Co do tego, czy łatwiej jest napisać powieść z narratorem wszystkowiedzącym, czy pierwszoosobowym, to teoria literatury mówi, że to drugie jest trudniejsze. Oraz że czas teraźniejszy jest trudniejszy niż przeszły.
Ja mam ze sposobem narracji inny problem: nie cierpię, gdy tłumacz (albo redaktor, a prawdopodobnie obaj) jest nieudolny i musi w całej książce zmienić czas teraźniejszy na przeszły, bo z teraźniejszym nie poradziłby sobie tak, by nie zgrzytało. To jest według mnie okropny zabieg, okaleczający całą książkę. Zakładam zawsze, że autor miał jakiś cel, decydując się na wybór czasu (teraźniejszy wciąga czytelnika głębiej w akcję, można pewne wrażenia lub emocje głębiej przeżyć i zrozumieć, natomiast przeszły zostawia pewną barierę między narratorem a czytelnikiem, który jest wtedy tylko widzem), dlatego po zmienieniu tego (na dodatek bez wiedzy autora), otrzymujemy podróbkę jego książki, bo wcale nie tę książkę, pod którą on się podpisał. To jest bardzo częste zjawisko w polskich wydawnictwach i nie rozumiem, dlaczego wydawców (i tłumaczy) się za to nie wsadza do więzienia.
Fringilla napisał(a):Znacie jakiegoś białego, który by w sumie chętnie zamienił się na miejsca z osobą kolorową "bo mają równie dobrze albo lepiej"? Gdziekolwiek?
Czasem mówię, że zamieniłabym mojego F. na Murzyna, natomiast siebie samą już niekoniecznie.
Mogłabym się co najwyżej zamienić w Murzynkę z takiego wyjątkowego plemienia w głębokim buszu, w którym wszystkie panie mają obłędnie zgrabną figurę i super wąskie biodra. A najlepiej, poproszę tylko o te biodra.