<span style="font-style: italic">– Nic podobnego – warknęła Jenny. – Najpierw mnie wysłuchasz. Siadaj, a ja opowiem ci o kapitanie Randallu, skoro chcesz wiedzieć.
– Nie chcę! Nie mogę tego słuchać!
Jenny zbliżyła się do brata, który odwrócił się gwałtownie do wychodzącego na podwórze okna.
– Jamie... – zaczęła, ale on odpędził ją gniewnym gestem.
– Nie! Nie odzywaj się do mnie! Powiedziałem, że tego nie zniosę!
– O, doprawdy? – Jenny przyjrzała się Jamiemu.
Stał przy oknie na szeroko rozstawionych nogach, z rękami na parapecie. Zagryzła wargę; na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Pochyliła się szybko jak błyskawica i w mgnieniu oka włożyła dłoń pod kilt brata.
Jamie ryknął z wściekłością i wyprężył się jak struna. Usiłował się odwrócić, lecz zamarł, bo Jenny najwyraźniej ścisnęła mocniej.
– Tutaj mężczyźni mają czułe miejsce – powiedziała do mnie z krzywym uśmiechem. – A zwierzęta robią się posłuszne, gdy się je tutaj uchwyci. Czasem nie można samcom trafić do przekonania, póki nie złapie się ich za jaja. No dobrze. Wysłuchasz mnie jak cywilizowany człowiek albo jeszcze trochę pociągnę. Hm?
Jamie stał jak skamieniały, czerwony na twarzy. Oddychał ciężko przez zaciśnięte zęby.
– Wysłucham – wycedził. – A potem skręcę ci kark! Puszczaj!
</span>