Od razu powiem, że nie podoba mi się okładka. Jest za bardzo.
No ale to chyba jedyne, co mi się nie podobało w książce. Drugie moje spotkanie z Vi Keeland i drugie bardzo udane. Ale po kolei.
Po pierwsze, znowu świetni bohaterowie. Oboje po traumatycznych przejściach i oboje z wynikającym z nich bagażem, z którym muszą się co dzień zmierzać. Ale oprócz tego oboje fajni, przyzwoici, zwyczajnie dobrzy ludzie, którzy nawet jeśli się nawzajem ranią, to dlatego, że działają ze szlachetnych, choć niewłaściwych (zwłaszcza w jego przypadku) pobudek. Chyba najbardziej podobało mi się właśnie to, że nie ma w tej historii zachowań powodowanych podłością, chęcią odwetu albo nawet po prostu dopieczenia drugiej stronie (nie liczymy przekomarzanek, bo one stawią część zabawy).
Po drugie, dobra historia, kolejny raz wszystko się ładnie zazębia, układa w logiczną i psychologicznie wiarygodną całość. Nie będę opowiadać, bo musicie same przeczytać.
Po trzecie, romantyzm. Vi Keeland pisze dość gorące książki, ale jest w nich odpowiednia dawka romantyzmu, emocji i ciepła.
Po czwarte, humor.
Po piąte, dobry styl narracji. Tę książkę po prostu czyta się z przyjemnością.
Całość na mocne 9/10. Będę dalej czytała autorkę