporem maniaka odrzuca wszelkie sugestie czytelników i brnie wciąż w to samo, to nie będzie miło. Bo jedno to sprzyjać publice i też uważam, że powinno się tego unikać, ale przy głównej linii fabularnej. Ale jak jej sto osób napisze, że wciąż pisze to samo, książki mają ten sam układ, a dialogi to kopiuj wklej z poprzednich części, to nie czyni ich od razu wariatami, co tak mało subtelnie wyraża w
Dark in Death. Prośba o bardziej namiętne sceny, to nie prośba o porno jak z innych okropnych książek, tylko o to, żeby nie wyglądały tak jak tu czyli "Roarke, zrzucaj portki, trzeba zaliczyć bibliotekę". To ma być ten romantyzm, na który tak lubi się powoływać? To ja już wolę to porno.
Generalnie dobrnęłam z tą serią do punktu, w którym sięgnięcie po kolejny tom będzie ocierało się o samookaleczenie. Wolałabym żeby napisała jeden opracowany rzetelnie tom, który zakończy serię żebym nie musiała się modlić o uśmiercenie serii. Jakby nie było
In Death przez wiele lat było moją wielką literacką miłością i to poważnie boli, gdy widzę jak jej twórczyni dosłownie ją zarzyna byle jeszcze coś na niej zarobić.