Skończyłam dziś
Dzień cudu Sawickiej. Przyznam, że mam mieszane uczucia, choć absolutnie nie żałuję, że po to sięgnęłam.
Mam wrażenie, że najlepszy był bliżej nieokreślony środek... Albo autorka się rozkręciła, albo ja - i tę część czytało mi się najlepiej
Na początku musiałam się przyzwyczaić do patetycznego stylu i sztucznawych dialogów, a koniec z kolei wydał mi się nazbyt udramatyzowany (ucieczka) i zbyt przesłodzony (tu już ścisła końcówka). No i nie byłabym sobą, gdybym nie przyznała grubego minusa za wcześniejsze kobiety Piotra - obie pokazane jako wylaszczone wyrachowane wywłoki. 3 razy W. No doprawdy. Jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy napisać książkę i zaludnię je takimi postaciami tylko po to, by uwypuklić cudowną naturalność i sierotkowatość bohaterki, to tu was oficjalnie upoważniam do zrobienia mi awantury
Niemniej tak jak napisałam, lektury nie żałuję, bo i tak wydaje mi się, że w swojej istocie, nawet jeśli nie wykonaniu, jest ta książka bliższa temu czego szukam niż wiele innych polskich książek 'dla kobiet.' Niestety kiepsko mi zawsze szło wyszukiwanie dla siebie tytułów z tej półki. O ile w przypadku romansów wiem doskonale gdzie i czego szukać i na co zwracać uwagę przy wyborze, to przy polskiej literaturze kobiecej gubię się zupełnie
Przede mną czytała jeszcze moja mama i uznała, że bardzo fajne
Aha, super że akcja w Gdańsku, ale szkoda, że autorka go chyba bardzo nie lubi