Roma napisał(a):U nas wszystkie tytuły arystokratyczne to tytuły zagraniczne ponieważ w I RP tytułów nie było. Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie
Radziwiłowie byli pierwsi i nosili tytuł książąt Rzeszy.
(...)
I jeszcze jedna różnica pomiędzy nami a Anglia. Tam tytuł przechodzi na najstarszego syna z legalnego związku w związku z czym jeśli mamy jakiegoś duka np Malborough to jest to głowa rodziny, a tytuł przechodzi po śmierci poprzedniego właściciela tegoż tytułu. Na przykład z ojca na syna.
U nas wszyscy członkowie danej rodziny pochodzący od danego przodka nosili ten sam tytuł czyli np. wszyscy Czartoryscy byli książętami. Chyba, że tytuł był nadany z konkretne zasługi i nie ulegał dziedziczeniu.
Roma napisał(a):W historii nadal używa się tytułów królewicz królewna - jeśli chodzi o okres przed zaborami.
Arthur,
Duke and Marquess of Wellington,
Marquess Douro, Earl of Wellington,
Viscount Wellington and Baron Douro,
Knight of the Most Noble Order of the Garter,
Knight Grand Cross of The Most Honourable Order of the Bath,
One of Her Majesty's Most Honourable Privy Council, and
Field Marshal and Commander-in-Chief of Her Majesty's Forces.
Fringilla napisał(a):To ja się wetnę, bo akurat swego czasu czytałam wynurzenia, jak to się i autorzy i tłumacze gubią niekiedy, że Arthur Wellesley dowodzący na Półwyspie podczas wojen napoleońskich i Wellington spod Waterloo to ta sama osoba i mnie to do dziś bawi:
"Field Marshal Arthur Wellesley, 1st Duke of Wellington"
Pierwszy książę Wellington.
A konkretnie. licząc tylko brytyjskie tytuły i księcia/prince tam nie maArthur,
Duke and Marquess of Wellington,
Marquess Douro, Earl of Wellington,
Viscount Wellington and Baron Douro,
Knight of the Most Noble Order of the Garter,
Knight Grand Cross of The Most Honourable Order of the Bath,
One of Her Majesty's Most Honourable Privy Council, and
Field Marshal and Commander-in-Chief of Her Majesty's Forces.
giovanna napisał(a):To jednak był diukiem, czy ja już tępa jestem
Fringilla napisał(a):A mogło być tak pięknie.
Żartuję, już z 15 lat temu było widać, gdzie będą kładzione naciski "czego uczyć".
Co jest swoja drogą dziwne i okropne, bo w latach 90. była jeszcze mocno rozwinięta koncepcja zaliczania przez szkolne wycieczki wszystkich okolicznych skansenów i "muzeów ziemi" (oraz konkursy wiedzy o regionie), gdzie bynajmniej na pierwsze miejsce militarne opowieści się nie wysuwały.
A w jakiej formie się przerabiało? Oddzielna lekcja?
Ja z opowieści uczniów/byłych uczniów/nauczycieli wyniosłam tyle, że - z drugiej strony - zwykle nauczyciele polskiego nie potrafili się ogarnąć w tytułach omawiając choćby sztandarowego Sienkiewicza (o Panu Tadeuszu i Zemście nie wspominając).
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości