When girl meets Duke, their marriage breaks all the rules…
Since his return from war, the Duke of Ashbury’s to-do list has been short and anything but sweet: brooding, glowering, menacing London ne’er-do-wells by night. Now there’s a new item on the list. He needs an heir—which means he needs a wife. When Emma Gladstone, a vicar’s daughter turned seamstress, appears in his library wearing a wedding gown, he decides on the spot that she’ll do.
His terms are simple:
- They will be husband and wife by night only.
- No lights, no kissing.
- No questions about his battle scars.
- Last, and most importantly… Once she’s pregnant with his heir, they need never share a bed again.
But Emma is no pushover. She has a few rules of her own:
- They will have dinner together every evening.
- With conversation.
- And unlimited teasing.
- Last, and most importantly… Once she’s seen the man beneath the scars, he can’t stop her from falling in love…
Lilia napisał(a):W tej https://www.goodreads.com/book/show/206 ... e-marquess ale ten cykl jest u nas niewydawany.
Viperina napisał(a):Skończyłam:
Czytałam po polsku i... bardzo mi się podobało. Nawet do tłumaczenia nie czepiałabym się nadmiernie tym razem. Tessa Dare znów w dobrej formie :00
Książka stanowi klamrę zamykającą dwie serie: Spindle Cove (tom 5) i Castles Ever After (tom 4). Nie mamy tutaj, co prawda, żadnego zamku, ale mamy za to parę bohaterów poznanych w obu seriach. On to Piers Brandon, markiz Granville, ten, któremu brat odbił narzeczoną w drugiej części Zamków, a ona to panna Charlotte Highwood, znana z serii Spindle Cove.
Jest zabawnie, sympatycznie, on jest takim typem bohatera, jaki akurat bardzo lubię (stateczny, dość chłodny i całkowicie bezbronny wobec żywiołu, który reprezentuje ona). Ona jest żywiołowa właśnie, ciepła, pełna wdzięku i optymizmu. Musi im wyjść.
Jedna, w sumie drobna, niedorzeczność fabularna (nie wierzę, by siedmioletni chłopiec był mentalnie zdolny zrobić to, co on zrobił). Całość napisana z właściwym dla Dare humorem i lekkością. Miłe spięcie obu serii, stawiam mocne 8/10 w tej kategorii (czyli romansów sympatycznych, lekkich i humorystycznych).
Viperina napisał(a):Seria Castles jest niezła (z wyjątkiem tomu drugiego, który jest beznadziejny). Ale to jest akurat seria, którą spokojnie można czytać na wyrywki, bo w każdym tomie są zupełnie inni bohaterowie, niemający żadnych związków z bohaterami poprzednich tomów. Znowu wyjątek stanowi połączenie między tomem drugim (tym, IMHO, beznadziejnym) i piątym, bo bohaterami obu są bracia.
Tutaj, w recenzjach, pisałam o tym cyklu.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości