Roma napisał(a):cedar napisał(a):Jutrzenko, przeczytaj sobie
Mariannę. Bardzo przyjemna lektura.
Polecasz więć przyjmuję, że się podobało. Skończyłaś już? Jak wypada w porównaniu z Rzymskimi?
Tak, skończyłam. Owszem, podobało mi się - bardziej, niż
Rzymskie.0
SPOILERY!!! <=== To dla tych, co nie czytały, a się zabierają. *wymownie spogląda na Jutrzenkę* Bierz się, dzioucha!
Tu też bym Klementynę podrasowała jako skończoną zołzę (tego typu postacie działają mi na nerwy tak jak powinny, jak są żmijami dla bohaterki, ale wszędzie wokół to skończony miód, a charakter wypływa na zasadzie, że ktoś gdzieś coś podsłucha albo wyciągnie wnioski ze sprzecznych informacji), ale spoko - to jest drobiazg, bo Klementyna tak czy siak jest niewychowaną pannicą, która pakuje się komuś do chałupy i się w niej szarogęsi, a której należałoby się solidne lanie. Bohater to mój typ - został taki Rochesterowski, ale otworzył się na Mariannę.
Szczęścia facet nie miał - jego żony to nie dość, że jakieś zołzy, to jeszcze mu je ciurkiem mordowano. Kto mordował - można się domyślić, szkoda że bohaterka nie wpadła na ten pomysł, ale uznaję, że najciemniej pod latarnią.
Co poza tym? Mnie troszkę mało tych powstańczych ech w książce, ale bardzo się cieszę, że były. Przeżycia z walk ukształtowały charakter Marianny, dzięki czemu nie dziwi jej reakcja na "ducha" i w sumie grzeczne pójście za mąż za faceta, którego nie zna - bo po prostu "tak trzeba". I z ojczyzną też "tak trzeba" było. Poza tym przeszczęśliwa byłam przy wszelkich opisach typu zawartość kufrów podróżnych, dom, służba, budowanie szkoły itp. itd. A, właśnie - kwestia szkoły. Piątka z plusem! Tak bardzo to pasuje do tego, co robiły Polki w czasie powstań, kiedy Polska zniknęła z map. Faceci zasuwali na polach bitwy, kobiety pilnowały, by duch w narodzie nie ginął i pracowały nad tym, by kolejne pokolenia nie rosły bez właściwej tożsamości narodowej.
Jeszcze troszkę o postaciach (wybacz chaos).
Teściowa wyszła ci świetnie. Owszem, to kobieta po stronie Marianny, ale dostosowana do czasów. Jest ciepła i toruje Mariannie drogę, ale sprowadza ją też na ziemię, bo pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Bardzo podobał mi się myk z kartami wizytowymi, jak potem świetnie wyszło, dlaczego na wizytówce nie powinno się pisać adresu. Super.
Szalenie podoba mi się drugie dno Aleksandry i że Agnieszka zaczynała się troszkę poprawiać w miarę upływu książki (co mnie tym bardziej raduje, bo przykro mi było czytać o swej imienniczce jako o Klementynie II
).
Adam jest ciekawy. Początkowo się go lubi, potem pojawiają się pierwsze rysy, w końcu jego obecność mierzi. Plus.
Szkoda mi matki Marianny i Rozalii, ojca najchętniej bym zastrzeliła.
Jako wielbicielka powieści historycznych chciałabym przeczytać rozbudowaną powieść o tym, jak Marianna wyszła z domu, by walczyć i cały jej udział w postaniu, jak również obraz życia pod butem zaborcy, ale wiem, że to romans, a romans rządzi się swoimi prawami. Nie zrozum tego jako zarzut - ja po prostu polubiłam tę bohaterkę z jej rozsądkiem, należytym wychowaniem i silnym charakterem. Oraz jej walkę z "gorseciarą" Zosią.
Książka mi się podobała do samego końca. Miałam inaczej niż z Rzymskimi - równo mi się ją czytało, z radością odkrywałam, jak małżonkowie powoli się na siebie otwierają (zwłaszcza Michał). Było namiętnie, ale i delikatnie, słodko, historycznie, tajemniczo, a nawet z lekką grozą. I w ogóle och i ach.
Tylko jedno - redaktor. Bo trafiały się zjedzone ogonki ("pięść" to nie to samo co "pieść"), pożarte całe słowa (np. "trzy Michała" - musiałam kilka razy przeczytać, by zrozumieć, że chodzi o "trzy
żony Michała") czy też nonszalancko walnięte przecinki byle gdzie np. "mimo, że". Palnij zatem redaktora w łeb za takie coś, jeśli możesz. Albo nie wiem, kto jest za to odpowiedzialny, ale to bardzo psuje obraz książki.
I dwie sprawy teraz...
1. DAWAĆ MNIE
ROZALIĘ!!!
2. Będzie część o bracie Rozalii i Marianny?