Erica Spindler „Koszmary przeszłości”
Tytuł oryginalny: "Justice For Sara"
Data pierwszego wydania: 2013
Wydawnictwo: Gruner + Jahr Polska
Rok wydania polskiego: 2013
Oprawa: twarda
Liczba stron: 355
Jestem książką Za-Chwy-Co-Na!
To fantastyczny, wręcz doskonały kryminał.
Mam wobec tej autorki ciągle podejrzenia, że znowu nie sprosta zadaniu, po tym, gdy jej policjant w innej książce popełnił karygodny i zupełnie nieprofesjonalny błąd, którego nie popełniłby nawet amator. Dlatego pierwsze strony czytałam z myślą, że nie będę oczekiwać zbyt wiele. A potem jak się rozbujało, to mnie normalnie wbiło w poduszkę (bo czytałam na leżąco, co podobno psuje wzrok, ale dla tej książki warto dać sobie popsuć).
Akcja książki toczy się „teraz”, czyli w czerwcu 2013 oraz częściowo w przeszłości, w czerwcu 2003.
Ostatni rozdział (nr 59) toczy się już w lipcu 2013 i jest w nim HEA kończące wątek romansowy.
Każdy z 58 rozdziałów zaczyna się w czasie teraźniejszym (nie mówię o gramatyce, tylko o umiejscowieniu wydarzeń w czasie), a niektóre z nich (19 sztuk) mają oddzieloną drugą część, opisującą wydarzenia sprzed 10 lat, prawie zawsze z punktu widzenia innej osoby. Dzięki temu, że poznajemy dawne wydarzenia z ciągle innego punktu widzenia, możemy wierzyć, gdy ktoś kolejny nam mówi, że nie jest mordercą i skreślić go z naszej listy podejrzanych.
Lista jest długa, zwrotów akcji, polegających na wychodzeniu na wierzch dawnych faktów, jest bardzo dużo, więc roboty z tym skreślaniem mamy co niemiara. Co chwila ktoś inny wychodzi na prowadzenie w wyścigu do miana mordercy.
Część współczesna opowiada o Kat McCall, która wraca do miasteczka, w którym 10 lat temu została brutalnie zamordowana jej starsza siostra i, od śmierci rodziców, jedyna opiekunka. Kat miała wtedy zaledwie 17 lat. Po odkryciu zmasakrowanych zwłok siostry, była w szoku, co komendant policji „rozgryzł” jako wyrzuty sumienia po dokonanym morderstwie, oskarżył więc Kat o tę zbrodnię i w ogóle nie szukał innych podejrzanych. Na szczęście ława przysięgłych była mądrzejsza niż pan policjant i Kat została uniewinniona.
Teraz dawny komendant jest na zwolnieniu lekarskim, a jego obowiązki przejął syn, Luke. Jejciu, jakie ciacho! Luke się zakochał w Kat, ale nawet gdyby tego uczucia nie było, i tak by jej pomógł w ustaleniu dawnych wydarzeń i znalezieniu prawdziwego mordercy, bo po zapoznaniu się z aktami sprawy i wieloma błędami w śledztwie, popelnionymi wówczas przez jego ojca, postanowił to śledztwo wznowić.
Największym błędem jego taty było, że nie połączył do kupy dwóch morderstw, które się wtedy, 10 lat temu, wydarzyły jednej nocy. Został zastrzelony policjant na służbie, który widział coś podejrzanego w związku z pierwszą zbrodnią. Gdyby komendant się tego domyślił, lub tylko wziął pod uwagę, to wiedziałby, że to wyklucza winę Kat i mordercy należy szukać dalej.
Luke za to szukał. A Kat szukała jeszcze bardziej. I w końcu znalazła. Na konfrontacji z mordercą mogła wyjść jak Zabłocki na środkach higieny osobistej, ale zaryzykowała. To była piękna akcja thrillerowa, która rozwiązała do końca wszelkie zagadki z przeszłości.
Książka dla mnie świetna. Kocham ją z całego serca.
Plan był, żeby przeczytać i się jej od razu pozbyć, bo muszę mieć miejsce na nowe po polsku, które dojdą mi za miesiąc, ale nie dam rady. Musi zostać ze mną na zawsze, na kupce z moimi największymi kryminalnymi perełkami.
Możliwe, że „Pętla” tej autorki jest lepsza (w znaczeniu obiektywnym), ale „Koszmary przeszłości” skradły bardziej moje serce.