Dorotka - a przypadkiem gatunków nie zmieniłaś z rozpędu czytelniczego (lub ktoś ci książek nie podmienia)?
Bo ja się ostatnio złapałam na tym, że w moich "romansach" się częściej zdrady "uprawnione" zdarzają... No sądziłam, że jednak wyznacznikiem gatunku jest monogamia (nawet jeśli seryjna), a jak jej nie ma, to to nie jest romans tylko "literatura dla kobiet"
***
Książki książkami, ale powyższe rasizm&co kwestie też miewają swe odbicie w romansach i mi potrafia popsuć lekturę. Bo sobie autorki faktycznie nie radzą z ogarnianiem tematu. To ta ujemna strona PC czyli :lepiej w ogóle nie poruszajmy tematu" i zamiast jak kiedyś w opisie podać, że przyjaciółka bohaterki była faktycznie np z Barbados, to teraz orientujesz się dopiero pod koniec książki przy obowiązkowym spotkaniu na pracowej imprezie "opowiedz nam o swojej kulturze".
(ps to też szerokie pole dla studiów nad palmerozą: jak się zmienia podejście do kultury rdzennych Amerykanów przez dekady u Diany; i dlaczego zniknęli Afroamerykanie z jej książek
***
Kejti, Giovanna - nie podważam wrażeń i doznać - osobistych w szczególności, bo swoją drogą opowieści cudze to zawsze, no, opowieści (od czasu afery z Ryszardem Kapuścińskim to w naszym kraju się nawet porządnym reportażystom nie wierzy).
Jednak co do zderzeń kulturowych: no jak podróżuję (albo wracam w niektóre miejsca po latach na dłużej), to też doznaję szoku wizualno-mentalnościowo-zapachowego
ale po latach zwalam to jednak na poczucie obcości ogólne - np.co uderza na osiedlu łódzkim, w środkach transportu, fetor straszny, ludzie leniwi i niegrzeczni, ale łza w oku się kręci, bo jakże znajomo... wspomnienia dzieciństwa. No, stolicy naszego kraju po stronie praskiej - też od razu swojsko choć chwilami straszliwie jak w jakimś Paryżu, fuj
Czasem tez dobrze jest powiedzieć na głos: no jest, kurcze, inaczej, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni.
No to z własnych doświadczeń: rozumiem też, dlaczego wielu moich znajomych Francuzów narzeka na emigrantów, którzy zalewają Paryż, śmiecą i siedzą pod mostami. Przy czym opisując emigrantów tychże wymieniają równo Afgańczyków, Etiopczyków, Bułgarów i Polaków (no, chyba że bardziej ogólnie "tych z Afryki i tych z Europy Wschodniej"; mówiący po francusku przybysze z byłych kolonii maja plusika jakiego Polak jedynie anglojęzyczny nie ma).
Wszyscy i tak obcy w dziwnych narzeczach mówiący.
To też ta niefajna ksenofobiczna strona cudownego Zachodu
Jesteśmy tacy sami, tylko rzeczowniki się zmieniają.
Zapodam banałem: ludzie są różni, a to, kogo spotykamy, oczywiście bardzo kształtuje nasze bardziej ogólne definicje.
O Polakach mawia się podobnie co do higieny, kultury pracy itp. Tak, Kawka, przeciętnie nie mamy się czego wstydzić, bo nie wychodzimy poza normę.
Chociaż fajnie by było przynajmniej w czynach równać do góry (np. wspierać totalny brak przemocy wobec i obcych i swoich na ulicach, a nie że "w zęby od razu dawać, żeby się bali przyjeżdżać"...).
Rasizm to jednak trochę co innego niż wypominanie sobie nawzajem "a u was też biją" (co i straszne i śmieszne, w polskiej wersji tego przysłowia faktycznie Murzynów jako obiektu się używa).
Wg Słownika PWN rasizm to
"pogląd oparty na przekonaniu o nierównej wartości biologicznej, społecznej i intelektualnej ras ludzkich, łączący się z wiarą we wrodzoną wyższość jednej rasy". Rasizm to nie tylko słowa, to cały system, który powoduje, że na świecie lepiej być białym niż nie-białym.
Znacie jakiegoś białego, który by w sumie chętnie zamienił się na miejsca z osobą kolorową "bo mają równie dobrze albo lepiej"? Gdziekolwiek?
Kto sieje wiatr, zbiera burzę - skoro stulecia rasistowsko się traktowało duże grupy ludności, to też nie dziwi, że taki język został przez te grupy przejęty i też bywa używany w ramach samoobrony #postkolonializm
Jak ktoś ma inne od obowiązującego zdanie, wyrobione na podstawie osobistych wieloletnich doświadczeń, to wcale nie muszą to być uprzedzenia, rasizm, antysemityzm, hejt, czy co tam jeszcze jest obecnie na czasie.
Ale mogą i jak są, to nie ma co ukrywać, że nie są
Jednak ja wciąż mniej się boję tłumu Black Lives Matter niż tłumu nazi-suprematystów. Tu nawet nie chodzi o liczbę ofiar po obu stronach (0 vs za dużo). Z tych dwóch grup to ta druga czerpie wzorce i się powołuje na ludzi, którzy centralnie chcieli dosłownie wytępić także Polaków.