Harry robi się nie tylko zajebisty,on po prostu ocieka zajebistością.To nagle nie tylko utalentowany czarodziej,ale osoba łamiąca wszelkie magiczne ograniczenia.Nagle do czarów nie potrzebuje różdżki,a jego magia bezróżdżkowa jest najlepszy.Zostaje mistrzem legilimencji i oklumencji,pierwszym na świecie animagiem zamieniającym się w dwa różne zwierzęta,w pół godziny uczy się teleportacji,łącznie z teleportacją łączną,również za granice kraju,godzi ze sobą nie tylko Severusa i Syriusza,ale doprowadza też do tego,że ze szkoły znika rywalizacja między poszczególnymi domami a wszyscy uczniowie współpracują ze sobą.Już nie wspomnę o tym co robi dla braci Weasleyów...Oczywiście zostaje alfą wilkołaków,sprzymierzeńcem goblinów i telepatycznie porozumiewa się ze smokami,a nawet zostaje smoczym jeźdźcem
Do tego wszystkiego Harry jest genialnym strategiem,jeszcze lepszym biznesmenem a pieniądze płyną do niego szeroką strugą
Oczywiście zdobywa Ginny a wisienką na torcie okazuje się fakt,że nie tylko jest mega romantyczny ale i jest zarąbistym kochankiem...(no jakże by inaczej zważając na to że uświadamiał go Syriusz).
Voldemort okazuje się w tym wydaniu po prostu kretynem,jest niekompetentny a chwilami wręcz głupi...Bitwa o Hogwart to dla mnie masakra.Nie tylko Harry miał czas na wygłaszanie głupawych przemówień,ale i inni mieli możliwość śpiewać obraźliwe piosenki a niezmordowany Colin nie oparł się udokumentowaniu bitwy przy pomocy zdjęć
(tja,rzeczywiście,już to widzę)