tully napisał(a):Pierre Choderlos de Laclos "Niebezpieczne związki"
@LC: 10
Doprawdy czasem dziekuje Bogu za cos co poczatkowo wydawalo sie strata czasu, porazka albo zwyczajnie zabiciem czasu a okazalo sie niebem, slodkim smakiem radosci i czarownym momentem szczescia... tak bylu u mnie z audiobookami... po kilku poczatkowych porazkach i sluchaniu dla zabicia czasu raz lepszych raz gorszych interpretacji ksiazki kiedy juz myslalam ze trudno, lepsze to od nudy... wpadl mi w lapki ten audiobook i swiat nabral kolorow... Teraz juz wiem ze dobry audiobook czy tez sluchowisko bije na glowe czytanie ksiazki przez siebie sama... bo jednak procz tresci dochodzi ten dodatkowy wymiar dzwieku a gdy aktorzy naprawde daja z siebie wszystko mamy wszystko przed oczami, wzruszamy sie latwo i juz duzo ciezej wrocic z powrotem do plaskiej ksiazki... padam na kolana za postac Cecylii de Volange, Markizy de Mertei... naprawde chcialabym poznac wasze imiona bo dalyscie tym postaciom dusze a mnie widowisko w mojej wyobraznii, oczywiscie pozostale glosy sa rowniez bardzo dobre i udanie dobrane, i co najwazniejsze sam Wicehrabia de Valmont wbrew powszechnej krytyce jest naprawde calkiem dobry... moze brak mu troche pazura ale bije od niego spokoj i doswiadczenia i naprawde nie potrafie zrozumiec tej fali krytyki... Fali ktora o malo nie spowodowala ze kupilabym ksiazke czytana przez jedna osobe... na szczescie zaczelam sluchac sampli i po dwoch listach Cecylii i Markizy juz nie bylo dla mnie ratunku... przepraszam za troche przydlugi wstep ale w audiobooku wydaje mi sie ze jest to naprawde wazne bo zle dobrany, monotonny glos moze zabic cala przyjemnosc... wracajac do historii... tak to jest arcydzielo bez dwoch zdan to naprawde doskonale pokazana salonowa zabawa znudzonych arystrokratow, ktorzy milosc traktuja jako jedyna rozrywke w morzu nudy i braku innych zajec... swiata w ktorym miara sukcesu jest zgubienie, zdeprawowanie lub osmieszenie kochanki lub kochanka... Jest to przyklad genialnej manipulacji i gry pozorow, swiata w ktorym nie istnieje honor i uczciowsc a jedyna miara sukcesu jest jak bardzo nisko jest zdolna upasc byla kochanka... Wicehrabia De Valmont i Markiza de Martei byli kochankowie nie maja miedzy soba tajemnic ba dodatkowo podrzucaja sobie coraz to nowe "wyzwania" by przescignac sie w deprawacji i podstepach... I oto Markiza probuje zemsicic sie na niedoszlym kochanku, deprawujac jego przyszla zone Cecylie De Volange a Wicehrabia postanawia zdobyc zamezna kobiete, pelna cnot i honoru... Ksiazka nie konczy sie HEA, choc mozna powiedziec ze sprawiedliwosci dzieje sie zadosc i to troszke mnie razi, koniec skloconych kochankow a zwlaszcza markizy wydaje mi sie napisany na sile, nie wierze zyby byla na tyle glupia by skonczyc w ten sposob, troszke zanosi to moralitetem i slynnym kazda nieprawosc bedzie ukarana... nie pasuje mi to do tego swiata, wydaje mi sie za lepiej by bylo by uszlo im to na sucho... oczywiscie bylo mi ciezko czytac te ksiazke, a w zasadzie widzac ja w swojej duszy, jest ona pisana w postaci listow tak ze widzimy doskonale intryge i oczy otwieraja nam sie szeroko nie wierzac ze sa ludzie zdolni do takich postepkow, ludzi ktorzy potrafia wzbudzic uczucie tylko po to by je zdeptac, zniszczyc i puscic jako zabawna anegdotke towarzyska... bycie swiadkiem tych machinacji w dodatku marzac o zupelnie innym koncu gdyz mamy w tej ksiazce dwie milosci, milosci mocne ktore moglyby przetrwac i zakonczyc sie tak jak tego pragniemy powoduje naprawde silne emocje, sluchajac pieknego mlodzienczego glosy Cecylie opowiadajace o swoim uczuciu, czy tez wyznania pani prezydentowej de Turvel ogarnia nas co w rodzaju rozpaczy i rezygnacji czasem silnej bezsilnosci...
•Sol• napisał(a):nie podołałam.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość