Obiecałam to piszę
Wymarzony dom
Malownicze: tom 1
Magdalena KordelMagda (Madeleine), tłumaczka języka francuskiego, ma dosyć "luźnego" związku ze swoim szefem Grzegorzem. Szuka okazji by jak najprościej zerwać z mężczyzną. Okazja sama spada jej z nieba, gdyż kobieta przyłapuje szefa z młodą sekretarką w niedwuznacznej sytuacji i bez chwili zastanowienia mówi mu:
Au revoir! Tak oto pewnego wiosennego dnia Magda jest już wolną kobietą. Pragnie jak najszybciej rozpocząć nowe życie i wtedy w okno zagląda jej kolejna okazja - niedrogo odkupuje od matki swojej przyjaciółki dom w Sudetach w ramach ratowania jej "rozpadającego się" małżeństwa. Malownicze ma być jej nowym startem, ale kto by pomyślał, że w ten nowy start będzie wpisana cała masa problemów miejscowej społeczności. Magda niemal od razu traci serce dla pewnej uroczej sierotki, miesza się w skomplikowane rodzinne problemy przygarniętej przez siebie Julki oraz zmaga się z remontem domu i absztyfikantem - niejakim panem Mieciem.
Chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, że biorę się za powieść obyczajową. Blurb jasno podpowiadał mi, że dość istotną rolę odegra w tej historii niejaki Michał i będzie on walczył o miłość głównej bohaterki. Ale czytam i czytam i czytam, a Michała ani widu ani słychu... Pożegnałam się więc ze złudzeniami o romansie. Ale wiecie? Nie było tak źle. Właściwie to było całkiem fajnie, nie licząc początku, kiedy to nie mogłam przystosować się do pseudo humoru Magdaleny Kordel. Im dalej w las tym bardziej nie zwracałam uwagi na te nieśmieszne tekściki autorki, a zaczęłam się naprawdę dobrze bawić z lekturą. Książka nie jest długa, ale zajęło mi cztery dni przeczytanie jej... i może to lepiej, bo jakoś tak bardziej zżyłam się z bohaterami, mogłam dłużej przebywać w ich świecie, po prostu bardziej wczułam się w historię, w atmosferę. A atmosfera była bardzo przyjemna, chociaż bohaterowie nie mieli łatwo. Każdy zmagał się z przynajmniej jednym problemem i to niezależnie czy miał lat 5 czy 85. Nieco denerwowała mnie owiana tajemnicą sprawa Julki, bo autorka robiła raz na jakiś czas takie udawane próby wytłumaczenia całej historii, ale okazywało się, że prawdy dowiedział się tylko któryś z bohaterów, w końcu wiedziała o tym prawie połowa miasteczka, a czytelnicy i sama zainteresowana oczywiście nie. I jeszcze żeby tu człowiek sam mógł wpaść na jakieś sensowne rozwiązanie - to nie, nie da się. W pewnym momencie to miałam w głowie takie teorie, że aż się siebie boję.
Nie czytam powieści obyczajowych, więc miałam problem z natłokiem bohaterów. Jak jakiś nowy się pojawiał, to zaraz przyciągał ze sobą przynajmniej trzech kolejnych, a ja nie jestem dobra w tak rozbudowanych relacjach. Zaskoczyło mnie, że właściwie nie przeszkadzał mi brak wątków miłosnych (bo to pożal się Boże pojawienie się Michała
na sam koniec książki nie uznaję za wątek romansowy, póki co). Owszem byli jeszcze Julka i Tymoteusz, ale oni to się nawet nie całowali jeszcze...
To by było chyba na tyle