przez ewa.p » 2 kwietnia 2017, o 13:48
Sol,wydaje mi się,że ze strony Feyry to raczej nie tyle miłość,co pierwsze oczarowanie.Wiesz-tajemnica,jakieś zaklęcie,te sprawy...to wszystko sprawiło,że dla Feyry Tamlin był kimś,kto nie tylko wyrwał ja ze świata wielkich ograniczeń,ale i był jakąś odskocznia od codzienności.Na początku na pewno zadziałał rąbek tajemnicy,te podsłuchane przez nia rozmowy,fakt,że się nią zaopiekował,ładnie ubrał,podarował możliwość malowania(co było dla niej bardzo ważne).Dopiero później,w obliczu zagrożenia okazało się,że jednak nie może na niego liczyć,że on jest raczej bierny.No a po wszystkim,nie mógł zrozumieć jej odczuć,nadal mu się wydawało,że to wszystko co ją spotkało spłynęło po niej jak woda po gęsi,nie powodując żadnych zmian,urazów itp.Z kolei jeśli chodzi o Tamlina to mam wrażenie,że potraktował Feyrę nie jak obiekt swoich uczuć,tylko jak ewentualna wybawicielkę.był świadomy klątwy i wiedział z czym sie ona wiąże.Miał pewność,że w istniejącym czasowym limicie nie będzie miał innej możliwości zdjęcia klątwy,więc starał się jak najszybciej oczarować dziewczynę,żeby jednak udało sie tę klątwę zdjąć.A po wszystkim wydawało mu się,że to już koniec wysiłków,że już raz na zawsze oczarował Feyrę i że ona nie zmieni swoich uczuć.To wyrachowanie z jego strony,ale ja mam właśnie takie odczucia w stosunku do niego.
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.