I mam nieco pomieszane uczucia. Po pierwsze dlatego, że nie lubiłam Benedykta i liczyłam, że Penelopa go przeczołga. Otóż nie przeczołgała go. Ale, ku mojemu zdziwieniu, w miarę czytania powieści, coraz mniej tego oczekiwałam. Chociaż, ku coraz większemu pomieszczaniu odczuć, nie polubiłam go również zbytnio. Benedykt nie jest typowym bohaterem romansu, podobnie zresztą jak i Sebastian, jego przyjaciel i bohater poprzedniej części.
Ale Benedykt jest nietypowy inaczej. Usilnie stara się ożenić z bogatą panną, żeby uwolnić się od wpływu toksycznego ojca, który wedle sobie tylko znanych kryteriów, regularnie odcina go od apanaży. Benedykt nie posiada zawodu, niby służy w armii, ale w zasadzie do tej służby dokłada. Jest dziedzicem ojca, hrabiego Stratforda, i wicehrabią Atherton, ale nie dysponuje satysfakcjonującymi go środkami materialnymi. Więc małżeństwo. Najpierw planuje poślubić Abigail, starszą siostrę Penelopy, ale tę sprzed nosa sprząta mu dawny przyjaciel, Sebastian. Potem namierza młodziutką Frances jakąś tam, ale tę z kolei zniechęca do niego Penelopa. W końcu, skutkiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności prowadzącego do nieuchronnego skandalu, żeni się z Penelopą. Nie będę opowiadała o fabule, bo same przeczytacie, ale muszę powiedzieć, że choć potoczyło się nieco inaczej, niż przypuszczałam, to ma to ręce i nogi. Fabularnie jest OK, w sumie lepiej, niż gdyby okazało się inaczej:
Psychologicznie jest prawdopodobnie - tak, właśnie tak powinno być, żeby było sensownie, inercja Benedykta jest zrozumiała, trudno oczekiwać innych reakcji od kogoś, kto przeszedł to, co musiał przechodzić Benedykt. Linden ładnie pokazała rozjazd oczekiwań Penelopy wobec Benedykta z jego zachowaniami, wynikający ni mniej, ni więcej, tylko właśnie z różnicy doświadczeń rodzinnych Penelopy i Benedykta. Ot, ona miała inne dzieciństwo i nie może zrozumieć, dlaczego Benedykt zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Co ciekawe, Benedykt w stosunku do Penelopy zachowuje się od początku do końca na piątkę, jest opiekuńczy, ufny, uczciwy, czuły, w odpowiedni sposób (czyli nie nadmiernie) zaborczy. Kiedy Penelopa go potrzebuje, jest zawsze obok niej, kiedy prosi go o pieniądze, daje jej, mimo że Penelopa odmawia wyjaśnienia, po co jej tak znaczna kwota. Benedykt nie staje na (ustalonej przez Penelopę) wysokości zadania tylko wówczas, gdy na scenę wkracza jego ojciec.
Reasumując, jest ciekawie, na pewno warto przeczytać, choćby dlatego, że jest nietypowo. Nie wiem, jaką postawić ocenę, skłaniam się ku 7/10.