No więc skończyłam
MASTER OF HER HEART
Guy returned from the Crusades to find all he loved destroyed. Craving vengeance against the blackhearted responsible, he claims his foe's beautiful niece as boots in his personal war of retribution. And though the fiery, headstrong Kathryn has sworn no man will conquer her, she is no match for the virile, battle-hardened knight. But Guy will not rest until he has won what is rightfully his—including the enchantress who has enslaved his heart and soul.Jestem fanką Samanthy James, z reguły uderza w te tony, które mnie emocjonalnie poruszają.
Niestety nie tym razem. To jedna z jej wczesnych książek i to się czuje. Znakiem rozpoznawczym autorki są starcia między głównymi bohaterami. Z reguły ciekawe i emocjonalne. Tu jest ich zbyt wiele. Za dużo nieufności, niechęci, wzajemnej pogardy i nienawiści. Owszem, jest przyciąganie erotyczne, ale w połączeniu z innymi emocjami wydaje się być w zasadzie męczące. Jedyny pomysł bohaterki na załatwienie nieporozumień z bohaterem to ucieczka. Jedna ucieczka w powieści jest OK. Ona się przestrasza albo wkurza, ucieka, on ją goni, łapie, awantura, buzi-buzi, olśnienie, jedziemy z tym koksem. No ale nie za każdym razem, kiedy coś idzie nie po jej myśli. On z kolei jej nie ufa, oskarża o różne, często z doopy wzięte rzeczy, w ogóle nie zwracając uwagi na okoliczności.
W tle jest nieustająca (no prawie) miłość do zmarłej żony, dążenie bohaterki do odzyskania rodzinnego majątku (z kuriozalną zupełnie oburzoną reakcją na to, jak on ofiarował rzeczony majątek rycerzowi, za którego miała z miłości wyjść jej siostra), tajemnica zabójstwa stryja i takie tam.
No i ciągnięcie gooowna przez morze (Panie darują dosadność porównania) z tym, żeby sobie wzajemnie wyznali miłość albo chociaż usłyszeli, jak drugie wyznaje.
Czytało się to nie najgorzej, bo to Samantha James, a ona potrafi pisać (chociaż momentami miałam wrażenie, że warsztatowo było słabiej, plątała się troszeczkę z narracją, np. biorąc z zaskoczenia czytelnika ze zmianą podmiotu w zdaniach następujących bezpośrednio po sobie, aczkolwiek niewykluczone, że w oryginale nie było źle, tylko lost in translation zaszło, bo czytałam w tłumaczeniu na włoski).
Ocena: w skali powieści Samanty James: 2/10. W skali ogólnej 4/10. Tylko dla fanek autorki, jednym słowem.