Raz na jakiś czas potrzebuję przeczytać coś Anne Stuart
Najchętniej coś z historyków, bo zdaje się, że przez jej współczesne nie udało mi się do tej pory przebrnąć. Tym razem trafiło na:
i był to zdecydowanie trafiony wybór. Nie, żeby książka była całkowicie pozbawiona niedorzeczności fabularnych, bo oczywiście nie była. Ale dwójka głównych bohaterów wyrównała z nawiązką niedociągnięcia fabuły. Muszę przyznać przy okazji, że nie wiązałam nadziei z tą akurat dwójką, ze szczególnym uwzględnieniem bohatera. Nie lubię naciągaczy, bawidamków i uwodzicieli. A jednak. Dla Christiana Montcalma jestem skłonna zrobić wyjątek. Tak, naciągacz, tak, uwodziciel, tak, cynik, tak, planuje małżeństwo dla pieniędzy, zamierza poślubić o połowę od siebie młodszą, siedemnastoletnią dziewczynę, a potem ją zdradzać, nie wymagając również od niej wierności. Łobuz i drań. Szybko jednakże okazuje się, że nie uporadzi. Że skoro nie daje rady wytrzymywać jej jojczenia przez dwa dni, to raczej nie jest to dobre rokowanie na całe życie. Że ona w ogóle go nie kręci.
Bo kręci go zasadniczo panna Annelise Kempton, zatrudniona przez tatusia wspomnianej siedemnastolatki do poprowadzenia nisko urodzonej, acz bogatej panny przez salony i znalezienia jej odpowiedniego męża. Annelise. Smoczyca. Wysoka stara panna w okularach. O ciętym języku i błyskotliwym umyśle. Twarda, ale i wrażliwa, samodzielna, ale budząca w Christianie opiekuńczość oraz, jak na uwodziciela przystało, chęć uwiedzenia.
No i tak się to toczy, są starcia między bohaterami, jego gierki, jej reakcje, na początku traktowanie się z przymrużeniem oka i rozbawieniem z jego strony, oraz plucie ogniem z jej strony. Potem następuje zmiana dekoracji i zaczynamy rozumieć motywy Christiana, a także usprawiedliwiać, a przynajmniej tłumaczyć sobie jego naprawdę nieszlachetne zachowania. Największym sukcesem tej książki jest to, że Christian się broni. Że jesteśmy w stanie go zaakceptować mimo paru nieuczciwości. Annelise w ogóle nie musi się bronić, bo to jest jeden z najłatwiejszych do polubienia romansowych typów bohaterki.
Nie broni się natomiast naczelny badass, czyli tatuś. No za mocno to poszło, można było tatusia złagodzić, a i tak wyszedłby wstrętny typ.
W dodatku końcówka całkowicie niedorzeczna
Reasumując, pomysł na dwójkę głównych bohaterów bardzo dobry, postacie drugoplanowe fajne, tatuś kładzie fabułę.
Za całość 7/10.