Jennifer Weiner "Mamuśki gotowe na wszystko"
Tytuł oryginalny: "Goodnight Nobody"
Data pierwszego wydania: 2005
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania polskiego: 2008
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 395
To moje drugie spotkanie z tą autorką po "Kochając większą kobietę".
"Kochając" jest prawdopodobnie najgorszą książką z wszystkich, które czytałam po niemiecku. "Mamuśki" nie dały rady tego przebić. Co wcale nie znaczy, że książka była udana.
Obie książki mają cechę wspólną, bohaterki nie lubią same siebie. A jak nie lubią siebie, to nie lubią też innych. W ogóle niczego nie lubią. Krytykują w stu procentach wszystko.
"Mamuśki gotowe na wszystko" udaje, że jest kryminałem. To prawda, jest tam morderstwo, a nawet dwa i trzecie w przeszłości oraz próba następnych, ale nie o tym jest ta książka.
Główna bohaterka nie jest szczęśliwa. Została wmanewrowana w życie, którego nie lubi, musi przebywać z osobami, których nie szanuje. Samej siebie nie akceptuje najbardziej.
Prowadzenie śledztwa w sprawie morderstwa popełnionego w sąsiedztwie otwiera jej oczy na to, jak bardzo jej codzienność odbiega od jej marzeń. Jej decyzje życiowe były durne, a jej brak decyzji w pewnych sprawach i pozwalanie by inni decydowali za nią, było jeszcze durniejsze. Sama jest winna, że tak wygląda jej życie, ale łatwiej jej doszukiwać się winy u innych.
Na okładce polskiego wydania napisano "Humor, wzruszenie i ...zbrodnia", ale nic z tego nie pasuje do treści. To historia kobiety, która sama nie wie czego chce. Która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy, a w ogóle nie umie korzystać ze swojej inteligencji. Która krytykuje wszystko i wszystkich dookoła siebie. A toleruje i docenia tylko osoby, które jej się non stop podlizują i przypominają o swej miłości do bohaterki.
Gdy tę książkę kupowałam kilka lat temu, spodziewałam się wspaniałej zabawy. Niestety to była bardziej męczarnia. Pani autorka porusza setki problemów społecznych, krytykuje taką ogromną masę zjawisk, że można stracić rozeznanie, o co jej w końcu chodzi.
Pisze stylem, który wydaje się trzeźwy i obiektywny, ale zawiera ukrytą krytykę. Nie wiem sama, na czym to polega, ale przy każdym zdaniu miałam wrażenie, że gdzieś komuś coś nie wychodzi, źle się dzieje, nic nie jest dobre. Wszędzie był negatywny podtekst. Wszystko było złe. Politycy skorumpowani, policja nieskuteczna, matki nieudolne, ojcowie nieobecni (lub odwrotnie), żony egoistki, na mężach nie można polegać (i nie dość, że palcem nie ruszą w domu, to jeszcze mają kochanki) itd., itp.
Pani pisarka to wszystko wytyka, ale nie ma pomysłu, jak to naprawić. Nawet zakończenie książki pozostawia otwarte. Nasza bohaterka nadal nie jest w stanie podjąć decyzji, co począć ze swoim życiem.
Pod względem uczuciowym sytuacja wygląda tak: Bohaterka siedem lat temu zakochała się w swoim sąsiedzie. Sąsiad miał narzeczoną. Narzeczona go zdradzała. On o tym nie wiedział. W sylwestra się dowiedział i wtedy bohaterce prawie się udało zaciągnąć sąsiada do łóżka, jednak był na to za bardzo pijany, a jak wytrzeźwiał, to wytrzeźwiał też moralnie i jej zwiał. Ona, urażona, wyjechała do Europy, a wracając poznała w samolocie innego pana. Pan został jej mężem. Mają troje dzieci, pierwsze chciane, a potem wpadnięte bliźnięta. 4 latka i 2 sztuki po 3 latka. Ona nie pracuje, mąż od lat rozkręca swoją firmę i jest wiecznie nieobecny w domu. Mieszkali w Nowym Jorku, ale tam było niebezpiecznie, więc mąż sprzedał mieszkanie i kupił dla nich wielki dom w Connecticut. Bez jej wiedzy i zgody. Jej się nudzi intelektualnie, czuje się niewykorzystana odpowiednio do swych możliwości oraz niedoceniana.
Z mężem zaczynają się coraz bardziej od siebie oddalać. Ona go nigdy nie kochała, zawsze zaledwie lubiła. W takim momencie w jej życie wkroczył dawny sąsiad. Już jest rozwodnikiem. Mąż po okresie kłótni i problemów chce naprawić stosunki małżeńskie i wzmocnić rodzinę. Sąsiad chce ją przelecieć, bo lubi przelatywać. Twierdzi, że chodzi mu o coś więcej, ale to raczej nie jest typ trwały w uczuciach. Ona chyba dalej kocha sąsiada, w sumie sama do końca tego nie wie.
Książka kończy się tak, że ona mieszka sama z dziećmi w domu letniskowym znajomych. Jest to rozwiązanie tymczasowe, ale końca nie widać.
Mąż sprzedał ich dom, którego ona nigdy nie polubiła i mówi, że jeśli ona zgodzi się do niego wrócić, to on zgodzi się na wszystkie jej warunki łącznie z tym, że jej będzie wolno decydować o ich miejscu zamieszkania. Odwiedza ją i dzieci w weekendy, śpią wtedy obok siebie, ale nie razem.
Z sąsiadem bohaterka się nie spotyka, bo mu nie ufa. I dobrze, bo nie warto.
Czy zdecyduje się wrócić do męża, czy jednak wpadnie w łapy sąsiada, tego sama nie wie, więc my też się nie dowiemy.
Powinna rzucić ich obu i znaleźć sobie wreszcie prawdziwą miłość, bo ani jeden pan, ani drugi, tym dla niej nie są.
Natomiast jeśli chodzi o stronę kryminalną powieści, to trzeba przyznać bohaterce, że sprawę udało jej się rozwiązać do końca. Naraziła przy tym swoje życie, ale mogło być dużo gorzej, bo o mały włos zginęłyby też jej dzieci oraz najlepsza przyjaciółka. Jednak nie wszystkie elementy związane z wątkiem kryminalnym zostają rozwiązane. Pewne sprawy pozostają w sferze niedomówień.