nie wiem, jakiego dokładnie przepisu używasz, ale:
robi "na oko"
ale tak, żeby gęstniało ale nie zaczęło się gotować (a nawet falować - żadnych zmarszczek) i po zdjęciu z ognia ubijać aż wystygnie.
hmm, jeszcze jej babcina zasada: serek musi być bardzo dobrze odciśnięty (obojętnie, w której wersji) i trzeba też mu dać czas.
ps i twierdzi, jako Amerykanko-Rosjanko-Łotyszka, że "surowe" wersje - też w rodzinie robione - czyli bez jajek są własnie mniejsze.
podsumowując: wszystko zależy podobno od składników (i to z ust znajomych w US i Uk, gdzie jednak dostęp do świeżego porzadnego nabiału jest... hm, trudny, jesli nie masz wokół wspólnoty z Europy wschodniej i środkowej
u nas z tym podobno coraz też gorzej... (znaczy jak pisałaś: jak nie ma się dostawcy...).
ps ech, dlatego ja się trzymam na co dzień brownie i ogólnie ciast bananowych: zawsze jakoś wyjdzie