W ramach dzisiejszego urlopu przymusowego nadrobiłam zaległości (no po prostu nie mogłam dziś wyjść z pomieszczenia...ech).
Skończyłam
Queen of Seven Days...
no po prostu bardzo ładne i do znudzenia#takpowinnizrobićScarletHeart #sadhappyending
Strongest deliveryman: mnie się podoba... chociaż miałam ostry zgrzyt (bo też nie oglądałam
Chicago Typewriter z tegoż powodu) a mianowicie aktor główny, którego zbyt dobrze zapamiętałam z
Coin Locker Girl. Nie no, fajna postać dobrze zagrana w CLG, ale serio... Jest w
Strongest... tak uroczym misiakiem, a jednak miewam dreszcze, no.
Ogólnie 4/4 - cała czwórka bohaterów jest fajna (bo w
Fight For My Way - koncept na podobnym założeniu czyli pracująca starsza młodzież około 30stki - to było 3/4). Opowieść też fajna, chociaż widziałam, że jest narzekanie, że "nie wiadomo, o czym".
W ogóle podoba mi się podejście "misja na dziś: jak zbawić świat i uczynić ludzkość lepszą za pomocą jedzenia dostarczonego na czas".
W ogóle przekaz lewicowy coraz silniejszy w dramalandzie
The Bride of Habaek: oglądam nadal, ale faktycznie - to nawet nie to, że są dłużyzny, ale... Ogólnie opowieść ładna, chociaż ciekawe jest wszystko oprócz samej relacji między głównymi bohaterami (najbardziej cenię drugoplanową parę i Tego Złego o oczach zaszczutego wilczęcia
jestem ciekawa, jak się to skończy).
Za to
The King Loves to na razie w ogóle
totalne muaaa... #guiltypleasure.
Co fajne, spryciarze realizatorzy trzymają w napięciu nieczęsto w dramach spotykanym: kto w tym trójkąto-czworokącie wygra... ja jestem TeamSanRin i TeamDanWon, no i TeamWonRin jako jeden z najfajniejszych kdramowych bromance'ów sangeukowych bez dwóch zdań... A i SanDan też ładnie pokazane.
Chociaż bezwzględną faworytką po całości jest Księżniczka-Matka, córka Kubilaj-chana.
I w ogóle Goryeo...
I w ogóle to podobno ta sama scenarzystowska ekipa co w
Faith...
I w ogóle "Wang Yo zasługuje na odkupienie"
Trafiłam przez przypadek na
Rescue Me / Save Me... i po chwili się zorientowałam, że to produkcja OCN czyli Voice. Nie powiem, nie przepadam za klimatami, gdyby ktos mnie pytał, ale z drugiej strony - mnie się podoba... No tak, trochę na początku zostałam dla Seo Ye Ji, bo była moja ulubioną postacią w
Hwarang No i
Live Up to Your Name, Dr. Heo... Kurcze, zaskoczyło mnie totalnie z paru powodów (jak juz człowiek przebrnie przez fragment osadzony w Joseon...) i jestem autentycznie ciekawa, co scenarzyści dalej z tą historią zrobią
ale najbardziej jednak Kim Nam Gil, bo kolesia po prostu nie lubiłam... Szczególnie gładko ogolonego. Po prostu to ten typ ulizanego chłopco-faceta, któremu ma się ochotę strzelić w pysk "dla zasady". Wstyd mi, autentycznie. Ale tutaj jest tak uroczo bezbłędny...
Czy jest możliwe, aby tak świetnie grał lekarza sprzed 300 lat bez jednej szowinistycznej kosteczki w ciele swym? Na razie jest tak prodręcznikowo doskonałym romansowym betą, że aż nie wierzę... Aaaa...
Pani lekarz też fajna.
Z japońskich dram tylko
Gomen, Aishiteru. Hmmm... no jak nie lubię melodramatu i od pierowzoru (bardzo polecana, bardzo słynna kdrama) z daleka (mimo obsady), to tu się dałam skusić. Bo Nagase Tomoya. No jak nie lubię tego typu, to tak jakoś zawsze, jak jednak trafiam przypadkowo na produkcję z jego udziałem, to oglądam do końca.
Criminal Minds - podzielam tu podejście "efekt JK": jak się pojawia na ekranie to w sumie nawet nieważne, co mówi. Pełna hipnoza. Nie wiem, z czego to wynika, nie podejrzewałam się, serio. Co do reszty... takie meh.
Ale będę zaglądać...
PS
Forest of Secrets... no, ja czekam na drugi sezon, ale nawet bez "watku romansowego" jestem usatysfakcjonowana zakończeniem ekhm relacji...
[Duz -
z dedykacją]