To wygląda jak pisanie pod publiczkę.
Może nie tak łatwo sprzedawać ideały w gospodarce rynkowej.
Widocznie pani Musierowicz myśli, że wartości moralne się zdewaluowały, a młodzież chce kasy
.
Nie, Musierowicz nie pisze o powodzeniu Borejków, żeby przypodobać się młodzieży. Ona wciąż chciałaby pisać o wyższości ubóstwa i niezaradności, ale gubi się w zeznaniach i raz pisze tak, jakby Borejkowie wciąż byli skromną rodziną bez kasy, a raz jakby spali na pieniądzach. No bo raz pięcioosobowa rodzina Idy gnieździ się w suterenie, a raz Ida składa się na budowę domu Róży. Gaba i Grześ kupują po dwa egzemplarze tej samej książki nie dlatego, żeby nam zaimponować bogactwem, tylko tak ogromną miłością do literatury, że nie są w stanie poczekać paru dni na lekturę. To ma być sielankowe i ciepło-borejkowe, tyle że dla większości ludzi, nawet zagorzałych czytelników, jest raczej głupie.
To wynika moim zdaniem z kilku powodów:
- po pierwsze syndrom "napiszę tak, jak mi akurat do potrzeby fabularnej pasuje", któremu MM ulega już od wielu książek i który tłumaczy tym, że "w wyobraźni wszystko się mieści" - cytat dosłowny.
- po drugie wciąż gdzieś tam trzyma się przekonania, że ubóstwo uszlachetnia (patrz nowa bohaterka, dzielna Dorotka w jednej sukienczynie) i jeśli czymś chciałaby epatować to właśnie tym, bo bogaci to zwykle byli źli, Lisieccy, Matylda, stare Majchrzaki. A z drugiej strony obdarza Borejków pewnie takim poziomem majętności, jakiego sama zaznaje i który teraz wydaje jej się normalny. I nie ma dziś chyba powodu, dla którego Borejkowie wszyscy - Grześ informatyk, Ida laryngolog - koniecznie musieliby być biedni. (Ida prywatnie też chyba przyjmuje, Żabę opatrywała w prywatnym gabinecie, jeśli dobrze pamiętam).
- w jakimś stopniu MM chciałaby może utrzymać mit niezaradnych Borejków, ale to już nie ma szczególnego sensu. Tak, wiele lat temu ciotka Felicja była zaradna, a Mila i Ignacy nie byli, ale dziś mówimy o innych pokoleniu. Dlaczego Gaba, która dojrzała po chorobie matki, ma być niezaradna? A Ida, mistrzyni nastoletniej przedsiębiorczości, która sprzedawała gipsowe serduszka i najęła się jako panna do towarzystwa? Więc znów, dwie różne siły.
A więc - sporo problemów z nową prozą Musierowicz wynika faktycznie z pewnego jej zgorzknienia, absolutnie nie przeczę, ale też część z tego, że trudno jej zachować równowagę między tym co było i co pokochały czytelniczki, a tym co być powinno, bo wynika z podjętych przez nią decyzji. Błędem było zrobienie z Jeżycjady - Borejkowiady i mielenie wciąż tych samych wątków i postaci. Nie bez przyczyny romanse kończą się w tym momencie, w którym się kończą...
Wnuczka była całkiem ok na samym początku, kiedy się wydawało, że książka skupi się na nowych postaciach. Dorotka może nie taka jak te stare bohaterki, ale niech będzie, a jej babcie to dwa niezłe numery. No i cóż się potem okazało? Po tym 'nowym' początku wrócili Borejkowie w swojej sile, a babcie nie dostały już kolejnych pięciu minut własnej narracji. Dla mnie zagadka i w jakimś sensie... niedbalstwo, którego nie było w starych książkach. No i zonk.