Już nie kupuję tanich wcale. Szkoda mi na nie pieniędzy, bo i tak używam wyłącznie drogie.
Najtańsze cienie, jakie w tej chwili posiadam, są z Artdeco.
Te pojedyńcze, które się wkłada do paletki magnetycznej, posiadam jeszcze, ale już się nimi nie maluję. One się osypują przy malowaniu, ale za to są bardzo dobrze napigmentowane i mają cudne kolory. No i można sobie dobrać zestaw idealnie pasujący kolorystycznie, bo np. w każdym zestawie pięciu cieni Diora, zawsze jest przynajmniej jedna sztuka, której wcale nie używam i mi zostaje nieruszona.
W tym roku dużo podróżowałam i niektóre z podróży musiały się odbyć z minimalnym bagażem, w czym bardzo pomocne były mi właśnie cienie Artdeco, ale nie te klasyczne, tylko "nakijkowe". Baaardzo polecam, gdy trzeba wziąć ze sobą coś, co się wszędzie da wetknąć.
Kupuje się aplikator z dwiema pustymi końcówkami i na nie nakręca się dwa kolory cieni. Nazywają się ARTDECO Eye Designer Refill. Dawno temu miałam taki brązowawy (nr 96) i niebieski (odkleiła mi się nalepka z numerem). A teraz latem podróżowałam z nr 04 i nr 14, oba szare, jeden matowy, drugi perłowy. Kilka dni temu kupiłam sobie następny taki, tym razem z cieniem kremowym nr 27 i jasnoróżowym nr 97, ale te nie w celu robienia makijażu całego oka, a tylko do szybkiego rozjaśniania w kąciku lub pod łukiem.