przez Janka » 2 grudnia 2017, o 15:36
Na temat perfum głęboko ukrywam pewną straszną tajemnicę, której nikomu jeszcze nie zdradziłam.
Chyba dojrzałam do comingouta.
No dobra, przyznam się: zbieram puste buteleczki po perfumach. (Prawie puste, bo staram się, by na dnie zostało kilka kropelek.)
Nie posiadam pamięci do złożonych zapachów, większość z nich mi się myli, dlatego założyłam sobie coś w rodzaju prywatnego muzeum zapachów.
Przechowuję je w firmowych kartonikach, zamknięte w miejscu całkowicie bez dostępu światła i bardzo rzadko je wyciągam, żeby powąchać dla przypomnienia sobie zapachu, bo nie chcę, by te resztki zapachu mi się zbyt szybko ulotniły lub zniekształciły.
Moim pierwszym zapachem było Chanel nr 5 i tej buteleczki nie zostawiłam, ale nie szkodzi, bo to mogę sobie przypomnieć w byle jakiej perfumerii. Natomiast najcenniejszymi moimi okazami są wszystkie wersje specjalne znanych perfum, które pojawiały się na jeden sezon i szybko znikały. Tych już nigdzie się nie dostanie, a ja je zwykle o wiele bardziej wolę od wersji podstawowych.
Wiem oczywiście, że puste buteleczki to śmieci, dlatego wstydzę się posiadania tego zbioru. Będę je trzymać tak długo, dopóki będę miała na nie miejsce. W tej chwili mam trzy pokoje do własnego prywatnego użytku, więc trudno by było nie mieć miejsca.
Jeśli będę się gdzieś przeprowadzać, to buteleczki ze mną się nie zabiorą - takie mam postanowienie. Ale na razie świadomość, że je mam niesamowicie mnie cieszy.