Wcale nie wydaje mi się, że Mick za szybko skapitulował, on po prostu "nie spodziewał się", że może być kochany, że ktoś mu może współczuć, sam uważał się za złego człowieka, a Silence udowodniła mu, że nie do końca tak jest. Jak dla mnie dobrze, że nie było bitew i napadów na statki, bo jak gdzieś pisałam nie lubię wątków piratów i innych wyjętych spod prawa w romansach historycznych. Tylko trochę szkoda, że skończyło się aresztowaniem i skazaniem na śmierć, no dobra uciekł i sfingował własną śmierć, ale przecież ktoś go będzie mógł rozpoznać ... Chyba, że nie będą wychylali nosa poza Windward House. Co do Wintera to jak napisała Ancymonek rzeczywiście domyślałyśmy się, że to on jest Duchem, ale myślę, że nie do końca, jak już pisałam, po pierwszej części: jak Matka Pocieszycielka porwała Mary Whitsun (dobrze pamiętam imię?) to Winter był razem ze wszystkimi jak Duch ją pojmał. Wydaje mi się, że Duch to nie jest jedna osoba, ale może się mylę.
Takie brzydkie skojarzenie mnie naszło już nie do końca związane z Grzesznymi pragnieniami, ale romansami historycznymi i rozpustnikami: popatrzcie rozpustnicy mieli kobiet na pęczki i jakimś cudem żaden z nich nie zachorował (chodzi mi o choroby weneryczne). No dobra ktoś powie, że byli wybredni i korzystali z usług luksusowych kurtyzan, które nie zadawały się z byle kim. Ale tak mi siedzi w głowie Mick, który korzystał z usług zwykłych prostytutek, czasem kilku na raz
. Mieli szczęście chłopaki
. Bo myślę, że jednak w tamtych czasach to była rozpowszechniona choroba wśród prostytutek, a i jeszcze mi się przypomniało, że Lazarus też miał kochankę, która obdzielała swoimi wdziękami nie tylko jego ... Tak sobie pomarudziłam